Wszyscy wyruszyliście spod rezydencji i udaliście się w stronę doków. Ulica robił się coraz bardziej paskudna. Ładne zapachy zostały zamienione na okropny smród z rynsztoków. Szczury przebiegały dosłownie pod waszymi nogami. Poruszaliscie sie ciasnymi i ciemnymi, nawet jak na dzień uliczkami. W pewnym momencie złapaliście ogon. Śledzeni byliście przez dwóch ubranych w czerwień osiłków. |