Milcząca od jakiegoś czasu Alexandra odezwała się wreszcie.
- Dziękuję wielmożnym panom za stanięcie w obronie czci obecnych tu kobiet - powiedzała z przekąsem, nieznacznie akcentując słowo "wielmożnym". - Zapewniam jednak, że zgoła niepotrzebnie - dodała.
- My, kobiety, potrafimy o siebie zadbać. Inaczej siedziałybyśmy teraz w domach naszych mężów z gromadką dzieci, albo dotrzymywałybyśmy towarzystwa takim dzielnym wojom, jak wy, niczym kurtyzany, co pewnie odpowiadałoby niektórym - zauważyła zjadliwie spoglądając wymownie w stronę Nathaniela.
- Wynajęłam swój miecz w obronie Imperium i tych ziem. Zrobiłam to, bo tak zdecydowałam i w każdej chwili mogę zmienić zdanie - powiedziała podnosząc nieco głos. - To tyle a propos wolności - dodała już ciszej.
- Wojna się skończyła, a oddział praktycznie nie istnieje - spojrzała na siedzących przy stole. - Mamy jednak do wykonania jeszcze jedną robotę, więc jest mi z wami po drodze. Ta wojna, niestety, nie przyniosła mi ani chwały, ani majątku, więc nie zaszkodzi zarobić trochę grosza na dalszą podróż. I nie widzę przeszkód, żeby słuchać poleceń oficerów, tak jak do tej pory. To tyle, jeśli chodzi o motywację - rzuciła cierpko.
- A co do ciebie, czcicielu Sigmara - łowczyni przez chwilę patrzyła na demoniczną twarz kapłana Sigmara z okolic Vogelsdorfu, ta po chwili zmieniła rysy i znowu widziała oblicze Nathaniela - Widzę, że jesteś prędki i surowy w osądach innych ludzi. Lepiej jednak uważaj, byś nie przekroczył tej cienkiej granicy, która zaprowadzi cię od szaleństwa, bo wtedy znajdą się inni, co osądzą ciebie - lodowaty chłód było słychać w głosie Alexandry. - Polując na potwory możesz stać się potworem... - powiedziała cicho, nie wiadomo, czy do siedzących przy stole ludzi, czy bardziej do siebie.
- Dosyć gadania po próżnicy. Robota czeka!
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |