Bugg zaczynał już przysypiać kiedy obudziły go słowa:
-Hmm, to nie jest wino
Dziad poderwał się z miejsca i wzdrygnął. Ktoś wypijał jego skarb. Miał już krzyknąć do gnoja żeby przestał ale rozkasłał się i ostatecznie przyciągnął naczynie do siebie spoglądając nieufnie na resztę. Kapelusz upadł na ziemię. Staruch jęknął i podniósł go mamrocząc pod nosem przekleństwa. Potem zaczął słuchać. Tileańczyk właśnie wychodził.
Zdezorientowany dziadek spojrzał na Rotmistrza. Sukinsyn był starszy od niego. Przydzielił go do jeden z grup. Był to jeden z głupszych pomysłów jakie widział. Podzielenie ich małej grupki szybko sprawi, że umrą. Może i tak było lepiej? Oczywiście nie dla niego ale...
Bugg podszedł do Valgiera.
-Pewnie jak wychodzi zza rogu to najpierw widać włosy a potem coś pod nimi... -mruknął.-cholerny świr... aha, to dowódca. Jeszcze gorzej…
Spojrzał też na pozostałe osoby z jego grupy. Tak, pasowali do siei jak szczur do zupy… chociaż szczury w zupie były pewnie smaczniejsze od tego co dawali w tej karczmie. |