Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2008, 19:27   #23
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Pokojówka, czy kimkolwiek była, zjawiła się dość szybko. Zaprowadziła trójkę gości po schodach, do windy, gdzie w towarzystwie stereotypowej, oklepanej do bólu muzyczki, dojechali na najwyższe piętro. Marmurowe podłogi, kolumny, dębowe, dwuskrzydłe drzwi, świeczniki, oraz mnogość złotych ozdób. Nie było jednak czasu podziwiać tego wszystkiego. Weszli do środka. Było to pomieszanie prywatnej biblioteczki, pokoju spotkań, oraz gabinetu. Wystrojone wyjątkowo artystycznie z dbałością o najmniejsze szczegóły, sięgając pamięcią do XVIII wieku. Dwa krzesła, oraz fotel, ogromne regały zastawione książkami, kominek. Biurko w rogu pokoju, oraz wielkie, przeszklone okna z czarnymi zasłonami, gwarantujące doskonałe oświetlenie przy lekturze jakiegokolwiek gatunku.
Stojąc tyłem, równocześnie patrząc na morskie fale roztrzaskujące się o brzeg, pojedyncza sylwetka, niemal zlewająca się z kotarami nicości, po raz pierwszy przemówiła.
- Alicjo, przygotuj proszę herbaty. Dla trzech osób.
- Oczywiście pani. Natychmiast się tym zajmę.

Głos, mimo, że lekki dla ucha, oraz przyjemny, sugerował słuchającemu coś na kształt długiego pobytu w więzieniu, bez możliwości odwołania się od wyroku. Służka, najwyraźniej znając go aż za dobrze, zgięła się w pół, zaś jej przełożona nie kwapiła się aby chociażby przytaknąć. Jeśli już przy tym byliśmy, nie kwapiła się także aby zapytać swoich „gości” czy mają jakąkolwiek ochotę na wyżej wspomniany napój. Ten miał zostać podany, równie pewnie jak to, że słońce wzejdzie za kilka godzin i obdarzy wszystkich swymi złotymi promieniami. Bez sprzeciwów, bez chociażby myśli o rezygnacji ze złożonej oferty. Ot, taki był odgórny stan rzeczy. Każdy musiał się dostosować. A skoro w ten sposób załatwiano tutaj sprawy spóźnionego podwieczorku, lepiej było nie myśleć w jak przebiegają inne. Te…bardziej poważne. Kobieta odwróciła się powoli. Sprawiała wrażenie wyjątkowo młodej. Zbyt młodej jak na piastowane stanowisko. Rude włosy sięgające za kark, zdawały się być jak pożar i tworzyć kontrast z przenikliwymi oczyma koloru skrzącej zieleni, oraz nieco bladą karnacją, zupełnie jakby właścicielka zbyt wiele czasu spędzała wewnątrz. Na przykład jego całość. Prosta, czarna suknia dopełniała obcego, nadnaturalnego uroku.
- Witajcie, możecie mówić mi Beatrice Schneider. Proszę, rozgośćcie się.
Na jej licach wciąż gościł piękny, choć delikatny uśmiech, jednak reszta twarzy chciała jakby znaleźć się w innym miejscu czasoprzestrzeni. Zupełnie, jakby ten aspekt jej jestestwa był tylko elementem jakiejś wyjątkowo zagmatwanej umowy prawniczej. Nie oznaczało to jednak, że nie robił wrażenia. Że nie komponował się z resztą jestestwa. Wręcz przeciwnie.
Jednak tutaj pozytywy wystroju wnętrz, jak i przyjmującej ich osoby, się kończyły, a zaczynało się coś gorszego… coś co sprawiło, że Johnny-boy szybko odnalazł się w roli głównego bohatera filmów grozy z lat sześćdziesiątych. Zauważalny jedynie kątem oka ruch, szmery. Nierealni agresorzy. Inaczej mówiąc, fala paranoi, która zalała jego umysł. Przez krótką chwilę podejrzliwość i nieufność były jak fale przypływu, które zalały spokojne miasteczko rozsądku. Jednak potem…wszystko ustało. Oczywiście kierowca rajdowy był jedynym widzem tego spektaklu. Wszyscy inni musieli się zadowolić jego nieświadomie wykonanym krokiem do tyłu, oraz kurczowym złapaniem za głowę. Zapewne szybko powstałaby teza odnośnie jego niestabilności psychicznej, jednak w towarzystwie fanatyka czekolady, pseudo-okultystycznej ninja pełniącej funkcję ochroniarza, oraz anielskiej miłośniczki winogron, takie skojarzenia nie miały prawa bytu, prawda?
Nawet mając na względzie tabun tak przyjemnych efektów wizualnych, Gabriela nijak, mimo wszelkich starań, nie mogła pozbyć się dziwnego uczucia. Lekkiego, niewyraźnego i…metalicznego dzwonienia w uszach. Zupełnie, jakby w jej głowie rozbrzmiewał szelest żelaznych łańcuchów, istniejący jednak jedynie na granicy słyszalności. W jej imaginacji. W prywatnym świecie bujnej wyobraźni. Bo przecież gdy się rozglądała, nie dostrzegała niczego niepokojącego. Podobnie gdy nasłuchiwała, dźwięk zdawał się być niczym więcej jak tylko iluzją. Choć…owa iluzja pozostawiła trwałe piętno. Butna, pewna siebie anielica, czuła się teraz nieco jak kot z przydługim ogonem w fabryce bujanych foteli. Coś zalewało jej zmysły, mówiąc, że jest ona w tym miejscu niczym więcej jak zwierzyną łowną, ofiarą. Jednak bestia, która była władcą tych terenów łowieckich…posiadała brzydki nawyk bawienia się jedzeniem. A czasem nawet…rozmawiania z nim, zupełnie tak jak teraz.
Dexter już się dzisiaj wycierpiał. Prawdę mówiąc to wycierpiał się za kilka następnych wcieleń i zamierzał na ten temat zostawić jakieś notatki w testamencie. Ku jego uldze jednak, nie czuł nic wyjątkowego. Ot piękny pokój, urocza atmosfera, niemal idealna kobieta. Zupełnie jakby od zmor nękających towarzyszy osłaniała go gruba, mięciutka warstwa ludzkiej ignorancji. Dominacja ludzkiej jaźni nad demonicznymi energiami miała w pewnych momentach swoje plusy. Jako, że Johnny-boy najbardziej obrazowo przedstawiał światu swoje złe samopoczucie, toteż większość ślepi w gabinecie została skierowana w jego stronę. Choć nie wszystkie. Te należące do właścicielki gabinetu wciąż drążyły detektywa niczym dopiero co zakupiony zestaw wierteł, który wpadł w posiadanie budowlańca.
- Och…dominująca jaźń…człowieka…
Wydawało się, że nie omieszka wyrazić swoich kondolencji. Zupełnie jakby śledczy w mgnieniu oka stał się przedstawicielem gorszego gatunku. Stylowo odziana postać pozwoliła sobie przerwać w tym miejscu, aby nie dokończyć komentarza. Co nadałoby mu zdecydowanie bardziej negatywny oddźwięk, jednak…może w jej zamyśle celem było uzupełnienie króciutkiego monologu przez adresata? W końcu istniało tyle sposobów aby skończyć zdanie. Co z tego, że niemal każdy z nich posiadał zdecydowanie negatywny, przesycony pobłażliwą litością oddźwięk. Ten został jednak szybko zatopiony. Zmianą tonu i przejściem w stan zaawansowanej komunikacji interpersonalnej. Kobieta wskazała dłonią pięknie zdobione, dębowe krzesła. Nie trzeba było się domyślać o co chodzi. Kiedy te zostały już zajęte, zaś herbata niemal magicznie znalazła się przed upadłymi aniołami (jedynie Dexter zdołał dostrzec rąbek skrzętnie wymykającej się z pokoju służki), kobieta przeszła do konkretów. Zdawała się być ich uosobieniem.
- Panie…Dexter.
Dlaczego on poszedł na pierwszy ogień, pozostawało zagadką, której nie były w stanie rozwiązać nawet najbardziej napęczniałe od wiedzy i filozofii umysły tejże epoki. W tym miejscu nastąpiła chwilowa pauza, która sprawiała, że rozmówca żałował wypowiedzenia swojego własnego imienia.
- Doszły mnie słuchy jakoby miał pan pewne…problemy w swoim biurze. Chodzi oczywiście o problemy z tajemniczym stowarzyszeniem, które pragnie pozbawić pańską głowę kontaktu z resztą ciała. Choć o…finansowych też słyszałam.
Pozostawało oczywiście pytanie, skąd właściwie się o tym dowiedziała, bo detektyw i jego urocza asystentka raczej nie były osobami światowej sławy. Raczej na pewno. Zmiana pozycji strzeleckiej, jak i celu. Wytoczenie większych dział.
- Natomiast obecna tu Belit-Sheri…
Skąd ona, do stu piekieł, znała jej anielskie imię?! I dlaczego ujawniła je publicznie, przed innymi!? Nie wróżyło to dobrze, ba, wróżyło tragicznie, zakrawało na katastrofę, wiele bowiem słyszało się w Otchłani o upadłych, którzy znajomością tego typu informacji potrafili ugiąć innych, mniej szczęśliwych pobratymców do swej woli, niczym więcej jak pstryknięciem metaforycznego palca. Teraz nie było jednak czasu poznać odpowiedzi.
- Wraz ze swoją żywicielką…miała niefortunny wypadek, z który ściga ją pół, postawionego dzisiejszej nocy wymiaru sprawiedliwości. I w którym wina dość…jasno spada na nią. Prawie jak grom z jasnego nieba. Ironiczne, czyż nie?
Wzrok padł na ostatniego w pomieszczeniu. A Johnny-boy mógł zauważyć ślady malującego się na twarzy wyrazu…czegoś, co kilka tysięcy lat temu mogło uchodzić za sfatygowane szczątki zdziwienia. Obecnie, ewolucja pchnęła ekspresję raczej w stronę zaciekawienia.
- Oraz ktoś…kogo obecność nie jest dla mnie…w pełni zaplanowana wizytą. Jednak z góry zapewniam, że jest mi niezwykle miło i nie mam nic przeciwko. Naprawdę.
Ton głosu sugerował, że gdyby miała, ten oto rajdowiec podziwiał by świat w odmiennym stanie skupienia od jakichś dwudziestu minut.
- Moi drodzy, odkąd wydostałam się z Otchłani…lubię magiczne sztuczki. Oszukiwanie nie wyćwiczonego oka. Iluzje. Ludzie stwierdziliby zapewne, że…to moje hobby. Mogę sprawić, że…te problemy znikną. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, rozsypią się w proch, jakby nigdy ich nie było. Odejdą w niepamięć. Oczywiście wszystko ma swoją cenę…wykonacie dla mnie kilka dość…nietypowych zadań. Każde z was…na nieco odmiennych warunkach. Zaś pan, panie…John, jeśli dobrze pamiętam…cóż, z pewnością jest coś na czym panu zależy, zaś cena…zawsze jest do uzgodnienia, prawda?
Powiedziała jak jeden specjalista od spraw pieniężnych do drugiego. Jak poznała jego imię? Nie przedstawiał się. Od przybycia tutaj, jedynie raz wymówił swoje imię. Bodajże do barmana. Czyżby on jej powiedział? Może w barze był jakiś cholerny podsłuch?
- Jest także druga strona medalu. Nasi dzielni stróże prawa z pewnością ucieszą się na wieść o zatrzymaniu na przedmieściach miasta osoby, która jest odpowiedzialna za śmierć dwóch, dość znanych person światka przestępczego, zaś tajemnicze sylwetki w płaszczach…tu pozwolę sobie przerwać, aby nie wzbudzać zniesmacznienia. Proszę, pijcie zanim wystygnie. Z tego co słyszałam, jest wyborna. Radzę spróbować.
Zapadła cisza, a zebrana trójka jakoś nie miała apetytu na cokolwiek. Pozostał pełen siebie, spokojny uśmiech, osoby, która jest właścicielką całego świata. Prawdopodobnie posiada też kilka wykupionych akcji w innych planach egzystencji.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 30-09-2008 o 01:39.
Highlander jest offline