Maringo, Dom Aedonisa Gdy kapłan skończył i udał się z Narelią na, jak to nazwano, rytuał oczyszczenia, Maringo odprowadziła go spojrzeniem, aż zniknął w cieniu korytarza. Stojąc nieruchomo, rozejrzała się po twarzach towarzyszy.
- Czyli wczorajszy znak na niebie ma dla tutejszych najwyraźniej jakieś szczególne znaczenie – dziewczyna beznamiętnym tonem podsumowała całą sprawę. Można było odnieść wrażenie, jakby cała sytuacja była dla niej bez znaczenia.
Tam, gdzie młoda kapłanka się wychowała, w kraju Wranów także przywiązywano wagę do znaków na niebie. Jednakże ich mnogość ukazująca się niemal każdej nocy na czarnym i bezchmurnym niebie kazała być bardziej sceptycznym i nie wierzyć w każde światełko spadające z nieba. Nawet jeśli było tak duże i wyraźne i mimo wszystko niezwykłe.
- Jeśli dobrze rozumiem, dzisiaj zostaliśmy nazwani Dziećmi Kuli Ognia... Czy myślicie, że to ma związek z tą legendą i z... nami? – dziewczyna przerwała na chwilkę, na jej twarzy pojawił się grymas, jakby właśnie powiedziała coś głupiego – Nie rozumiem tylko jak... i dlaczego?
Mieli teraz chwilę czasu dla siebie, zanim ich towarzyszka powróci w towarzystwie Najwyższego Kapłana. Maringo miała nadzieję, że ten krótki czas pozwoli im zastanowić się nad ich sytuacją i przedstawić miedzy sobą pomysły co zrobić w ciągu najbliższych godzin, może dni. Wszak wciąż włóczyło się za nimi widmo zabitego barbarzyńcy...
__________________ "Jeżeli zaczynamy liczyć historię postaci w kartkach pisma maszynowego, to coś tu jest nie tak..."
"Sesja to nie wyścig" +belive me... if I started murdering people, there would have no one been left |