Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2008, 19:34   #34
Lhianann
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Jej odczucia były jednoznaczne. Na grobowcu, jak figura wycięta z kiepskiej jakości dreszczowca siedział skrzydlaty.
On też bez trudu ją zidentyfikował, co ważniejsze, postawa i ton głosu sugerowały, ze nie ten cmentarz nie będzie kolejnym miejsce z jakiego będzie musiała szybko się ewakuować, jak z szpitala.
Z lekkim uśmiechem na ustach podeszła do Halaku ubranego w mało gustowny, ortalionowy płaszcz.
-Witaj, Sydielu. Jestem Suria.
- Wybacz…imię to niestety nic mi nie mówi, jednak…miło cię poznać. Zapewne ponownie, jak sądzę...
Upadły anioł nieznacznie kiwnął głową, uważnie przyglądając się swojej rozmówczyni, nie tyle z podejrzliwością, co z formą zaciekawienia. Czegoś takiego doznawali zapewne wszyscy nowoprzybyli. Po czym kontynuował.
- Co cię do mnie sprowadza Surio? Wydajesz się…nieco zagubiona.
- Bo poniekąd tak jest. Nowe miejsce, nowe czasy...- zaśmiała się cicho
Halaku poruszył się nieznacznie, jakby rozglądając dookoła w poszukiwaniu nieistniejących krzeseł. W końcu, niemal bez zawahania, wskazał jeden bliższych sobie nagrobków.
- Usiądź więc, proszę. Sądzę, że pan Ronald nie będzie miał nam tego za złe. To wyjątkowo…spokojna i wyrozumiała dusza.
Po chwili wahania Suria usiadła na skraju nagrobka. Może to według niektórych było brakiem poszanowania dla zmarłych, ale przeciąż oni nic już nie czują...swoista hipokryzja.
- Więc...czy mógłbyś mi coś powiedzieć o tym mieście ?
- Och. Jeśli szukasz przewodnika moja droga…niestety, nie trafiłaś zbyt celnie…

Nie mniej jednak, jakby szukając czegoś, co jednak mogło by jej pomóc, może w walce z jej rozczarowaniem, dość pośpiesznie dopowiedział.
- Jednak to zdążyłaś już chyba nieco poznać? Może zamiast tego…opowiem ci o tych…specyficznych istotach, wybijających się ponad śmiertelnych, które uczyniły metropolię swoim domem? Co ty na to?
Widać, że zbyt często nie rozmawiał z ludźmi. Wygłaszał dziwne, niemal książkowe monologi.
- Właściwie o to zamierzałam cię też zapytać ,nieco później, ale proszę cię, mów. Ta wiedza będzie jej bardzo potrzebna...
-Mam dziwne wrażenie, że tacy jak my nie są w tym mieście szczególnie mile widzianymi gośćmi. Dodała po chwili milczenia z jego strony.
- Och… to sprawka zamieszania, jakie powstało w religii…powiedzmy, że ludzie już nie wierzą w anioły. O bogu nie wspominając. Wierzą jednak…w demony.

W tym momencie przerwał i uśmiechnął się lekko, jakby znając już doskonale puentę dopiero co wypowiedzianego dowcipu. Nie tracił jednak czasu na tłumaczenia.
- Są ludzie…łowcy, którzy polują na takie demony…starają się nas odszukać i zniszczyć.
Ale, to tylko jedno z niewielu zagrożeń. A z tego co mi wiadomo, ich odłam w tym mieście jest nowy i…nie przetrwa zbyt długo.
Nie na terenach na których jest tak wiele…innych drapieżników.
-Takich jak...? Jej zaciekawienie rosło z każdym jego słowem.
- Och, jest ich wielu w tym mieście…potomkowie Kaina, stwory zrodzone z ludzkich marzeń i lęków, oraz nasi dawni bracia i siostry, którzy…no cóż…nieco zatracili się w dobrach i doznaniach, jakich potrafi dostarczyć współczesny świat.

Opowiadał o nich dosyć barwnie. Część z tych istot zdawała się go fascynować, w sposób jaki insekty pociągają kolekcjonera motyli. Lekko przygładził pomięty ortalion, który zdobił jego głowę, aby dokończyć swoją wypowiedź.
- Upadłych skrzydlatych, takich jak ja czy ty…pozostało naprawdę niewiele. Nie więcej jak tuzin. Choć…w odniesieniu do innych aglomeracji tego padołu…jest to swoisty luksus, zaś…drapieżniki o których wspomniałem…nie są dla nas zbyt agresywne.
-Więc czego, lub kogo należy się wystrzegać, na co mieć baczenia, a co można zignorować? Przepraszam że cię tak obcesowo wypytuje, ale jesteś dla mnie jedynym źródłem informacji o mniej...przyziemnych sprawach. Nie chciała go obrazić, ani spłoszyć ktoś taki jak on , był jej w tym momencie bardzo potrzebny.

Anioł zachichotał. Uśmiechnął się w sposób, który swoim ciepłem mógł roztaczać lodowce.
- Och, nie ma problemu…naprawdę. Jesteś pierwszą skrzydlatą, z którą rozmawiam od wielu miesięcy. Z tego co mi wiadomo…ostatnia wyjechała do Nowego Yorku. Ten wyjazd nie skończył się dla niej…zbyt dobrze. Jeśli mogę tak powiedzieć. Co to ja…ach.

Lekko klasnął w dłonie, zapewne odruch odnośnie ulotnej myśli, która tym razem nie zdołała mu umknąć. Szybko ujawnił ją obserwującej go dziewczynie.
- Potomków Kaina nazywa się teraz Kainitami…lub pijawkami, jeżeli pragniesz ich obrazić. Nie są dla ciebie zagrożeniem w otwartej walce, jeśli do takiej by doszło…niczym stado hien, potrzebowali by zaskoczenia albo ogromnej przewagi liczebnej.
Uśmiechnął się, zapewne na wspomnienie podobnego wydarzenia. Jego stopień w Legionie sugerował, że zapewne był dobrym wojownikiem.
- Zauważę, także że moce mentalne większości ich…linii krwi, po prostu na nas nie działają. Daje to możliwość wielu…zabawnych sytuacji.
Suria przysłuchiwała mu się zafascynowana. To co mówił, to jak mówił było czymś bardzo jej potrzebnym. No i był pierwszym skrzydlatym z jakim rozmawiała od...bardzo dawna.
W Nicości… tam nie było nic...

Zatarł dłonie, którymi klasnął tak niedawno. Zupełnie jakby dochodził do swego ulubionego kawałka, przysłowiowego tortu. Uśmiech na jego twarzy sugerował kilka przyjemnych wspomnień, co niestety nie pokrywało się z kamienną, może nieco posępną twarzą, którą utrzymywał podczas opowiastki o wampirach. Kolejna salwa monologu:
- Druga grupa jest chyba moją ulubioną. Znam kilka ciekawych osób z tego „stronnictwa.” Widzisz…ludzka jaźń, mimo lat zapomnienia, posiada wciąż potężną moc.
Potrafi kształtować świat. Jego realia. Dać początek nowym bytom. Trochę…trochę jak Wszechmogący. Lucyfer wiedział co robi, chcąc obudzić ich potencjał.
Jednak…odbiegam od tematu. Gdzie to ja…ach.
Odmieńcy. Baśniowe istoty w ludzkiej skórze. Stwory takie jak elfy, gnomy, satyry, krasnale, czy…mroczniejsze odmiany, żyjące w imaginacji dzieci. Mieszkające pod ich łóżkami.
Heh. Mają wiele…mniejszych, rasowych grup. Nie są groźni, jeśli ich nie sprowokujesz. Część z nich jest przyjazna i skora do zabawy, czy snucia opowieści. Co nie powinno dziwić, gdyż w większości zamieszkują ciała…właśnie wcześniej wspomnianych dzieci.
Tylko w taki sposób mogą przetrwać w dzisiejszym świecie.
Pozbawionym tej iskierki imaginacji i wiary, której i nam brakuje. Jestem pewien, że gdybyśmy odnaleźli wspólny cel…stanowilibyśmy siłę nie do powstrzymania.

Rozmarzył się. Był trochę jak stary patriota, żyjący dawną chwałą.
Zapewne wyobrażał sobie podboje ramię w ramię z lordami istot baśniowych, bohaterskie walki o których przez długi czas snuto by legendy. W tym stanie wyglądał tak…bezbronnie i niewinnie.

-Może moje pytanie będzie trochę nietaktowne, ale od dawna tu jesteś?
Sydiel budził w niej sympatie, było cos porywającego w tym jak opowiadał, jak wplatał w zdania cząstkę swych wspomnień, marzeń.
- Nie, dlaczego? Nie uważam go za nietaktowne w najmniejszym stopniu. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale to dla nas obojga nic nowego, prawda?
Mrugnął i uśmiechnął się do niej, wiedząc, że będzie w stanie zrozumieć jego żart.
- Jestem tu od jakichś pięćdziesięciu lat. To wystarczająco aby poznać prawa rządzące światem, oraz istoty o których wspomniałem. Oczywiście…większość czasu spędzam tutaj.
W domowym zaciszu. Nie lubię tłoków i…i hałasu.
Suria uśmiechnęła się lekko.
-Rzeczywiście, tu jest cicho i spokojnie. Odeszli raczej nie są zbyt uciążliwym towarzystwem. Przynajmniej będę wiedziała gdzie szukać, by znaleźć ciekawego kompana do rozmów, oczywiście, jeśli nie będziesz miał nic przeciwko obecności Scourge w swym zaciszu.
- Mój dom jest twoim domem…zawsze będziesz mile widziana.
Uśmiechnął się i lekko dygnął głową w parodii dawnych ukłonów, choć pamięć o nich przychodziła upadłej z jakąś dziwną trudnością. Może faktycznie, ludzki umysł nie mógł pomieścić pełni anielskich wspomnień.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline