Wszyscy:
Zgromadzeni zaczęli prosić i błagać Trykoniusza, by wskazał im kryjówkę monstrum, używając najróżniejszych argumentów. Nikt nie wiedział prócz Kwintusa, że Trykoniusz zna tylko miejsce gdzie potwór mógł się schronić, a nie gdzie na pewno ma kryjówkę.
W całym tym zgiełku kaleka walczył sam ze sobą. Z jednej strony nie mógł nie ulec takiemu naciskowi, z drugiej nie chciał skończyć jak Fotyna i inni. Trwało to dłuższą chwilę, a Trykoniusz wpatrywał się przez ten czas ślepo w ziemię. W końcu przemówił roztrzęsionym głosem:
- Nie mogę wam wskazać tego miejsca. Nie sposób dostrzec jaskini jeżeli nie wie sie gdzie ona dokładnie jest. Musze was tam... - tu zrobił przerwę jakby samo wypowiedzenie kolejnego słowa sprawiało mu ból - ... zaprowadzić. Jednak pod jednym warunkiem.
Wszyscy zaczęli zapewniać, że spełnią każdą prośbę młodzieńca.
- Nie mogę uciekać tak szybko jak wy - kontynuował. - Jeżeli natkniemy sie na tego stwora przysięgnijcie na numeny nieba i ziemi, że nie uciekniecie jak tchórze, zostawiając mnie na pewną śmierć.
Wszyscy przysięgli (no chyba, że nie wszyscy wtedy mi o tym napisać - MG), po czym Trykoniusz powoli poprowadził do ukrytej jaskini.
Niewielu już mężczyzn, chętnych do polowania na potwora, zostało z tych wszystkich, którzy byli chętni na początku. Do kryjówki potwora wybrało się w sumie około dwóch tuzinów ludzi. Byli wśród nich wprawieni myśliwi jak Mezjusz, Serwiusz, oraz Garjusz i Tamusz, którzy to dwaj kiedyś odnaleźli wraz z Terjuszem głowę młodego Ponatjusza. A gdy mowa o tym młodzieńcu, śmierci potwora pragnął też jego ojciec, który również był wśród zgromadzonych, chociaż lata świetności miał już dawno za sobą. Reszta niestety nie była wprawiona w walce. Terjusz był rybakiem, Kwintus szył tuniki, Mariusz pasał owce, młody Patrynusz był rolnikiem. Podobnie inni. Pytanie, czy mieli oni jakiekolwiek szanse w nadchodzącym starciu.
Jezeli cokolwiek dobrego można przypisać do ostatnich dni, to chyba tylko to, że Mezjusz i Kwintus zaprzestali kłótni i teraz razem szli by sprowadzić na Rumę spokój i bezpieczeństwo.
Trykoniusz zaprowadził "myśliwych" pod zachodnie zbocze wzgórza, które tak czesto przeszukiwali. Zatrzymał się nieopodal miejsca, gdzie kiedyś Mariusz podniósł z trawy głowę Ponatjusza - pierwszej ofiary potwora. Od tej chwili minęło zaledwie kilka dni, a żyjąc w strachu i niepewności jutra, wydawało się, że to cała wieczność.
- Tam! - Trykoniusz wskazał ręką na strome, skalne zbocze. Niektórzy długo nie mogli wypatrzyć co takiego on wskazuje. W dłuższym wpatrywaniu się wreszcie dostrzegli zarys wejścia do jaskini. Ale jak się tam dostać? Toż sama wspinaczka jest niebezpieczna, a cóż dopiero walka z potworem. |