Tim
Na pytanie o żarcie i browar barman zarechotał donośnie niczym… no – ten - Żaba The Hut z przedwojennej kosmicznej sagi, po czym dodał uśmiechając się ciepło:
-
jasne chłopie u mnie tylko zimny browar czeka na gości, coś do żarcia też się znajdzie – i tym razem to nie będzie konina! – spojrzał z ukosa na ochroniarza dzierżącego dwururkę - ten, nie odwdzięczył spojrzenia szefa tylko bąknął coś pod nosem.
Miła aparycja i radosny nastrój mężczyzny wprawiał w lekka konsternację postatomowe społeczeństwo, choć wiecznie śmiejące się oczy i zmarszczki wokół nich świadczyły o zupełnej szczerości mężczyzny.
Nalewając browar wprost ze stalowego kraniku zamontowanego na sporej metalowej beczce, odpowiedział na kolejne pytanie tropiciela:
- Alefa znajdziesz przy tamtym stoliku, tylko nie męcz go dziś za bardzo, bo nie w sosie jest…- kiwnął głową w stronę mężczyzny siedzącego przy oknie w rogu knajpy.
Ogólnie rzecz biorąc gościu wyglądał jak siedem nieszczęść i to takich przejechanych na drodze przez gang naćpanych Dark Visions. Na wrażenie składało się kompleksowo – postrzępione i zakurzone, szare wdzianko, wychudzone ciało, blada cera i strzępki grzywki, które właśnie nerwowo miętosił dłonią.
Trudno jednak było zgadnąć czy jest wkurzony, zaćpany czy mega zdołowany.
Po chwili piwo wylądowało na blacie
-
możesz się do niego dosiąść jak nie będzie marudził, a ja przyniosę Ci gulasz do jego stolika- – powiedziawszy to barman odwrócił się na pięcie i zniknął na zapleczu, z którego dobiegał smakowity zapach duszonego mięsa.
Paul
Szarżujący na najemnika Ganger nie należał do mistrzów „szlachetnej szkoły walki” zwanej przaśnie MOTO i mimo że robił w miarę efektowne młynki łańcuchem, to zbyt wiele czynności naraz nie było jego mocną stroną. Czarę goryczy przelał tu karabin Paula. Kierujący ranną ręką, a machający żelazem zdrową nie poradził sobie z nadlatującym z jękiem wstydu, ze używa się go jak włócznia Springfieldem. W rezultacie utracił koncentrację i próbując zrobić unik, nie utrzymał maszyny nie w pełni sprawną ręką. Pechowi pasażerowie rozkraczonego buggie zobaczyli, więc mało efektowny lot szczupakiem na ryj zakończony szorowaniem o piach i wzbiciem tumana kurzu. Nieszczęsny stalowy rumak ujechał jeszcze kawałek bez swego rycerza i zboczywszy delikatnie na prawo zwalił się na piach niczym jego właściciel.
Nastała chwila ciszy…
Oprzytomniały Mike strzelił trafiając rannego pokrakę w fart – znaczy się w zad. Praktycznie w tej samej chwili uprzedzając wydobywające się z piachu wrzaski i przekleństwa zareagował Paul.