Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2008, 18:08   #43
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Usłyszał taki oto przekaz informacji, który powołał kiełkowanie ciekawości.
-…nie. Nie wybielam się. Oczywiście, że nie. W żadnym razie. Nie miałoby to jakiegokolwiek sensu. Doskonale wiem, że jestem istotą złą i pozbawioną większości wartości moralnych. Jednak w odróżnieniu od moich braci, zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, że chcę… że muszę taka być. Oraz, że trzymam drzemiące we mnie rządze na uwięzi.
- I rzeczywiście sądzisz, że Lucyfer miałby wobec ciebie jakiekolwiek zastosowanie? Wobec wściekłego psa związanego łańcuchami, który z powodu szczątków miłości i lojalności, stara się nie pokąsać pana? Hah. Moja droga, okłamujesz samą siebie.

Głos rozmówcy po drugiej stronie zdawał się pełen energii i nieco rozbawiony, jednak w miarę jak kończył monolog, był coraz wolniejszy, mniej pewny swego, wręcz zamierał w słuchawce. Mężczyzna, kimkolwiek był, zrozumiał co właśnie powiedział. I, że mimo odległości kilku tysięcy mil nie było to dobrym posunięciem. Nawet jeśli do tej pory rozmawiał z właścicielką hotelu niczym równy z równym.
- Powiem to jedynie raz. Radzę ci zważać na słowa, jeśli twe myśli są na tyle samobójcze, że nie zważasz na mnie drogi…Rugielu. Nie lubię tego typu porównań.
Nastała ta niezręczna cisza w konwersacji, kiedy jeden z konwersujących jest zbyt oszołomiony aby coś powiedzieć. Tak złudnie podobna do tej, która pojawia się przed wymianą ciosów. W końcu jednak…czar prysnął. Opór został przełamany. Duma połknięta.
- Oczywiście. Przepraszam. Tempo i treść tej rozmowy, nieco mnie poniosła. Obiecuję, że więcej się to nie powtórzy. Kontynuuj moja droga, proszę.
- Dobrze więc…porównajmy tych nielicznych lojalistów Lucyfera wśród…spętanych, do kogoś w rodzaju szpiegów. Lub królewskich zabójców. Katów. To zawody w ludzkiej społeczności, których nie chciał wykonywać nikt. Były jednak konieczne do poprawnego funkcjonowania każdego państwa Europy. Odnajdywania szczegółów, wymuszania zeznań, czy karania winnych. Nieco jak…zło kontrolowane w każdym, najmniejszym aspekcie. Moralne? Oczywiście, ze nie. Skuteczne? Jak najbardziej.
- Hmmm…nie myślałem o tym w ten sposób. Przynajmniej nie do tej pory. Być może jednak jest w tym trochę racji. Co jednak powiesz na…

Rozmówca po drugiej stronie telefonu zdecydowanie nie należał do osób uległych, co najwyżej posiadających szczątki instynktu samozachowawczego. Zastanowienie w jego głosie, oraz ważenie argumentów, były jednak w pełni wyczuwalne. On naprawdę analizował całą sprawę. I zgodził przekonany, nie w celu prezentacji lizusostwa. Oczy patronki tego miejsca padły na nowoprzybyłego Dextera, który począł już czuć się nieco…nieswojo.
- Wybacz, właśnie przyszedł jeden z moich…pracowników. Będziemy musieli dokończyć tą rozmowę nieco później. Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko?
- Tak, Rozumiem. Oddzwonię więc później.

Kobieta przytaknęła z nieznacznym uśmiechem nowoprzybyłemu, aby ponownie zajął miejsce przy jej biurku. Jakby mógł odmówić.
Dexter słuchał tej jakże ciekawej rozmowy telefonicznej wcale nie specjalnie, tak przy okazji, tak. On był zajęty delektowaniem sie produktem czekoladowym. To, ze wszystko uważnie notował w swojej pamięci, to było, no...zboczenie zawodowe. W końcu każdy to chyba by zrozumiał, prawda? Oczywiście. Ale gdy ona tak spojrzała, to jakoś w magiczny sposób ostatnia kostka czekolady w Dexterowych ustach stwierdziła, ze wylądowała wlasnie na środku pustyni. Ciekawe zjawisko. Zaproszony, pan Tempest usiadł gdzie mu przykazali. Czując się trochę jak uczeń który przyszedł do szkoły po dłuższej chorobie i został przywitany sprawdzianem. Takim, którego nie potrafi rozwiązać nawet jego twórca.
- ...Dzień dobry.
- Dzień dobry panie Tempest. Przemyślałam nieco naszą wczorajszą rozmowę. Z powodu pańskiej…wątpliwie korzystnej sytuacji mentalnej, niestety nie będzie pan w stanie docenić wszystkich udogodnień, jakie oferuje sobą to miejsce, jednak…

Dex poczuł się trochę jak wieśniak, chory na ospę wietrzną, którego władza wykonawcza zamierza się za kilka chwil pozbyć, aby nie rozprzestrzeniał zarazy.
- Proszę mi powiedzieć, ile zarabiał pan w swojej…starej pracy?
Kobieta skrzyżowała palce dłoni, przesłaniając tym samym swoje oczy. Ten ton nie miał nic wspólnego z prośbą, ale zdecydowanie należało ją pochwalić za dobre chęci.
Niech to diabli, czemu zawsze i wszędzie kończył jako ten gorszy? Stara praca...jakoś wołałby, by mimo wszystko powrócić do niej w możliwie bliskiej przyszłości.
Skrzywił usta, zastanawiając się nad zadanym mu pytaniem.
-Tyle, by moc żyć w miarę godnie. Czyli mieć gdzie spać i odżywić mozg.
...Jednak cofam to o godności.

Kobieta zaplanowała sobie zdecydowanie inny tok tej rozmowy, jednak teraz sama zdecydowała się szybko i bezwzględnie zmienić jej tor, na taki który zdawał się w tej chwili najbardziej odpowiednim. Choć na dobrą sprawę subtelnym jak rozkwaszenie komuś nosa.
- Panie…Dexter, pańska ignorancja zaczyna mnie nieco…irytować. Nie mogę pojąć jak można być tak ślepym na najbardziej podstawowe prawdy, które pana otaczają. Proszę mi powiedzieć, co pan właściwie wie o aniołach i demonach. Oraz o tym, że ma pan jednego w sobie i to on jest źródłem pańskich…kuglarskich sztuczek.
I znowu zaczyna się cały ten stuff o demonach i aniołach. Nie lubił go, bardzo nie lubił. Ale musiał przyznać jedno. Niezależnie jak bardzo chorze to brzmiało, było raczej w ten czy inny sposób prawdziwe. I to wcale nie dlatego, ze przenoszenie ludzi z miejsca na miejsce, czy to z balu do hotelu, czy z Moskwy na Jałtę, wymagało interwencji sil nadprzyrodzonych. Posiadanie demona. Jak pokemon. Albo rak.
-Zdecydowanie mniej niż potrzebuję, zdecydowanie więcej niż bym chciał. Miałem zamiar poszukać czegoś na ten temat w bibliotece po spotkaniu, jeśli o to chodzi.
- Hmph. Obawiam się, że nie znajdzie pan tam zbyt wiele…pomocnych materiałów. Nie mniej jednak, pochwalam to, że przynajmniej nie żyje pan w zaprzeczeniu. Bo może być to wyjątkowo wymagająca egzystencja. Wróćmy jednak do rzeczy. Abyśmy lepiej się zrozumieli…proszę aby traktował mnie pan jako swoją…nie tyle przełożoną, co…klientkę. Osobę, która chce wynająć pańskie usługi. Ile więc życzy pan sobie, za poświęcony mi czas, panie Tempest? Śmiało.

Dexter na milisekundę otworzył usta mniej więcej tak, jakby chciał cos powiedzieć. Jednak rozmyślił się, przygryzł wargę, przymknął lewe oko i dla kontrastu, uniósł prawa brew. Jego spojrzenie utkwiło gdzieś kilka centymetrów nad głową jego...klientki.
-...protekcja. Wiedza. Święty spokój. I dzienny przydział czekolady. Pozostałe bonusy, to juz chyba zależnie od tego jak się sprawdzę, prawda?
- Ostro się pan targuje, panie Tempest, ale dobrze. Przystaję na te warunki.

Uśmiechnęła się nieznacznie, dobrze zdając sobie sprawę z tego, że i tak w żaden sposób nie wydarł od niej tego, co naprawdę chciał. Po prawdzie, nie zobaczył nawet wierzchołka góry lodowej, w postaci możliwości jakie niosła ze sobą ta rozmowa. Zabawne, zwłaszcza dla kogoś kto posługiwał się mocami jasnowidzenia, oraz modyfikacji nadchodzących zdarzeń. Uznając ten rozdział za zakończony, kobieta przeszła dalej w swej przemowie:
- Dziś wieczorem, wraz z panią…Gabrielą, uda się pan pod ten oto adres.
Właścicielka przybytku nie przepadała za ludzkimi imionami. Za każdym razem gdy nasuwała się konieczność aby je wymówić, zmuszała się do tego. Po stole przesunęła się powoli mała, idealnie kwadratowa karteczka, w kolorze żółci, marki Post-it.
- Nie wiem dokładnie gdzie, jednak gdzieś w pobliżu…w dzielnicy, aby być dokładniejszym, znajduje się główna siedziba ludzi, którzy wczorajszej nocy chcieli państwa…pozbawić zakotwiczenia w tym świecie. Wierzę, że będąc na miejscu, z pańskimi…talentami, szybko będzie pan w stanie ustalić lokalizację owej placówki.
- Mamy tylko ja zlokalizować, czy z tym fantem...zrobić cos więcej?

Czy to pytanie było naprawdę konieczne? Ciężko powiedzieć. Szczególnie według osoby, która czuje się trochę tak, jakby pod krzesłem na którym usiadła, znajdowała się mina przeciwpiechotna. Pytanie zostało jednak szybko rozwiane.
- Jedynie znaleźć. Podejrzewam, że wszystkie inne, potrzebne kroki, zostaną podjęte przez drużynę przeciwną…
Zaś to jak się do nich dostosuje brygada detektywistyczna będzie miało wpływ na inne wydarzenia tej nocy. O ile takie nastąpią, rzecz jasna. Tym samym rozmowa dobiegła końca. Rudowłosa podziękowała za zabrany czas, zaś pan Tempest miał go jeszcze sporo do zabicia, do godzin wieczornych. Pozostawało mieć nadzieję, że czas będzie jedyną rzeczą, którą pozbawi po zmroku życia.
 
Highlander jest offline