Pytanie o czar, który spowodował zniknięcie elfa nie wywołał w Kelvenie zachwytu. Nie bardzo lubił zdradzać tajniki swego fachu, a jeszcze mniej lubił zdradzać sekrety innych.
Jednak wyraz szczerej troski, malujący się na twarzy Majobiego, oraz niezwykłe jak na niziołka milczenie sprawiły, że Kelven postanowił uspokoić swego towarzysza.
- Żaden wróg nas nie zaatakował - powiedział cicho. Tak cicho, że tylko Majobi mógł go słyszeć. - Pamiętasz może... Allandril miał taki niepozorny pierścionek. W nim miał zaklęcie. Azyl.
- Wiele by można o tym zaklęciu opowiadać... Mówiąc w skrócie, nasz towarzysz został przeniesiony. Dokąd, tego nie wiem, ale z pewnością w jakieś bezpieczne miejsce... Może do domu. W każdym razie można się spodziewać, że tamten ktoś, do kogo elf trafił, zdołał mu pomóc.
- Nie sądzę jednak - dodał po chwili - by zdołał do nas wrócić, przynajmniej w najbliższym czasie. Ktoś by musiał najpierw nas odnaleźć, a potem go odesłać. A w to po prostu nie wierzę... |