Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2008, 22:33   #45
Nemo
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
-Ho ho, ho, jak było, panie Dexter?
-Prawie jak przy śniadaniu z Tobą.
-O, to nie tak źle...erm. Jesteś złośliwy, prawda?
-Twoja dedukcja mnie zabija.
-Hmph.
-Z łaski swojej, wydedukuj jak przekazać pannie G., że ma przed 20 być zwarta i gotowa. Na misje idziemy. A teraz...
Teraz mam coś do załatwienia. A Ty pałętająca mi się pod nogami tylko byś przeszkadzała. Idź popływaj czy coś.


Pan Dexter zapukał. I odpowiedziała mu dostojna cisza. Rozejrzał się, niczym złodziej przed aktem ingerencji w czyjąś majętność. Zerknął przez dziurkę od klucza, zerknął przez szparę pod drzwiami, wstał. Otrzepał się. I jak gdyby nigdy nic, spacerkiem poszedł sobie dalej, nucąc coś w samozadowoleniu.
Aura Dextera...była...inna.

Kierowany swoim demonicznym planem demonicznej demoniczności, który wpędziłby w kompleksy pewna wielkogłową mysz z jednej z jego ulubionych kreskówek, Dexter wkroczył do baru. Który był dość zatłoczony, trzeba było przyznać. Maklerzy, inwestorzy, bogata śmietanka LA. Ciekawe, czy dałoby się jakoś...ach, nieważne. Starając się wydobyć na powierzchnie swojej nieprzyjemnej facjaty najdoskonalszy uśmiech jaki wszechbyt widział, skierował się ku panowi na oborze tego miejsca.
-Ach, pan Gregory Trekk. Spory ruch, jak widzę.
Barman nieznacznie się uśmiechnął, na krótką sekundę nawiązując z detektywem kontakt wzrokowy. Znalazł nawet wystarczająco czasu aby przytaknąć i okazać szerzej owy uśmiech, między, rozlewaniem, dolewaniem, przelewaniem, miksowaniem drinków, oraz okrzykami, które chyba kierował w głąb kuchni, przekazując zamówienia jej szefowi, który był niewiele mniej oblężony niż on. Głównie przez kelnerki, które co rusz wychodziły z mrocznych, kuchennych pomieszczeń, taszcząc pachnące i estetycznie przyrządzone specjały.
-Zawsze zastanawiałem się jak to jest; być barmanem. To praktycznie sztuka. Całe to mieszanie, akt kreacji drinków...bardziej dostojne jest chyba tylko robienie czekolady. Może jest coś, w czym można pomóc?
- Nie, nie panie Dexter, radzę sobie!
Ponownie odwrócił łepetynę i krzyknął, może trochę zbyt głośno, zapominając, że rozmówca stoi przecież tuż przy barku i z pewnością słyszy go aż za dobrze. Kolejny drink wylądował przed zadowolonym klientem. Widać, że ten oto pracownik, pomocy raczej nie potrzebował. A może po prostu nie chciał ryzykować stłuczenia szklanek, kiedy w pobliżu przebywał osobnik o niewątpliwej zręczności, taki jak Dex.
Detektyw skrzywił się, prawie że śmiertelnie obrażony. Po chwili jednak przerwał milczenie.
-A będzie miał pan potem chwilkę na rozmowę i ewentualna prezentacje sztuki zawodowej? Gdy ruch się zmniejszy, oczywiście.
- O tak, oczywiście. Wierzę, że pod wieczór na pewno znajdę dla pana nieco czasu. W nocy jest tu zawsze nad wyraz spokojnie. Podejrzewam, że bywalcy wolą bawić się w klubach niż przebywać…
- Synu, prosiłem o szkocką z lodem!

Monolog przerwał jakiś jegomość z sumiastym wąsem, zdradzający dość ciężkie objawy siwizny, oraz oczy, które zdradzały, że zna się na alkoholu jak nikt inny. Jeżeli zaś chodziło o jego wątrobę, gdyby była widoczna, zapewne ukazywałaby, że nie pozostanie owym ekspertem zbyt długo. Barman przytaknął, pośpiesznie, jednak pewnie, realizując zamówienie ponaglającego. Skończył, po czym dopowiedział.
- Niż przebywać tutaj, panie Dexter.
Pan Dexter zmrużył oczy, kiwając głową w zrozumieniu.
-Doskonale. Będę wyczekiwał więc wieczora z niecierpliwością. See ya later, space barman. Jest pan aktualnie moim ulubionym przedstawicielem tej profesji.
Uśmiechnął się i odpełznął w poszukiwaniu swojej kolejnej, erm, ofiary.


Kolejnym ogniwem w łańcuchu działań dziennych czekofila była rozmowa z pewną panną, która akurat poganiała guzdrały z praniem, wykorzystując niewątpliwą przewagę psychologiczna, jaką daje pozycja ze schodów.
-Ach, pani Alicja. Zawsze tak zapracowana? Czekolady?
W stronę wyżej wymienionej przedstawicielki płci podobno piękniejszej, wymierzona była cala tabliczka czarnej magii.
- Och, to nie praca, to przyjemność panie Tempest!
Bardziej wykrzyczała niż odpowiedziała, z rozpromienionym uśmiechem, najwyraźniej dopiero co go zauważywszy. Spojrzała podejrzliwie w stronę tabliczki czekolady, uśmiech nie zniknął z jej twarzy, jednak pokręciła przecząco głową.
- W czym mogę dzisiaj panu pomóc? Mam nadzieję, że pobyt u nas jest dla pana przyjemnym doświadczeniem? Jeśli mogę coś polecić, przechadzka po plaży jest podobno idealnym sposobem na spełnienie miło czasu.
Zabawne, że użyła słowa „podobno”. Jakby nigdy sama tego nie robiła.
Pan Dexter zaś nagle przestał być szczęśliwy, radosny i ogólnie zadowolony z życia. Lub przestał to udawać. Nieważne. Ważne, że jego psychika była chwilowo w kawałkach, a wyraz ichniej twarzy przypominał lustro, w które uderzyła wściekła, hiperaktywna wiewiórka, którą ktoś bardzo nierozsądny i nieodpowiedzialny poczęstował mocną kawą.
-Ja...moja...wybierałem tą czekoladę, sniff, przez tyle czasu, a tu...Eh. Moje biedne, małe, czarne serduszko właśnie umarło. Teatralnie przetarł twarz rękawem, jeszcze raz żałośnie pociągając nosem. Plaża...hm. A znalazłaby Alicja czas by mnie na niej przypilnować? Bo jestem w takim rozbiciu, ze zapewne zgubiłbym sie i nie wrócił już nigdy. Tak. I to pani wina. Sniff.
Dziewczyna widać nieco się zdziwiła. Przestała aż dyrygować swoimi podkomendnymi, robiącymi wszystko co mogli, aby sprostać wymaganiom, które były tylko nieco ponad te zdolne dla człowieka. Otworzyła szerzej oczy. Najwidoczniej zdawała sobie sprawę, że to teatralny gest, ale też, nie należała do osób, które oczerniają gości, ani też wytykają im takie rzeczy.
- Panie…panie Tempest, ależ proszę, to zapewne nie aż tak duży problem…no…dobrze. Może kosteczkę.
Po czym w istocie odłamała kostkę od czekolady, resztę powierzając jego opiece. Rozejrzała się dookoła w udawanym spokoju, przepełniona konsternacją. Totalna, czarna rozpacz, w iście magiczny i dramatyczny sposób została wykopana na Madagaskar w momencie symbolicznego przełamania czekolady. Została zastąpiona przez zadowolenie. I nie, Dexter nie miał mocy zabijania ludzi, których poczęstował czekoladą. Jeszcze.
-Jeśli pani posmakuje, proszę się nie krepować. Jestem...koneserem. Oczywiście, sporo ludzi uważna to za dziecinne, ale kto by się nimi przejmował. A pani? Co pani sądzi o słodkościach, hm?
[CIĄG DALSZY NASTĄPI]
 
Nemo jest offline