Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2008, 21:56   #93
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak przystało na Strażników bardzo szybko otrząsnęli się z szoku spowodowanego eksplozją. Albo wynik szkolenia, albo wrodzone predyspozycje. Albo i jedno, i drugie...

Diody autolekarza zgasły. Zhaaaw odsunął go od ramienia Neli. Rana została pięknie 'zacerowana' i pokryta natryskowym plastrem.

Świetna robota - pomyślał, wrzucając autolekarza do plecaka. Nikt inny nie mówił nic o ranach. W końcu byli dorośli, więc nie musiał nikogo o nic nie wypytywać. Nic na siłę.
Swoimi ranami się nie przejmował. Od urodzenia nie używał plastrów ani bandaży. A i tak większość odłamków przechwyciła kamizelka.

John, z Neli na plecach, ruszył w stronę drabinki. Pręty ugięły się nieco pod podwójnym ciężarem, ale nie puściły, dzięki czemu Zhaaaw mógł bez problemu podążyć tą samą drogą. Chwycił szczebel, lecz zanim ruszył do góry rozejrzał się. Nic nie świadczyło o tym, że ktokolwiek przebywał w tym miejscu.
Oprócz paru śmierdzących plam na szczeblach drabinki.

Słysząc tyradę Koena uśmiechnął się. Facet naprawdę miał nierówno pod sufitem, nosząc ze sobą tyle materiałów wybuchowych. Z drugiej strony - czasami zdarzało mu się myśleć rozsądnie...

- Nie masz czasem w kieszeni trochę tych cudownych proszków? - spytał. - Dobrze by było, gdyby z tego krateru nie prowadziła żadna droga.

Nie czekając na odpowiedź dodał:

- Zdałoby się przebrać i odświeżyć. Choćby odrobinę. Komuś tam na górze może się nie spodobać nasz zapach i zatrzaśnie nam drzwi przed nosem.

Nie sądził, by Koen miał zapas ubrań pasujący na każdego, ale wystarczyłoby coś nie podziurawione odłamkami, w czym od biedy mogliby iść na powierzchnię.
Najgorsze było to, że kończył im się czas i trzeba było się spieszyć...


Gdzieś głęboko, schowana, tkwiła nie okazywana troska o Pepper. Miał nadzieję, że ta, która doprowadziła do powstania ich małej grupki, nie zginęła, tylko zdążyła się przenieść w inne, bezpieczne miejsce.
 
Kerm jest offline