Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2008, 21:59   #8
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Szlachcic zakręcił swój wąs głowiąc się nad całą tą dość niecodzienną sytuacją i postawionym mu przez Widuchowskiego zadaniem. Gdyby nie to, że szlachcic ów zaprosił go do tego śniadania, w momencie w którym Jerzemu kiszki już od dłuższego czasu grały marsza, to pewnie słysząc jego prośbę, pognałby go do wszystkich diabłów. Sytuacja była jednak inna, a teraz nawet ni jak nie było temu człowiekowi jak odmówić.

Dopiero po chwili jego oczy spoczęły na zastawie, którą Widuchowski pozostawił na tym miejscu. -Trzeba to posprzątać - powiedział Czarnota

Koń pana Jerzego wydawał się teraz spokojniejszy. -Cóż stary przyjacielu mam nadzieję, że sobie trochę podjadłeś, ale czas na nas - powiedział wskakując na grzbiet zwierzęcia i ruszając we wskazanym mu przez towarzysza niedawnego posiłku kierunku.

Pierwsza wieś do jakiej Czarnota dojechał nosiła nazwę "Micigózd" ... aż szlachcica zaciekawiło jak kmiotki wypowiadają tą nie najłatwiejszą nazwę, całkiem zabawne mogły być ich próby. Przejeżdżając przez tą małą wieś wzbudził nie małe zainteresowanie, pewnie nie zbyt często widywali w tych stronach takich jeźdźców. Pan Jerzy postanowił to wykorzystać, podjechał do najbliższego chłopa i rzucając mu monetę władczym głosem zażądał aby jego konia wyczyszczono, nakarmiono i napito. Gdy chłopek poczuł możliwość zarobku, zaczął uwijać się jak w ukropie starając się spełnić jak najlepiej życzenie szlachcica, który leniwie obserwował poczynania kmiotka.

Gdy ten skończył Jerzy podszedł bliżej aby lepiej przyjrzeć się jego dzieło. Powoli skinął z aprobatą głową. Teraz i jego zwierzę mogło się lepiej najeść i podróż powinna przebiec bez żadnych nieprzyjemnych niespodzianek. Spokojnie już kontynuował swoją podróż na południe do Piekoszowa.

Wieś ta była pewnie jedną z większych w okolicy, chociaż to raczej nie należało do najtrudniejszych wyczynów, szczególnie gdy Czarnota przywołał w głowie obraz niedawno opuszczonego Micigózda.

Kościół od razu rzucił mu się w oczy, okazały był. Murowany biały, nawet w miastach takich jak Lwów nie powstydziliby się takiego domu Bożego. Proboszcz tutaj nie należał pewnie do tych zwykłych wiejskich kaznodziei, jakich dużo w Rzeczpospolitej spotkać można.



Niedaleko kościółka mieściła się solidna i obszerna plebania ogrodzona parkanem. Szlachcic uwiązał swojego konia do drzewa znajdującego się niedaleko i zabrał najpotrzebniejsze mu rzeczy podchodząc do drzwi plebana. Zastukał w nie mocno

-Kto tam?- padło pytanie za drzwi

-Jerzy Czarnota herbu Roch, otwórzcie ojcze - Nie musiał nawet na to długo czekać, pleban który za pewne nie miał zbytnich okazji gościć herbowych w swoich progach wyleciał jak z procy

- Mikołaj Kętrzyński - przedstawił się ksiądz -Niech szlachetny pan wejdzie i opowie, co sprowadza pana w moje skromne progi -

Sposób bycia tego człowieka spodobał się Czarnocie, któremu te słowa miło łechtały dumę.

-Sprawa to nie lekka - zaczął sadowiąc się w izbie -Otrzymałem jakiś czas temu znaczny spadek. Wśród nich wiele ksiąg się znajdowało, były wśród nich też heretyckie tomy. Te pierwsze chciałem do klasztoru Świętokrzyskiego ofiarować ... a drugie miałem spalić. Za nim jednak zdołałem tego dokonać część z nich została mi skradziona ... poszukuję ich teraz - po tych słowach nie pozwalając na żadną reakcję księdza położył otrzymaną księgę i przesunął ją bliżej sługi Bożego.

-Nie chcąc po próżnicy marnować czasu ojca, tą księgę chciałem mu ofiarować - pozwolił aby ojciec dotknął jej i przeczytał tytuł. Nie mógł tamten zauważyć, że na twarzy pana Jerzego uśmiech zagościł, wydawało mu się, że tamten został właśnie złapany jak zając we wnyki. Gdy tylko oczy gospodarza ponownie na szlachcicu spoczęły ten odezwał się spokojnym i poważnym tonem

-Dwa pytania do ojca miałem. Czy wie ojciec, który z plebanów okolicznych zna się na księgach i do którego po poradę udać bym się mógł i czy w ciągu roku, nie pojawił się u ojca jakiś człowiek mający heretyckie księgi, bo takie właśnie mi skradziono - po tych słowach szlachcicowi nie pozostawało nic innego jak oczekiwanie odpowiedzi.
zrzucając kurze kości na ziemię, a bogatą zastawę zawinął w zapewne równie cenne sukno i schował do swoich tobołków. "W końcu wielka szkoda, by była gdyby jakiś zwykły cham dorwał się do taki rzeczy. Nie miałby ich jak spożytkować".
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:43.
Hawkeye jest offline