Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2008, 23:45   #7
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nastał wieczór i mieszkańcy Talgi poczęli świętować. W tłumie mignęła jej znajoma twarz. Poparzona gęba natręta, który kilka dni wcześniej przydybał ją w szopie. Ostudziła może zapał chłopaka, ale cały czas podejrzewała, że ten nie puści jej całej sprawy płazem. Skrzywiła się na to wspomnienie i drwiący ton jego głosu. „Ja ci w zasadzie przysługę wyświadczam, bo żaden człek prawy by takiego odmieńca nawet tknąć nie zechciał.

~Parszywy zwyrodnialec. Dostał na co zasłużył. Z takim pyskiem spaskudzonym to już go żadna panna nie weźmie po dobroci. I dobrze . Współczuć mu nie będę a jak jeszcze raz mu chętka na umizgi w sianie przyjdzie to znów poczęstuję jakimś zaklęciem. Albo widłami poszczuję.~

Silia nie przepadała za tłumami, tym niechętnej uczestniczyła w uroczystościach. Teraz także zauważała ciekawskie i pełne pogardy spojrzenia rzucane mimochodem w jej stronę. Na Święto Zielonych Traw przybyła jednak kierowana zdrowym rozsądkiem. Ku jej zaskoczeniu została zaproszona i nie wypadało tak po prostu zignorować gestu dobrej woli współmieszkańców, tym bardziej, że takie gesty należały do rzadkości. Siedziała tymczasem na uboczu i obserwowała wszystko z bezpiecznej odległości. Zatopiona w myślach studiowała starannie swoją cenną księgę. Bezwiednie drapała też za uchem wielkiego czarnego kocura, który usadowiwszy się na jej kolanach mruczał teraz z zadowolenia.

Wzmógł się wiatr i zaczął targać jej długie luźno puszczone włosy w kolorze czerni złamanej granatem. Pojedyncze kosmyki tańczyły zuchwale wokół jej pociągłej twarzy, przysłaniając ją od czasu do czasu prawie zupełnie i dając błogie poczucie bycia niewidzialnym. W całym obliczu uwagę przykuwały przede wszystkim oczy półelfki. Duże, w kształcie migdałów, o intensywnej, prawie nienaturalnej zielonej barwie. Ciemna oprawa oczu kontrastowała z porcelanowo białą cerą czyniąc jej rysy jeszcze bardziej wyrazistymi. Co do figury, to była bardzo drobna, żeby nie powiedzieć filigranowa, prawie efemeryczna.

Silia była urodziwa, co zawdzięczała zapewne swojemu elfiemu ojcu, bo do matki nijak nie była podobna, jak i do żadnego z trzynaściorga swojego przyszywanego rodzeństwa. Jednak nikt we wsi zdawał się nie zauważać jej wdzięków, a jedynie odmienność. Traktowali ją jak obcego, jak kuriozum, które nie do końca rozumieją i akceptują. Dziewczyna zaś pogodziła się z tym już dawno temu i niczym jej czarny kocur podążała własnymi ścieżkami, stroniąc od towarzystwa.

Nagle podbiegła do niej ciekawska gromadka dzieci, okrążyli ją kilka razy i zatrzymali się nieco dalej.
- Patrzcie, jaka ona dziwna - zaśmiała się dziewczynka z blond warkoczykami.
- Ale ma śmieszne uszy – zaszczebiotała druga.
- No przecież, że dziwna – odezwał się poważnie chłopczyk – Toż to nieludź. Elfi bękart. Tak w każdym razie mówi mój tata.

Silia łypnęła na nich spode łba i z impetem zamknęła oprawioną w skórę księgę. Dzieciaki pisnęły nagle z przestrachem i rozpierzchły się jak stado wystraszony kurcząt.
Dziewczyna spojrzała z uśmiechem na kota:
- Co Kołtun? Nie będziemy się chyba ośmieszać i puszczać wianka, prawda? Doskonale przecież wiemy, że nikt nie zechce go złapać.

Centralnym punktem imprezy okazał się być monolog sir Leonarda. De Singwa wskoczył na stół i rozpoczął swoją przydługą tyradę. Silii przeszło przez myśl, że ludzie, którzy tak wiele i barwnie gadają wykazują niezdrową tendencję do bycia tchórzami i na przechwałkach i krasomówstwie kończą się ich talenty. Mimo to sprawa mocno ją zaciekawiła. Więc szykowała się wyprawa? Po plecach półelfki przemknął dreszcz ekscytacji.
- Kołtun, czy myślisz o tym co ja? - znów szepnęła się do swojego kosmatego przyjaciela - Chyba zwietrzyliśmy przygodę. Może dostaniemy swoją szansę aby się wreszcie wykazać? O stokroć wolę iść zbadać zamczysko niźli krowy doić i dzieciaki bawić.

Jako pierwsza na wezwanie zareagowała Lilla. Gdy mijała Silię posłała jej delikatny uśmiech, który ożywił nieco spojrzenie jej chłodnych niebieskich oczu. Półelfka nieśmiało odwzajemniła uśmiech. A później zauważyła Neli. Jak zwykle powabną z dumnie wypiętą piersią, która ponoć często i gęsto chłopców zmieniała. Tak w każdym razie mówił jej brat, przechwalając się, że sam z nią cuda wyczyniał. Gdy Neli pomachała jej przyjaźnie trochę ją zamurowało.
~Cóż to? Ludziom się we łbach dnia dzisiejszego poprzewracało? Za dużo wódki popili i miłosierdzie się w nich odezwało?~
Na głos jednak nic nie powiedziała tylko odmachała dziewczynie z nieco może sztywnym z zaskoczenia wyrazem twarzy.

Silia zwinnie poderwała się z miejsca i poszła w kierunku karczmy. Wielki czarny kot pomknął w ślad za nią. Zatoczył wokoło jej nóg kilka zmyślnych kółek a później wydał z siebie głośne miauknięcie. Szli krok w krok. Dziewczynę i jej zwierzaka łączyło wiele podobieństw. Trudno było jednak dojść do wniosku czy to ona bardziej podobna była do swojego kota, czy raczej kot do niej. Oboje mieli sprężysty, miękki chód i pełne gracji ruchy. Oboje nawet podobnie przekrzywiali głowy i zamierali w tej pozie. Często czynili to wręcz symultanicznie, gdy jakiś widok szczególnie ich zaciekawił.

Dziewczyna szła prędko z głową jak zwykle spuszczoną i oczami utkwionymi w ziemię. Nagle znikąd wyrosła przed nią jakaś postać i dosłownie się ze sobą zderzyli. Osobą tą okazał się być mężczyzna, ubrany w skórzany kaftan i spodnie, o włosach równie długich i ciemnych jak jej własne a oczach przenikliwych i czarnych jak studnie.

- Witaj - Elev zagadnął ją niczym nieznajomą dziewczynę, która nagle napatoczyła mu się na oczy i niemal władowała się pod buty, gdy zamyślony szedł przed siebie. Nie pamiętał jej sądząc po zachowaniu. Zapewne jednak, ponieważ tego dnia trzeba było się zachowywać miło względem wszystkich uśmiechnął się przyjaźnie.. - Przybyłaś z którejś z okolicznych wsi czy farm na zabawę?

- Nie znasz mnie? – zdziwiła się wyraźnie – No tak, jakbyś znał to raczej byś ze mną nie rozmawiał. Toż ja we wsi popularna jestem ale nie w pozytywnym słowa znaczeniu. Silia mnie zwą. Choć z reguły wołają za mną półelf bękart, nieludź, mieszaniec lub dziwadło. - odgarnęła włosy i zaczesała je za uszy, aby zaprezentować w pełnej krasie swoją fizjonomię - Nadal nie kojarzysz?

- O żesz ty! - Niemal się wzdrygnął i pacnął w czoło. - To naprawdę ty? Owszem, przecież pamiętam cię, kiedy jako dziecko, chłopcy ciągali cię za warkoczyki - Chyba pod tym względem sumienie także mu dokuczało, bo się nieco zmieszał. - Tak, pamiętam. Ale się zmieniłaś. Jestem Elev od cieśli i prawie teraz nie siedzę w wiosce. Zresztą, pewnie to wiesz, bo wszyscy to wiedzą - nagle syknął i odruchowo pomasował się po tyłku..

- Wiem kim jesteś Elevie synu cieśli. - uśmiechnęła się do niego nieco rozbawiona – A co do tych warkoczy to i ty chyba parę razy też żeś za nie ciągnął. Oczy mnie nie mylą, czy także do sir Leonarda zmierzasz? Szukać przygód też ci ochota przyszła?

- Skąd wiesz? - zdziwił się szczerze. - Owszem, ale idę do karczmy, gdzie ludzi wiele i mogłem iść, jako inni, po prostu tańcować, czy pić. Jednak intuicja cie nie zwiodła dziewczyno, rzeczywiści, idę tam i wyjeżdżam. Tu nie ma dla mnie miejsca. Nawet żałuję, ale trzeba mi iść stąd. A ty, cóż, skoroś z tak nielubianej dziewki wyrosła, to pewnie niedługo za mąż wychodzić ci przyjdzie i dzieciaki niańczyć?

Przystanęła i zaczęła śmiać się rzewnie.
- Elevie synu cieśli, alboś ślepy albo głuchy. Nie słuchałeś co mówiłam czy słabo mi się przyjrzałeś? Mnie za mąż iść? A powiedz mi szczerze, kto by takiego odmieńca za żonę chciał? Chłopcy ze mną gadać nawet nie chcą a ty mnie o ożenek pytasz? Żeby za mąż pójść trzeba najpierw chętnych ku temu mieć, a ja nie mam i pewna jestem, że mieć nie będę. Zresztą żalić się nie będę bo ani do męża ani do rodzenia dzieci mi nie spieszno. Magiem chce zostać – i klepnęła kilka razy swoją oprawioną w skórę księgę.

- Hm, żeby być szczerym, to faktycznie w tej wsi byłoby ci może ciężko - przyznał. - Choć zdaje mi się, ze urody ci jednak przybyło, jak to pamiętam cię z kiedy, pewnie kilka lat temu. Ale jeżeli masz jaki talent do magii, to wywędruj gdzieś. Przyłącz się do jakiejś karawany kupieckiej. Słyszałem, że są miasta, gdzie widok elfa, czy półkrwi, takiej jak twoja, to nie dziwota. Tam może inaczej będą patrzyć na twoje pochodzenie. Ponadto jeśliś otrzymała talentu wiele, to może szkoły tam magiczne jakie znajdziesz, bowiem słyszałem o takich właśnie.

- Ze wsi właśnie chcę się wyrwać. Tylko nie rozgłaszaj tego proszę, bo ojciec mi skórę złoi. A i dlategom chętna na wyprawę sir Leonarda. Zawsze to lepiej doświadczenia jakiegoś wpierw nabrać zanim się w świat ruszy. Okazja ku temu nie lada. Radam też, że i ty się na przygodę piszesz, Elvenie synu cieśli. Może i zdołamy się lepiej trochę poznać bo miły się wydajesz. Nie taki jak wszyscy. - lekko się zarumieniła i spuściła oczy bo nie przywykła zupełnie z chłopcami rozmawiać i obawiała się przez chwilę, że słowa jej jako zachętę odebrać może.

- Ano, dziewczyna ciągnie na wyprawę - zdziwił się nieco - Mądrę to? Ale, jako twoja wola, jeżeli rzeczywiście czarownikiem jesteś, to zawsze to lepiej pasuje do dziewczęcia niż miecz czy pała. Nie martw się, nie powiem twojemu ojcu, bo rzeczywiście ... - nie dopowiedział, ale wszyscy we wsi słyszeli, ze był znany z twardej ręki.

Weszli właśnie do karczmy a Silia od razu wyczuła ślizgające się po niej ludzkie spojrzenia i ciche szemrania. Dziwili się pewnie, że nie sama idzie, a w towarzystwie, na dodatek męskim. Dobrze ją to nawet nastroiło bo stanęła przed De Singwą i wyzywająco spojrzała mu w oczy.
- Witaj sir Leonardzie. - zaczął jej towarzysz - Jam także chętny, a ta czarodziejka również.
- Zgadza się panie, gotowam dołączyć do twojej wyprawy. Znam kilka zaklęć, mogę okazać się pomocna.
 
liliel jest offline