Przez tłum obecny na Targowisku przedzierał się z niemałym trudem wóz, do którego zaprzęgnięty był koń z pewnością nie nadający się do wyścigów. Mozolne ciągnięcie drewnianego pojazdu i siedzących na nim dwóch pasażerów wraz ze skromnym ładunkiem z pewnością było dla niego zadaniem łatwiejszym do wykonania. W przeciwieństwie do trzymającego lejce wysokiego człowieka i sporo niższego, zakapturzonego osobnika zwierzę nie rozglądało się na boki. Koń robił to, co do niego należało, a nie miał obowiązku martwienia się o zakwaterowanie. - Najpierw poszukamy odpowiedniej karczmy... Mam nadzieję, że się ze mną zgodzisz Grok. - mężczyzna wyszczerzył zęby w stronę zakapturzonej postaci siedzącej obok. Otrzymał odpowiedź w nieznanym dla siebie języku, w dodatku bardzo krótką i, jak się domyślał, niezbyt uprzejmą. Nie było po nim widać jednak najmniejszych oznak niezadowolenia z tego powodu, przeciwnie, uśmiech nie opuszczał jego twarzy jeszcze przez długi czas. Wyglądał na młodego i pełnego energii człowieka, góra dwadzieścia parę lat. Jego szczupłą sylwetkę powiększała luźna, biała koszula z podwiniętymi z powodu wysokiej temperatury rękawami, wraz z ciemnymi, skórzanymi spodniami i butami sięgającymi kolan. Na czole miał zawiązaną pomarańczową chustę, co powodowało, że czarne włosy sięgające niemal ramion opadały do tyłu, odsłaniając złote kolczyki w uszach i niewielki tatuaż na szyi z prawej strony. Tylko kilka warkoczyków, ozdobionych koralikami w jaskrawych barwach, zwisało swobodnie z przodu. Na lewym przedramieniu widać było kolejny tatuaż, w przeciwieństwie do tego na szyi całkiem wyraźny i możliwy do zidentyfikowania z dalszej odległości. Była to kostka do gry przebita sztyletem, ze sporą ilością szczegółów z resztą. - No nie dąsaj się tak! Raz dwa i będziemy mogli ruszać, przecież to mi nie zajmie całego dnia. A poza tym możliwe, że trzeba będzie zostać tu parę dni zanim pojedziemy do Portu. - osobnik w kapturze ponownie mruknął coś niezrozumiałego dla swojego towarzysza. Najwidoczniej nie był w nastroju do rozmów. Typowy mieszkaniec Allracji był w stanie bez problemu stwierdzić, iż jest on goblinem. Zielona skóra, charakterystyczne elementy zdobienia w postaci bransoletki z malutkich kości i kolorowych koralików oraz twardy język, którym się posługiwal. Goblin trzymał w dłoniach przystrojony piórami sękaty kostur, poza tym spod płaszcza nie było nic widać. - Musimy znaleźć miejsce, gdzie będziemy mogli zostawić konia i wóz. - czarnowłosy mężczyzna mówił w zasadzie do siebie. Po kilku minutach jazdy krętą uliczką wraz z zielonoskórym zsiedli z wozu i weszli do karczmy raczej nie wyglądającej na drogą. W zasadzie karczma ta wyglądała na bardzo tanią, szyld był kiepskiej jakości, drzwi skrzypiały przeraźliwie, no i goście raczej nie grzeszyli wypchaną sakiewką. Wysoki mężczyzna skierował swe kroki ku krzątającemu się za szynkwasem karczmarzowi, a goblin poczłapał za nim stukając swoim kosturem o brudną podłogę. Załatwiając możliwie najtańsze zakwaterowanie na stojąco wydawał się jeszcze wyższy i chudszy niż siedząc na wozie. Żywo gestykulował machając nieustannie rękami i kręcąc głową. - Hmm... Szukam kogoś, kto lubi gorące bułeczki. - nachylił się lekko i ściszył głos - Gorące i kosztowne, jeżeli wiesz co mam na myśli. Tak się składa, że mam jedną do sprzedania. Jesteś w stanie mi... pomóc? Doradzić? Wiem, wiem co będziesz chciał zaraz powiedzieć... Oczywiście płacę za informacje. O rany! Nie przedstawiłem się jeszcze... Mów mi Kris.
__________________ "Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą
Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą"
Ostatnio edytowane przez TwoHandedSword : 26-10-2008 o 17:11.
|