Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2008, 13:27   #95
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Neli mocno krecilo sie w glowie i doszla do wniosku, ze zdacydowanie jej sie to nie podoba. Przynajmniej nie musiala sie meczyc chodzeniem i utrzymywaniem rownowagi na drabince.
Kochany tatus. Musi mu za to wszystko jakos podziekowac. No i zdecydowanie przeprosic. Za straznice, jego wspanialy Harley no i za to noszenie teraz. W koncu gdyby nie zapomniala wlaczyc skanera przestrzeni zanim tak wygodnie rozsiadla sie na chmurce nic takiego nie mialoby miejsca. Z cala pewnoscia zdazyliby zniknac, a w najlepszej sytlacji nawet zniknac wraz z niektorymi rzeczami jak na przyklad motocykl czy jak to sie tam jego perelka fachowo nazywala.
Teraz jednak nie byla odpowiednia chwila na lajanie sie. Trzeba bylo myslec i chociaz oczy same sie jej zamykaly po srodku przeciwbolowym jaki zaalikowal jej autolekarz to jednak wciaz miala jakies obowiazki. Przede wszystkim nalezalo podziekowac Zhaaaw'owi za zajecie sie rana.
Majac wyznaczony cel odczekala, az znajda sie za grodzia po czym zsunela sie z plecow Johna i odwrociwszy na piecie stanela twarza w twarz z Thaaarem. Wlasciwie okreslenie twarza w twarz niewiele mialo wspolnego z rzeczywistoscia gdyz ledwo siegala mu do szyji i to tylko swoim kucykiem, jednak jakos tak ladnie zabrzmialo w jej glowie.

- Dziekuje, ze sie pan zajal moja rana. Juz nawet prawie nie boli...

Wierutne klamstwo bo rana mimo iz zabezpieczona i pozszywana bolala i to dosc mocno. Srodki przeciwbolowe niestety w wiekszym stopniu usypialy niz dzialalay wedle swej nazwy. No coz, przynajmniej zyla. Pokrzepiona pozytywna mysla odwrocila sie w strone Kruszynki, ktory biorac ja na plecy zapytal przeciez o mame. Problem w tym, ze nie miala pojecia co mu odpowiedziec. Na poczatku sadzila ze objela bablem wszystkich w pokoju wlacznie z martwym straznikiem. Mylace. Widac i jej mozliwosci powoli slabna, lecz w takim razie co z mama. Czy zdazyla sie przeniesc do innego bezpiecznego miejsca? Jezeli tak to dlaczego sie nie odzywa? Proby nawiazania kontaktu telepatycznego tez spelzaly na niczym gdyz nie mogla sie wystarczajaco skupic. W przeciwienstwie do Pepper nie byla w tym tak dobra. Cos jednak musiala odpowiedziec.

- Nie wiem tato... Powinna byc z nami, ale widocznie nie udalo mi sie jej zabrac. Przepraszam.. Naprawde sie staralam, ale te strzaly, huk, szklo i ....

Nagle wszystko to co przezyla chwile temu uderzylo w nia niczym kolejny pocisk sprawiajac, ze lzy w dosc szybkim tempie zaczely splywac jej po policzkach. To bylo jej pierwsze prawdziwe starcie z Konsorcjum. Pierwsze prawdziwe pociski, pierwsza prawdziwa rana, pierwsza krew.

- Ja... Ja przepraszam... Zapomnialam o skanerze.. To moja wina... I mama.. Mama nie odpowiada... I...

Rozplakala sie na dobre.


*****



Tymczasem na gorze wsrod dymu i pylu pojawil sie maly pojazd powietrzny w eskorcie trzech wojskowych maszyn szturmowych. Jednostka osobowa gladko ladujac na jednej z niewielu plaskich powierzchni przy kraterze wzbudzila dodatkowy oblok, ktory na chwile calkiem ja zaslonil. Po chwili wsrod syku powietrza wydobywajacego sie z pneumatycznych wspornikow drzwi pojazdu otworzyly sie na cala szerokosc. Mlecznoszara chmura zawirowala poruszona krokami wysokiego mezczyzny w dlugim, bialym plaszczu. Stroj ten zapewne uczynilby go niewidocznym dla oczu jednak opary zlej aury jakie sie wokol niego unosily sprawialy, ze wrecz pochlanial wszystko wokolo stajac sie panem i wladca nawet tego pyly i dymu, ktore go otaczaly.
Czekal cierpliwie stajac i przygladajac sie obrazowi zniszczenia. Zdawac by sie moglo iz nawet jest dosc zadowolony owym widokiem i smiercia swoich podwaldnych. Jednak zadowolenie szybko zniknelo gdy niepewnym krokiem zblizyl sie do niego mlody oficer.

- Mow.

Rozkazal zimnym glosem przenoszac na niego spojzenie czarnych oczu zupelnie pozbawionych bialek.

- Wwyglada na to, ze wszyscy zgineli, Wasza Wysokosc.

- Wyglada?

Ironia w glosie ranila lepiej niz stalowe ostrze.

- Ttak, Wasza Wysokosc. Nie znalezlismy co prawda cial, ale nikt przeciez...

Uniesiona dlon w bialej rekawiczce uciszyla dalsze wywody mlodzienca.

- Zamilcz. Oni zyja. Macie ich znalezc... Ty masz ich znalezc.

- Jja?

Biel twarzy oficera swobodnie mogla w tym momencie dorownac bieli stroju jego przelozonego.

- Tak, ty. Od teraz odpowiadasz za ich schwytanie ... zyciem.

Odglos glosnego przelykania byl jedynym dzwiekiem jaki towarzyszyl powrotowi Genoshiana do jego pojazdu.

*****
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline