Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2008, 21:16   #50
Nemo
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Dexter usłyszał za swoimi plecami westchnienie, które swoim tonem, jak i poziomem zawartej niechęci, wpędzało w kompleksy lorda Vadera. Zasuw otworzył się, a wszelka ochrona jaką oferowały drzwi, odeszła w niepamięć. Mężczyzna w zgniłozielonej bluzce z kapturem, mającej na sobie jakiś dziwny, pseudo-okultystyczny symbol wykreowany w komercyjnej firmie, niechętnie, uchylił wrót swojej twierdzy i (nieco nieszczerym) gestem dłoni zaprosił do środka, jednocześnie odkopując czekoladę i posyłając ją w podróż bez powrotu po kręconych schodach. Z błyskiem żalu w oczach, Dexter odprowadził wzrokiem pudełko podczas jego ostatniej podroży. Chociaż, kto wie...może rzeczywiście jest coś po drugiej stronie schodów? Heh. Dexter z czymś, co można było ostrożnie uznać za wdzięczność, skinął głową kapturnikowi i przekroczył próg jego twierdzy.
Było ciemno, duszno i sucho. Warunki które panowały w środku przynosiły na myśl saunę i zdawały się zwalniać procesy myślowe do tych reprezentowanych przez ślimaka. Pokój różnił się zdecydowanie od reszty. Był nieco większy, pomalowany w odcieniu fioletu. Dexter zauważył ławkę z ciężarami, bieżnię, oraz drążek do podciągania się, z uchwytami na nogi. Jego uwagi nie ominął też regał, który zajmował całą lewą ścianę, zawierając więcej książek, niż widział w swoim życiu. Większość z nich (przynajmniej po tytułach) zdawała się być historyczno-naukowa. Kapturnik zamknął drzwi, zamykając ponownie obwód swojej twierdzy, po czym wskazał gościowi miejsce na pościelonym tapczanie, sam zaś zasiadł na starym, skórzanym fotelu, niedaleko telewizora, ściszając odpowiednio głośność.
-Ładny wystrój. Każdy może swój pokój tak zmodyfikować?
- Każdy kto jest tu wystarczająco długo…przynajmniej z tego co mi wiadomo.
Odpowiedział dość spokojnie, choć ton jego głosu sugerował, że konwersacja, mimo, że dopiero rozpoczęta, już zaczynała go lekko nużyć.
-Yhy. Nie owijając w bawełnę. Wolałbym zostać tu na tyle długo, by móc sobie pomalować ściany w czekoladowe wzorki. Jakieś rady?
- Rób co ci każą i nie zadzieraj nosa jak ten przypadkowy metro, który się przypętał wczorajszej nocy. Właścicielka nie lubi arogancji. Chyba, ze w swoim wykonaniu, ale cóż. Ona ma do niej święte prawo.
Starał się być zabawny, jednak zrezygnował gdzieś w połowie. Ujął kubek z jakimś płynem i zaczerpnął łyka nieznanej substancji, w celu zwilżenia warg.
Dexter przechylil glowe odrobine w lewo, z uwaga sluchajac rad Dobrego Wujka Kapturka. Arogancja. Czemu gdy o niej wspomniano, poczul dziwny chlod? Wykrzywil lekko warge. Niewazne. Ciekawe, co on tam takiego pil?...moze i lepiej nie wiedziec.
-Yhy. Wole się nie pytać, co mu groziło. Grozi. Jak bardzo...szczegółowo trzeba wypełniać zadania? Bo nie mam jeszcze obrazu, czego ode mnie oczekują...i co mi zagraża.
- Nie ma jakichś szczególnych dyrektyw, poza to, co powie ci przełożona. Trzymasz się ogólnych wytycznych i jesteś względnie ustawiony. Oczywiście, temu cwaniakowi nie grozi nic…stricte związanego z nią. Po prostu brak protekcji.
Odstawił kubek, rzucają mu (a raczej jego zawartości) podejrzane spojrzenie, jakby sam do końca nie był pewien, co znajdowało się na dnie.
-A co w wypadku...niepowodzenia? Jak bardzo trzeba zepsuć, by nie mieć już następnej okazji do tego? Swoja drogą, dobre?
Dexter wykonał bliżej nieokreślony ruch głową w kierunku kubka, który ciekawił go od dłuższej niż krótszej chwili.
Człowiek o tajemniczych upodobaniach przełknął nerwowo ślinę, co mogło sugerować, że ma, dość powszechną u amerykanów przypadłość, jaką był reflux.
- Stare i zimne. Wczorajsze. A co do pierwszego pytania, to o ile nie działasz stricte na jej niekorzyść…umyślnie…nie musisz się martwić o swoje cztery litery.
Dex wolał nie wiedzieć, co się dzieje z tymi, którzy są powodem nerwowości Kapturnika, gdy nikt nie patrzy i są sami. Sam miał ochotę przełknąć ślinę nerwowo.
-Yhy. Ostatnie...co z nimi? Jak walczyć, czego się spodziewać? Bo idąc na tą dzisiejszą misje czuje się, jakbym szedł na wigilię klasową i miał dostać prezent od typka, którego wszyscy przezywają original prankster, feh.
Mruknięcie. Może rozbawienia, może o zabarwieniu negatywnym, wyzwolone przez osobę, która nie spodziewała się niczego dobrego w życiu.
- Cóż. To ludzie. Tacy jak j…
Zreflektował się w porę. Natychmiast poprawił.
- Niegdyś tacy jak ja. Po prostu ich zabijasz. Proste, prawda? Jeszcze nie widziałem, co by któryś wstał i zaczął siepać na powrót zdrowaśki.
Detektyw cofnął swój czerep, unosząc brwi.
-...jeśli tacy jak pan, Ty, czy jak chcesz by się do Ciebie zwracać, to ja chyba już nie wrócę z tej wieczornej wycieczki. Są wśród nich jacyś...niezwykli? Jak ten typek z baru, co myknął za parawan i zepsuł intrygę.
- Ten typek z baru był idiotą. Skrzydlatym idiotą, ale nie człowiekiem. I słuchaj co do ciebie mówię, kurwa. To zwykli ludzie. Nie powinniście mieć problemów. Grupą rzecz jasna. Bo tabun na jednego, oczywiście jest sprawą nieciekawą.
Odwrócił się i zmienił kanał na National Geographic. Akurat dawali coś o Egipcie.
-My bad.
Spojrzał w ekran, zagłębiając się w fascynujące materie kraju faraonów.

Jakiś czas później, Dexter nachylał się. Z namaszczeniem wyciągał swe ramiona. Z przestrachem chwycił, co trzeba i wyprostował się. Otworzył pudełeczko, które niedawno zaliczyło upadek z trzeciego piętra. Przyznać trzeba, kopa ma.
Tragedie życia i śmierci Dexter kompletował dobrą chwilę, jednak...
-Vadera odratowali, to i z tym da się coś zrobić...
 
Nemo jest offline