Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2008, 21:19   #394
Tevery Best
 
Tevery Best's Avatar
 
Reputacja: 1 Tevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie coś
W tym samym czasie, w zajeździe
Lance przesunął ostrożnie mechanizm zamka. Kula karabinowa była już gotowa do wystrzelenia. Nie powinni mieć żadnych szans - durnie, nie dość, że się popili, to jeszcze nie schowali się odpowiednio, przez co dopadnięcie ich będzie dziecinną igraszką. - Zaraz będzie cicho - mruknął szef gangu do stojącego obok idioty. - Wiem - odparł indagowany. - To dość oczywiste.

W tym momencie Teksaniec prowadzący bar wyszedł z pokoju obok. Zanim zdążył mrugnąć, miał już w sobie kilkadziesiąt gramów ołowiu. Z pokoju, do którego mieli zamiar wtargnąć gangersi, rozległ się wrzask: La traición, gente!

W tym momencie Lance już wiedział, że nie uda się tego załatwić na czysto. Szkoda. Dawało to znacznie więcej satysfakcji.

Prawie kilometr dalej, na wzgórzu przy autostradzie
- Sehst du sie?
- Jawohl, Heinrich. Feuer frei?
- Warten noch eine Weile.

Narzędzie nie było doskonałe. Cel nie był szczytny. Ale za to pozwalał zarobić. Heinrich i Gunther wiedzieli o tym, wiedzieli też, że mogą poświęcić te kilkadziesiąt gambli, aby nie ryzykować później. Dlatego już od kilku dni czatowali na opuszczających Sacramento. A teraz coś zaczynało dziać się w mieście. Chyba czas na ostatnią interwencję.

- Feuer frei, Gunther. Erstens, die auf der linken Seite, dann in einem Gebäude auf der rechten Seite.

Kristoff
Złapałeś ciuchy, odbezpieczyłeś broń. Pot zaczął spływać ci po skroni strumieniami, tak jak krew Alice po ścianie. Nabój kalibru 9 mm perfekcyjnie wsunął się na swoje miejsce w komorze nabojowej, czy jak to tam się nazywa, ty - jako lekarz - raczej średnio się tym interesujesz, prędzej tym, co znajduje się po drugiej stronie lufy. Przeskakujesz jednym susem na drugą stronę okna i zamierasz przy ścianie. Najpierw słyszysz huk wystrzału, potem świst pocisku, który przelatuje obok ciebie i wbija się w ścianę. Potem wybuch w pokoju obok, a następnie grom, jakiego nigdy wcześniej nie słyszałeś, dochodzący z ulicy. Szarpiesz za skobel, jednak kiedy mocujesz się z drzwiami (które bez przerwy dziwnie dudnią, a potem nagle przestają) słyszysz strzał. Otwierasz drzwi i widzisz draba, który całą sylwetką zasłania ci drzwi do pokoju Ragnaaka, a do tego stoi do ciebie tyłem. I chyba trzyma jakąś spluwę w łapie. To tak jak ty, co za zbieg okoliczności...

Ragnaak
Chciałeś zabrać oba pistolety, ale Christine natychmiast zwinęła ten ze stolika. - Na razie idź, dogonię cię za moment - powiedziała cicho, kiedy udałeś się do drzwi. W salonie było spokojnie i cicho. Podkradłeś się, cały czas trzymając głowę nisko, do leżącej na podłodze kamizelki. W tym samym momencie usłyszałeś huk, gdzieś z lewej strony, i poczułeś, jakby ktoś palnął cię w głowę gumową pałką. I jeszcze raz. I jeszcze. I tak po całym ciele. Upadłeś na ziemię, oszołomiony na moment. Odruchowo zamknąłeś oczy i zasłoniłeś je ręką. Usłyszałeś strzał, czyjś wrzask i kolejny strzał. Otworzyłeś oczy tylko po to, żeby zobaczyć jakiegoś sukinsyna ze strzelbą, z której luf wydobywał się szarawy dymek. Nakierował je na drzwi, z których dopiero co wyskoczyłeś, a w które nie chcesz patrzeć, bojąc się tego, co możesz zobaczyć. Teraz drań jest zaledwie dwa metry od ciebie, zdekoncentrowany, na twojej łasce. Na najbliższe kilka ułamków sekundy.

Reszta
Piorunem wyciągnęliście spluwy. Trzask odbezpieczanych broni przerwał ciszę. Już wkrótce ruszyliście tyralierą w dół ulicy, drżąc, aby nie załatwił was ukryty strzelec. W tym momencie wydarzyło się naraz kilka rzeczy. Najpierw przez okno zajazdu, gdzie Teksańczyk zorganizował bar, wyleciał jeden z Meksów, półnagi, mający przy sobie tylko pistolet, i rzucił się do ucieczki w kierunku aut. Ciemność i cisza w pomieszczeniu, z którego wyskoczył, została przerwana przez koncert huków wystrzałów i płomieni wylotowych. Robin ze słuchu wymieniał strzelające tam spluwy - M60, Kałasznikow, co najmniej jeden H&K MP5 albo UMP. Wrzaski męskie i kobiece były dla nich tylko akompaniamentem. Ponadto głośny jak nigdy wcześniej huk rozsadził kilka samochodów stojących na drodze. Spora część z was nie miała okazji usłyszeć takiego strzału nigdy wcześniej ani później, ale dla weteranów Frontu był on dotychczas synonimem zbawienia.

Armata kalibru 105 mm zamontowana na czołgu M60 Patton. Ktoś z niej strzelał, jednak w panującej ciemności nie widać było, skąd. Przejęci tymi zdarzeniami nie zwróciliście uwagi na człowieka, który wyskoczył z cienia, wrzucił granat do domu, w którym byli Ragnaak i Kristoff, a po chwili sam wpadł do środka. W całym mieście rozległy się dźwięki wystrzałów. Niestabilny pokój, jaki dotychczas panował wśród dziesiątek Łowców Tornado w Sacramento, właśnie się skończył. Do ruin ponownie zawitała wojna. A wam zostało ledwie sto kilkadziesiąt metrów do celu. Po drodze jest mnóstwo osłon - gruzów, samochodów, resztek barierek między pasami drogi - ale czy wystarczą?
 
__________________
"When life gives you crap, make Crap Golems"

Ostatnio edytowane przez Tevery Best : 26-10-2008 o 00:48.
Tevery Best jest offline