Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2008, 23:31   #93
Thanthien Deadwhite
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Są czasem takie chwile, gdy nie można nic zrobić by komuś pomóc. Tak było i w tym przypadku. Furgrim wpatrywał się w klejnot zawieszony na szyi Natali i czuł się bezradny. Wiedział, że niema nic gorszego niż klątwy, gdyż nie dało się ich zwalczyć oczyszczającą siłą ognia. To samo tyczyło się wielu przeklętych przedmiotów. No bo owszem, można spalić taki przedmiot, ale wraz z przedmiotem spłonąłby także aktualny właściciel owego fanta. A o spopieleniu kapłanki nie było nawet mowy. Przynajmniej teraz.

W końcu drużyna postanowiła udać się na spoczynek. Ruszyli, więc w jakimś bliżej nieokreślonym dla krasnoluda kierunku. Nie miał on, bowiem szans zastanowić się gdzie idą, gdyż na jego barki spadło niesienie okropnie ciężkiego i nieporęcznego bagażu.

- Co wy kurwa, na głowy poupadali?! Ja pierdole czy ja jestem koniem jucznym? Czy ja wam wyglądam na tragarza?! Chędożeni popaprańcy, skarłowaciałe huje! Sami sobie nieście tego gościa! - wskazał Ognisty Ślad na golema i wykrzyczał, co myśli o pomyśle jego towarzyszy. Wiedział jednak, że to właśnie on najbardziej się przyda, jeśli chodzi o niesienie czegoś ciężkiego, zakasał rękawy i już po chwili wraz z innymi niósł kryształowego golema. W końcu nie mógł pozwolić by takie cacko zostało same, prawda?
Będę musiał sobie to jakoś odbić - pomyślał wojenny mag.

Niestety nie dane było mu się napić tak jak sobie wymyślił. Wino Natalii się bowiem skończyło, a on sam stłukł swoją butelkę w trakcie walki z beholderem. W końcu więc, cholernie wkurzony, krasnolud poszedł spać. Jego podświadomość musiała być mocno pobudzona, gdyż śnił o różnych sprawach.

***

Twarda i mokra podłoga. Piski szczurów. Krzyki. Odgłosy kuźni. Uderzania kilofa w skały. Cieknąca powoli po plecach krew, kapiąca na posadzkę, na kamienie. Podpuchnięte oczy od łez, piasku i krwi. Pustynia w gardle i pragnienie...ciągłe i nieustanne. Jęki i modlitwy o skrócenie tych mąk.
Nigdy jednak nie wysłuchane. Brak litości. Zamiast tego trzask bata. Krew. Gorąca krew i zimne kamienie w celi. Skrzypienie żelaznych krat. Sen, który nie przyniesie ukojenia. Wieczna ciemność.


Ile jest w stanie znieść człowiek? Ile w stanie jest znieść krasnolud, czy elf? A ile gnom, albo niziołek? Co może zmienić ich naturę? Co może spowodować, że zamieniają się w demony i diabły nieludzko traktujące innych. I dlaczego? Tylko dlatego, że są "lepiej urodzeni"?

- SPALĘ WAS SUKINSYNY! BĘDĘ PATRZYŁ JAK SKÓRA ODCHODZI WAM OD KOŚCI, BĘDĘ SŁUCHAŁ JAK KRZYCZYCIE Z BÓLU! MIEJCIE ODWAGĘ STANĄĆ ZE MNĄ DO WALKI!

Krzyki i wrzaski. Ból. Wszechogarniający ból. Zapach i smak krwi. Ciemność. Chłód kamieni i piski szczurów.

***

Furgrim Ognisty Ślad przebudził się zlany potem. Czuł suchość w gardle, oraz lekki ból na plecach dokładnie w miejscu gdzie trafiło go pnącze gnilnika. Był podobny do bólu gojących się ran zadanych batem. Krasnolud doskonale znał to uczucie.

- Ach te wspomnienia... - mruknął cicho krasnolud. Wstał z łóżka i podszedł do kominka. Dorzucił drwa i już po chwili ogień wesoło tańczył na palenisku. Zakochany w ogniu wojownik wpatrywał się w ten widok. Chłonął jego spokój, jego harmonię, widział piękne wzory, obserwował niezliczone opowieści jakie przekazywały tańczące płomienie. Krzewił iskrę w swym sercu, wlewał sobie do niego żar, żar siły ducha. Podziwiał piękno czerwonego żywiołu. Po chwili wyciągnął rękę i zatrzymał ją nad ogniem. Wiedział, że tak niewielki płomyk nie zrobi mu najmniejszej krzywdy. Czuł tylko lekkie mrowienie i łaskotanie. Spoglądał jak mały płomyczek obejmuje jego dłoń i zlewa się z tatuażem na nadgarstku, który przedstawiał ognistą kometę. Jego myśli jednak się oczyszczały, wypalały się w nim złe wspomnienia i złe uczucia, a także trudny dni minionych. Sny, które nawiedziły go tej nocy przypomniały mu Suilim i jej ostatniej walkę. Mimo iż była z rodziny, której krasnolud nienawidził z całego serca, ona była dobrą towarzyszką i być może jego pierwszą prawdziwą przyjaciółką. Oddała życie za niego i jej towarzyszy. Furgrim miał nadzieję, że jeśli zginie, to że stanie się to w tak samo chwalebny sposób. W obronie przyjaciół. Śmierć w chwale. Ale śmierć jest tylko drogą do chwały. Droga do niekończących się biesiad z krasnoludzkimi przodkami. Z największymi wojownikami świata. Chwała. I tylko w chwale będzie mógł usiąść wraz nimi. Nie zhańbiony niewolnik, tylko wielki wojownik oddający swe życie za przyjaciół.

Kątem oka zobaczył jak Natali wymyka się z chatki. Musiał z nią porozmawiać. Wstał więc i poszedł się ubrać.

Po chwili szedł już w stronę czarnej kapłanki siedzącej na jakimś korzeniu w pobliżu strumienia. Nagle jednak zatrzymał się, bo usłyszał jak Natali mówi sama do siebie.

- Zjednoczymy się kurwa? - krzyknęła, wymachując rękoma jak szalona - Prędzej sobie łeb rozwalę, albo Furgrim mi go zetnie, niedoczekanie twoje głupia krowo. Skoczę w jakąś przepaść i tyle, nie dam się... - przerwała nagle, gdyż zobaczyła krasnoluda stojącego nieopodal. Musiała go usłyszeć co nie było trudne, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę podzwaniającą koszulkę kolczą oraz niezliczone ilości bransolet na rękach. Słyszał ją jednak dokładnie i przyglądał się jej z niepokojem. Ona za to wyglądała na straszliwie zmieszaną. Po chwili kiwnęła na niego, więc podszedł do niej. Spojrzeli sobie prosto w oczy. To, co krasnolud zobaczył nie spodobało mu się. Nie były to do końca jej oczy. Takie przynajmniej przez chwilę odniósł wrażenie.

- To przeklęty przedmiot. Dopadła mnie ponownie moja przeszłość. Ta brosza będzie mnie zmieniać, stanę się... Będzie źle, będzie coraz gorzej. Musisz mnie pilnować, uważnie pilnować. Te cholerstwo niejako żyje, jest w nim pewna esencja zła, możesz ją wyczuć - powiedziała, po czym chwyciła szorstką dłoń wojownika i położyła ją na broszy. Krasnolud poczuł mrowienie w palcach i ledwo wyczuwalne dudnienie jakby bicie serca, ale czy mógł mieć pewność?

- Furgrimie... - Szepnęła kapłanka po czym poczęła robić coś, zwłaszcza jak na nią niewiarygodnego. Jej ręka, wraz z ręką krasnoluda ruszyła powoli pod sukienkę. Po chwili dłoń maga przykryła naga pierś kapłanki. Krasnolud spojrzał w jej oczy i zobaczył znowu coś niepokojącego. Coś się w nich czaiło. Ona nie była sobą. Wyrwał się jej i syknął do niej dość cicho, choć miał ochotę na nią nawrzeszczeć i dać jej zdrowego kopa w tyłek.
Zamrugała kilka razy i jej oczy zmieniły wyraz tak samo jak twarz. To znowu była kapłanka Kelemvora. Tylko na jak długo?
- Odejdź proszę, chcę się pomodlić - Opuściła zmieszana głowę.

Ognisty Ślad odszedł kawałek dalej. Zatrzymał się przy strumyku i spojrzał w taflę wody. Zobaczył tam swoją niemłodą twarz. Krasnolud miał potargane włosy, brudne od krwi i żywicy. Postanowił więc je umyć. Rozsiadł się wygodnie na brzegu strumyczka, rozwiązał sobie warkocze i rozebrał się powoli. Gdy był już w samym kilcie wszedł do wody i nachylając się umył włosy najlepiej jak umiał. Następnie związał je w gruby warkocz. Jak tylko będę miał trochę czasu postawię je w irokeza - pomyślał i zaczął się ubierać.

Gdy drużyna zmierzała z powrotem w stronę miejsca wczorajszej potyczki, krasnolud szedł na końcu pochodu wraz z Alhallą. Oczy miał jednak utkwione w kapłankę Władcy Umarłych. Zauważył, więc jej spojrzenie i gesty w stronę Chuderlaka jak lubił nazywać Wakasha Furgrim. Chudzielcowi chyba podobały się te gesty, co strasznie wkurzyło krasnoluda. Zapłonął w nim gniew. Przyspieszył kroku i już po chwili był dokładnie za Wakashem. Chwycił go brutalnie za pas i szarpnął do tyłu.

- Rusz ją tylko chłoptasiu, a Cię wykastruję! - syknął mu w twarz, tak by tylko on to słyszał, robiąc przy tym naprawdę groźną minę, taką jaką potrafił zrobić tylko on. - Wykastruję a później spalę tego patyczka, żebyś wiedział, że żadna magia Ci go nie odtworzy! Następnie połamię Ci te Twoje schorowane łapska, żeby nie sięgały po to co nie ich! Jak to nie wystarczy i jeszcze będziesz się ślinił do Natali to urwę Ci głowę, nasikam do ust i zagram nią w pierdolony rzut kulą! Rozumiesz, co do Ciebie mówię dzieciaku?! ONA NIE JEST TERAZ SOBĄ!! - Furgrimem targała złość, którą dało się odczytać z jego oczu i tonu wypowiedzi. To, co mówił nie było żartami i Wakash na pewno to wyczul. Zrobił, bowiem lekko przestraszone oczy, więc krasnolud dodał już z lekkim uśmiechem
- A teraz chodźmy razem ubić jakiegoś tępego hujka.

Tego już było dla Wakasha za dużo... wodospad obraźliwych słów ochlapał łotrzyka i do dosłownie bo piana jaką toczył z ust krasnolud, który w tej chwili wyglądał jak zaśliniony pies, bryzgała przy tym na wszystko wokół... a swój honor łotrzyk posiadał i nawet kompani powinni czasem uważać na swój język, bo czasem można przesadzić ze słowami, a tak się właśnie stało teraz. Wakash wyrwał się z uścisku krasnoluda okręcając się wraz z nim w taki sposób by bark kranoluda lekko strzelił i z pewnością zabolał, co miało szansę otrzeźwić narwańca. Łotrzyk zbliżył swoją twarz do ucha krasnoluda i wyszeptał tak by krasnal wiedział, iż łotrzyk jest w tej chwili równie serio, co krasnolud przed chwilą.

- Bacz na swe słowa przyjacielu, bo są granice, których nawet kompani przekraczać nie powinni. A jeśli wielkość przyrodzenia proporcjonalna jest do wzrostu, to na Twoim miejscu nie wypowiadałbym się o ich wielkościach. Natomiast, co do dobierania się do kapłanki... ona jest wystarczająco dorosła by dysponować sobą jak jej się podoba, poza tym o ile nie oślepłem przez noc to nie widzę, by się ktoś w tej chwili do niej dopierał... - nastała chwila napiętej ciszy kiedy krasnolud przetrawiał to, co łotrzyk miał mu do powiedzenia, po czym Wakash wybuchł śmiechem widząc zaskoczoną minę kompana najwyraźniej nie oczekującego takiej odpowiedzi łotrzyka - Haha! A teraz zgaś, że ten swój topór, bo płonie aż nazbyt wielkim płomieniem, a zimny i mokry chlust wody by mu się przydał, bo ma tendencję do szczekania nie pod tym drzewem.

Huśtawka nastrojów, jaka malowała się w tej chwili na twarzy łotrzyka była typowa dla jego zachowania - od gniewu, przez wściekłość do wesołości, jednak pod tą maską było skupienie i gotowość na reakcję, gdyby Furgrim nieopatrznie próbował kontynuować tą debatę innymi środkami.

Krasnolud spojrzał łotrowi prosto w oczy. Ten zobaczył w nich coś dziwnego. Nie bylo w nich takiego ognia jak zwykle, coś bylo inaczej. W oczach krasnoluda malowała się troska. Frugrim westchnął ciężko i rzekł
- Obyś tylko nie przychodził do mnie później z płaczem. Pamiętaj, że ja to robię dla waszego wspólnego dobra. - te słowa powiedział spokojnie i cicho. W stylu w jakim rzadko kiedy przemawiał. Nie zastraszał i nie wyśmiewał, a prosił. Przez chwilę był dyplomatą i to cholernie dobrym. Po chwili jednak oczy maga odzyskały swój blask. Na twarzy zagościł uśmiech.
- Dobra nie ma co, stać na środku drogi! Ruszamy chuderlaku!


Gdy drużyna dotarła już do świątyni okazało się, że ciała beholdera już tu nie ma, co bardzo się krasnoludowi nie spodobało. Wyciągnął "Piromana i pocałował jego ostrze, które zaraz zaczęło płonąć. Nie było jednak widać żadnych wrogów, więc wszedł tak jak inni do wnętrza świątyni by przyjrzeć się magicznemu kręgowi.
Na początku nie mógł się połapać, o co chodzi z całym tym teleportacyjnym kręgiem. Lave i Raetar wytłumaczyli to jednak naprawdę dobrze, tak że w końcu i wojenny mag załapał o co chodzi. A jak już zrozumiał, co i jak, zauważył błąd w wypowiedzi starego sembijczyka.

- Cholera Staruszek ma rację - rzekł - choć nie do końca. Gdy tak słuchałem jak mówił, postanowiłem przyjrzeć się ognistej pieczęci. Jest tam faktycznie jakieś powiązanie z planem ognia, ale jakieś takie nie pełne, dziwne. Istnieje tu jeszcze jakiś popieprzony czynnik, który cholernie gmatwa teorię Raetara. Czym jest ten czynnik, tego niestety moja łepetyna pełna spalonego siana nie jest w stanie zrozumieć. Widzę tylko, że jest coś inaczej. Bo jeśli ta pieczęć - wskazał na symbol ognia - miałaby prowadzić do małego planu ognia, to czułbym falę gorąca, skwar jak na pustyni, gdy słońce jest w zenicie i pali wszystko, żar niczym z pieca. Ja jednak czuje ciepło, jakby słońce było za chmurą, albo jakby był już koniec lata, bardziej jesień. Nie ma rozżarzonych węgli tylko dogasające już ognisko. Rozumiecie? Jest to tylko coś podobnego do sfery ognia. A z tego wnioskując można śmiało powiedzieć, że inne pieczęcie też nie prowadzą do miejsc typowo elementarnych, ale raczej do pseudo elementarnych. - skończył swoja wypowiedź patrząc na Raetara.

Furgrim mimo, iż był uważany za szalonego, furiata, psychola i maniaka ognia posiadał także sporą wiedzę i był dość inteligentny. Nie raz udowodnił, ze na jego wiedzy można polegać, zwłaszcza, jeśli idzie o sfery, ogień i potężne zaklęcia niszczące. Miał więc nadzieję, że jego monolog nie został wygłoszony na darmo, zwłaszcza, że krasnolud nie cierpiał tego typu przemów.

- Jeśli się nie mylę, będzie trzeba wejść do tych sfer tak? Jeśli szukacie ochotników to macie już jednego i to cholernie napalonego! - rzekł i ucałował Piromana.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."

Ostatnio edytowane przez Thanthien Deadwhite : 31-10-2008 o 23:22.
Thanthien Deadwhite jest offline