Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2008, 22:43   #6
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś

- Popatrz kotku, jak życie ludzkie jest niewiele warte. – powiedziała kobieta, głaskając delikatnie czarnego kociaka po karku.
- Miauuu!
- Właśnie, przypatrzmy się bliżej nowym. Może rzeczywiście staruszek miał rację i ktoś z nich będzie czegoś wart.
- Miauuu.
- Eeej, wcale nie mięknę. Siedź cicho i patrz.


Nikt nie zwracał uwagi na dziwną dwójkę siedzącą na jednym z gzymsów starego budynku. Uwagę wszystkich przykuła mała umierająca dziewczynka…

***

Adam, Jan

Nikt nie spróbował jej pomóc
Pozostawiając ją swojemu losowi
Nie na tym wszak polegała ich praca
Byli jedynie biernymi obserwatorami
Mającymi posprzątać po wszystkim



Jakaś blondwłosa kobieta krzyknęła. Strażnik miejski, zdołał tylko wyciągnąć przed siebie dłoń, łapiąc powietrze. Maszynista zahamował za późno. Rozpędzony tramwaj uderzył w dziewczynkę z zabójczą siłą, zbierając ją pod siebie. A uważne oczy Żniwiarzy, przypatrywały się tej makabrycznej scenie próbując z niej wyłowić jakiś sens.

„Jest!” Adam i Jan pomyśleli jednocześnie, gdy ich oczom ukazała się ludzka dusza, niemal wyskakując z ciała dziecka, w chwili, kiedy walnął w nie tramwaj. Wyglądała identycznie jak dziewczynka jednak była nieco przezroczysta, a jej ciało otaczała niebieska aura. Została szybko zasłonięta przez sporą grupę gapiów i nielicznych osób, które próbowały jeszcze pomóc.

Mężczyźni wyczuwali ją mimo braku kontaktu wzrokowego. Czuli jej smutek i żal, bezgraniczny żal do dorosłych, którzy zamiast ją ochraniać, sprawiali jej krzywdę. Chciała, aby tatuś przestał…tak bardzo tego chciała, lecz teraz musiała wrócić do domu i przyjąć swoją karę.

Duszyczka nie zdając sobie najwyraźniej sprawy z tego, że nie żyła oraz z całego zamieszania koło niej, przeniknęła przez tłum ludzi i powolnym krokiem udała się w kierunku mieszkania.


Janek zareagował pierwszy, zagradzając drogę dziewczynce i ta o ile nie zwracała najwyraźniej uwagi na innych tak teraz przystanęła. Spojrzała w twarz śmierci, potem na jego broń i rozpłakała się

- Czy pan chce mnie skrzywdzić? Czuje to, jest pan taki jak wszyscy dorośli! – krzyczała a jej głos stawał się coraz bardziej nieznośny. Zwykli ludzie zdawali się tego nie słyszeć, ale uszy Jana ledwo mogły to znieść. Automatycznie zakrył je dłońmi i próbował uspokoić dziewczynkę, lecz jego głos nie przebijał się przez jej wrzaski. Zrobiło mu się niedobrze i zachwiał się na nogach, robiąc krok w tył.

Całą tą scenę obserwował Adam, widział doskonale rozmowę i broń trzymaną przez mężczyznę. Na jego szczęście był na tyle daleko, iż głos duszyczki nie robił mu wielkiej krzywdy.

Wtedy obaj mężczyźni wyczuli złowrogą aurę. Nie byli w stanie tego dokładnie określić, jednak coś zbliżało się w ich kierunku.

Praca Żniwiarzy nie zapowiadała się na łatwą i przyjemną.


Sofiè Rome

Nie licząc się z konsekwencjami swojego wyboru odjechała. To wszystko ją przerastało i nie chcąc dopuścić do konfrontacji ze swoimi lękami wybrała ucieczkę. Tym samym pozwoliła na śmierć małej dziewczynki, ale czy mogła postąpić inaczej? Czy będą konsekwencję tego, że uciekła? Wiele pytań gnębiło ją i nawet nie zauważyła jak miała już setkę na liczniku pędząc, aby jak najdalej od miejsca wypadku.

Kątem oka zauważyła dziwną procesję zakapturzonych postaci, i nie byłoby w niej nic niezwykłego gdyby nie potężne złe emocję i chłód, jaki niespodziewanie wyczuła kobieta. Wcisnęło ją aż mocniej w fotel. Sofie chciała przyjrzeć się im bliżej, lecz rozpędzony samochód śmignął szybko zostawiając procesję z tyłu. Kobieta głośno westchnęła i nadepnęła mimowolnie na hamulec.

Znowu coś się z nią działo.

Przed jej oczami zaczęły pojawić się z powrotem obrazy. Przerażona przez chwilę myślała, że była to kolejna wizja, jednakże blizna na szyi nie piekła tym razem, za to czuła się nad wyraz...swobodnie. Widziała teraz cały tajemniczy pochód spoglądając na niego z góry. Obrazy zmieniały się, lecz obiekt obserwacji pozostawał bez zmian, zupełnie tak jakby widziała jedną rzecz z różnych ujęć. Zwykli przechodnie ustępowali przed procesją, ale wiedziała, że tylko ona ją widzi. Sofie była tego pewna i to ją w jakiś sposób przerażało.

Zapragnęła zbliżyć się, zobaczyć co też było źródłem tego przejmującego zimna.

Jak na komendę obraz zniżał się gwałtownie, zbyt gwałtownie, ale kobieta nie poczuła ani odrobiny strachu. Jakimś sposobem widziała, iż jest bezpieczna. Jeszcze ułamek sekundy i…



Jeden z zakonników spojrzał na nią i syknął gniewnie. Jego twarz była trupioblada a okolice oczu były pokryte dziwnym tatuażami. Nic więcej nie zdołała ujrzeć, wzbiła się ponownie w powietrze, po czym obraz się szybko zamazał.

Dźwięk klaksonu wyrwał ją z transu. Miała wielkie szczęście, że nikt nie walnął w tył jej samochodu, gdy zatrzymała się gwałtownie, za to ustawił się za nią spory korek. Musiała ruszać, a co gorsza znowu decydować.

Tajemnicza procesja szła w kierunku miejsca wypadku co z pewnością nie było przypadkiem. Ale czym ona była w zasadzie?

Mogła zaryzykować, bądź odjechać i liczyć, że tym razem wszyscy zostawią ją w świętym spokoju.
 
mataichi jest offline