Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2008, 13:09   #1
argoth
 
Reputacja: 1 argoth nie jest za bardzo znany
[Monastyr]"Przedawniona Walka"

Rok 1603 Okolice dawnego Folhordu.

Dziadku, dziadku! Cisze spokojnej biblioteki jak piorun przerwał stukot dziecięcych nóżek po drewnianym parkiecie. Do komnaty wbiegło dwoje podrostków w koszulach nocnych, uśmiechając się od uch do ucha. Ruszyli wprost do siedzącego przy kominku starca, który przywitał ich lekko skwaszoną miną, jako że przerwano mu czytanie interesującego traktu.
- Chcecie czegoś szkraby? Pytanie te było wypowiedziane bez nuty złości. – Pewnie znowu uciekliście waszej mamce?
Na te słowa do komnaty wkroczyła zadyszana matrona o obfitych kształtach i czerwonej ze zmęczenia twarzy. Skłoniła się na wyjściu. – Przepraszam panie Hrabio, ale nie chcieli zasnąć bez opowieści i wymknęli się, gdy tylko się odwróciłam. Zaraz je odprowadzę.
Starzec spojrzał w dół na błagalne oblicza swoich wnuków i westchnął zrezygnowany. – Nie będzie to konieczne, sam ich odprowadzę. – Tu zrobił długą przerwę. – Ale najpierw coś im opowiem. – Komnata rozbrzmiała radosnymi dziecięcymi głosikami.
Hrabia rozsiadł się wygodniej w fotelu i wskazał gestem dłoni by potoki głośnej radości ustały, a ich źródła usadowiły się na poduszkach bliżej błogosławionego ognia. Nastała cisza, zakłócana tylko strzelającym cicho płomieniami.
- Więc, o czym chcielibyście dzisiaj posłuchać? O walecznych czynach Rycerza Czerwonego Drzewa, czy o wyprawie kapitana Ulroga po Morzu Szeptów, czy inną historię, którą i tak słyszeliście ode mnie już po stokroć. – W głosie starca nie było słychać znużenia, ale faktyczne rozbawienie. – Więc, szkraby decydujcie się, bo ma pamięć jest zawodna i gubi szczegóły z każdą mijaną chwilą.
Dzieci spojrzały po sobie, jakby szukały potwierdzenia swojej decyzji, po czym śmielszy z nich z prześmieszną poważną miną na twarzy powiedział. – Chcemy usłyszeć o upadku Triumwiratu. – Po wypowiedzeniu tych słów ścisnął mocniej dłoń brata, w trwodze o to, co może zaraz nastąpić.
Uśmiech na twarzy starca lekko zelżał, a oczy spochmurniały jakby przypominały sobie coś z przeszłości. Pokiwał głową i przemówił. – Nie powinniście podsłuchiwać rozmów dorosłych, to za mało odległe czasy żeby opowiadać o nich dzieciom przed snem. Opowiem wam o czymś innym… - W tym momencie wyrwał się drugi z malców. – Ale my chcemy posłuchać o Triumwiracie i jego upadku, podsłuchaliśmy, że ty dziadku sam brałeś udział w tamtych wydarzeniach i będziesz w stanie to najlepiej opowiedzieć. – Na tak dorosłe słowa swojego wnuka, pierś staruszka przepełniła duma pomieszana z żalem. – W końcu i tak musielibyście się o tym dowiedzieć, może to i lepiej żeby prawda popłynęła z moich ust. – Westchnął. – Opowiem wam tle ile sam wiem i ile uznam za stosowne by wam przekazać. Cała prawda jest ukryta nawet przedemną. – Spojrzał na dziecięce twarzyczki ukazujące niebiańskie skupienie. – Choć jest to prawdziwa historia zacznę tak jak zwykle. Dawno, dawno temu…

Baron Uberto Gervasio Del Sezio

Rok 1575 Kindle, willa Barona Uberto Gervasio Del Sezio, wieczór.

Marność, marność to dobre słowo na opisanie stanu, w jakim znalazła się dusza barona. Lata banicji odebrały mu szybkość spady, ciętość języka i bystrość umysłu. Na dawnych wspomnieniach świetności z wolna zaległa gruba warstwa żalu i poczucia winy. A teraz człowiekowi, któremu tak niewiele trzeba było odebrano najważniejszą rzecz – listy. Od miesięcy nie dochodziły żadne wieści od jego matki ani siostry, pełen najgorszych obaw szukał z nimi kontaktu – na próżno. Nawet zwykle niezawodny Książe Gaspare nie mógł załagodzić uczucia strachu, jemu także nie udało się nawiązać kontaktu.
I tak Baron Del Sezio, ostatni potomek rodu, klęczy na dywanie w biblioteczce swojej willi mając przed sobą pożółkłe od starości listy, a w dłoni nabity pistolet zastanawia się, co dalej. I czy nadal ma siły na ciąg dalszy. Gdy już szala miała się przechylić na jedna ze stron, pukanie do drzwi.
- Hrabio? Przepraszam, że przeszkadzam, choć miałem tego nie robić. Przybył posłaniec z listem do pana, zostawiam go pod drzwiami. – Kroki lokaja powili się oddaliły.
LIST! Więc może nie wszystko stracone. Pistolet odstawiony od skroni wylądował na puchatym dywanie. Baron w ruchach tak szybkich jak nigdy dopadł do drzwi, uchylił je i wziął upragniony papier w dłonie otwierając go tak gwałtownie, że prawie niszcząc jego drogocenną treść.


Szanowny Panie Baronie Uberto Gervasio Del Sezio pragnąłbym z Panem porozmawiać o niecierpiącej zwłoki sprawie rodzinnej. Proszę do mnie zajść o każdej możliwej godzinie, czas ucieka.
Z poważaniem Alfred Mistol.


To nie było ten list, na który czekał baron, a może jednak? Przesyłka zanim tu dotarła przebyła szmat drogi, o czym świadczył z tuzin przystawionych stempli. Na odwrocie znajdował się także adres w Kindle, ulica Mostowa - 20 minut drogi z willi.

Baron Rodrigo Caligari

Rok 1575 Kindle, dzielnica portowa, kwatera Alvina de'Maus, wieczór.

Budynki dzielnicy portowej pochłonął już mrok, gdy do domu swojego przyjaciela zbliżała się postać Rodrigo Caligari. Osoba ta zwyczaj wesoła i pogodna, dziś miała na twarzy maskę zmęczenia i zrezygnowania. Cały dzień spędził na pielgrzymce po urzędach. Rozmawiał ze strażnikami i ich kapitanami, ze skrybami, urzędnikami, nawet z głównym katem, niestety nikt nie potrafił rzucić światła na sprawę śmierci jego rodziny. Wszyscy twierdzili, że sprawiedliwości stało się zadość, choć żaden z nich nie był do końca przekonany. Tak samo jak Rodrigo. Mijając zapijaczonych marynarzy wiedział, że główni sprawcy tej zbrodni ukrywają się gdzieś bezpieczni, gdyby tylko wiedział, kim oni byli.
Zakład de’Mausa był tuż za rogiem, biło z niego przyjemne światło – Szlachcic wszedł do środka.
- Wróciłeś wreszcie przyjacielu. – Powitał go głos Alvina sprzątającego właśnie warsztat. – Dowiedziałeś się czegoś? – Widok twarzy Barona wystarczył za odpowiedź. Rzemieślnik pokiwał ponuro głową. – Siadaj – Wskazał ręką jedno z krzeseł. – Mam tu coś dla ciebie. – Wyciągnął z jednej z szuflad list z dużą ilością pieczęci i podał zdziwionemu przyjacielowi. – Przyniósł to niedawno posłaniec. Nie wiedziałem, że informowałeś kogoś gdzie teraz mieszkasz.
Caligari szybkim ruchem otworzył list i zagłębił się w jego treść


Szanowny Panie Baronie Rodrigo Caligari pragnąłbym z Panem porozmawiać o niecierpiącej zwłoki sprawie rodzinnej. Proszę do mnie zajść o każdej możliwej godzinie, czas ucieka.
Z poważaniem Alfred Mistol.


Adres podany był poniżej, adres tu w Kindle. Alvin, który z powodu swojej ciekawskiej natury przeczytał list nad ramieniem przyjaciela podrapał się po podbródku. - Ten świstek, sądząc po pieczęciach musiał czekać w porcie już od dawna, a jeśli chodzi o adres to jest to niedaleko, na wysepce obok.
W głowie Barona huczało, może jest jednak ktoś, kto wie coś więcej o jego rodzinie. I jeszcze to nazwisko, Mistol, już kiedyś je słyszał, dawno temu w innym życiu.
 
argoth jest offline