"Mogłem to przewidzieć" – markotną ponuro w myślach na widok nadchodzącego szlachcica. Elf nie był magiem kolegium więc ustępował szlachcicowi pod każdym względem, przynajmniej w opinii szlachcica.
- No a wy, co uprzątnąć mi zaraz tamte beczki, co z przodu są rozsypane, na co jeszcze czekacie.
Potem szlachcic uważniej przyjrzał się Jorgemu i spostrzegł siedzącego na ramieniu szermierza ptaka. - Masz na niego zezwolenie i czemu on nie uwiązany i w kapturku, co to za porządki, odpowiedz natychmiast człowieku.
- Wybacz szanowny Panie, nazywam się Lilawander i jestem magiem członkiem tutejszej Gildii - pokazał jednocześnie pierścień - a to mój sokół – Chowaniec, zazwyczaj pilnujący z przestworzy bezpieczeństwa tego miasta, na chwilę tylko go ściągnąłem by odpoczął. Gdybym tylko wiedział, iż przeszkadzam szlachetnie urodzonej osobie na pewno ominął bym tą ulicę, a tak oddaję się pod twój osąd Panie i proszę o nieco łaskawości, zważywszy że śpieszno mi do odnalezienia bestii co to grasuje po ulicach i bestialsko morduje.
Liczył, że strach przed bestią co to nawet szlachetnie urodzonych zabija pomoże szlachcicowi w przychylnej decyzji. Nie miał nic do stracenia, zachował się przy tym w pełni formalnie, ukłonić się, nie patrzeć za długo w oczy, nie pierdzieć… Miał nadzieję, że szlachcic puści ich wolno byli już nieźle spóźnieni…ale zawsze takie przenoszenie beczek mogło być te dobrym usprawiedliwieniem na całe spóźnienie. Szlachcicowi w końcu osoba niższa stanem odmówić nie może, a elf za dobrze zdawał sobie sprawę z realiów i wystarczyło, że szlachcic dyrygował strażnikami, którzy elfa mieli za nic. |