Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2008, 15:18   #81
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Grzegorz Głodniok

Wrocław, 31 lipca, wieczorem

Swego czasu TW Diabeł przykazał członkom fundacji, cytat "obywatele, w imię wspólnego dobra, w imię współpracy i wspólnego celu, który łączy nas wszystkich, zgromadzonych w Fundacji, niezależnie od pochodzenia, w najbliższy piątek nastąpi integracja, dzięki której wszelkie niesnaski zostaną wyjaśnione i zadzierzgnięte zostaną węzły czułej przyjaźni". Rzeczona integracja okazała się zarezerwowanym stolikiem w umca-umca-łup-łup klubie Daytona, z otwartym barem dla uczestników. Grzegorz do tej pory pamiętał, jak obywatelka Wandzia, eteryczna studentka archeologii, dała kosza podrywającemu ją napalonemu osiłkowi. Casanova nie zrozumiał po dobroci, i w wyniku szamotaniny wybił Wandzi górną trójkę. Birula wynurzył się z kibla jak Anioł Zemsty, podniósł Wandzię i oszacowawszy szkody, jako że był gorącym wyznawcą starotestamentowej sprawiedliwości "oko za oko, ząb za ząb", z precyzją godną raczej chirurga niż ulicznego zabijaki, wytłukł amantowi górną trójkę.

Z tą samą precyzją Niegrzeczny Karolek łupnął swą straszliwą prawicą między oczy Grzesia.

Ałaaaa
- zdążył jeszcze pomyśleć Eutanathos, zanim osunął się w nieświadomość.

***
Jakiś mężczyzna w średnim wieku wybiegł dysząc ciężko zza winkla, potrącił Głodnioka i wbiegł do otwartej bramy. Młody mag widział, jak uciekinier pospiesznie wyjął cegłę ze ściany naprzeciwko schodów, schował coś i zakrył skrytkę cegłą, po czym szybko zniknął w podwórku.
Do uszu młodzieńca dotarł tupot ciężkich butów.

Déja vu. Na twarzy Grześka pojawiło się coś jakby ironiczny uśmiech, gdy ujrzał twarze nadbiegających.

A potem zaległa lepka, bezdźwięczna ciemność.
***

- Głodniok, wy mnie nie wkurwiajcie, Głodniok. Widzę, że się ocknęliście - zgrzytliwy jak paznokcie jeżdżące po szkle głos TW Diabła obudziłby umarłego.

Grzesiek otworzył oczy.


Półleżał na krześle, miał przytkany nos, a na jego koszuli wyrosła nowa plama krwi. Ciężkie meble, smród archiwum, wciskający się w nozdrza kurz i tykający niczym memento zegar mówiły wyraźnie, że znajduje się w gabinecie szefa Fundacji. Puchaty dywan w kolorze łososiowym pod jego krzesłem, ochroniono przed poplamieniem folią malarską.

Chyba mi nie da kulki w łeb?


- Głodniok, kurwa mać! Kazałem wam przyjechać do mnie! Czy ja wspomniałem, że masz po drodze urządzać jakieś krucjaty, jakieś bijatyki? Czy ja się niejasno wyrażam?

Nie, ależ skąd, panie szefie.


TW Diabeł siedział za dębowym, poniemieckim biurkiem i walił w nie pięścią na koniec każdego zdania.


Grzesiek odczekał, aż Stadnicki się wypiekli, kontemplując plamy na swojej koszuli. Zastanawiał się, czy nie byłoby cudnie, gdyby we Wrocławiu pojawił się jakiś Chórzysta z zacięciem lustracyjno-inkwizytorskim. Chyba dam na mszę w tej zbożnej intencji.

Stadnicki opluł już całe biurko i przeszedł wreszcie do rzeczy.
- Dla wspólnego dobra wrocławskich Przebudzonych, aby nam wszystkim żyło się lepiej, musimy znaleźć nić porozumienia z innymi Tradycjami, i wam właśnie, obywatelu Głodniok, przypadł zaszczyt udziału w tym przedsięwzięciu i godnego reprezentowania naszej grupy - dowalił Stadnicki z grubej rury. O Boże, czy ktoś mu pisze te przemówienia? - Mniemam, iż znana jest wam, obywatelu Głodniok, sprawa odkrycia przez... - przez twarz Diabła przemknął wyraz głębokiej odrazy - Wirtualnych Adeptów nowego Węzła. Po pierwsze, przy wykorzystaniu wszystkich dostępnych środków operacyjnych, ustalicie mi w rozmowie ze swoją siostrą - zerknął w notatki - Głodniok Haliną, położenie tego Węzła. Po drugie, weźmiecie udział w zarządzonym przez Oderfelda Stefana projekcie, który w jego zamyśle ma wyłonić grupę magów, którzy na tymże Węźle stworzą fundację. Po trzecie, mniemam iż wiecie, Głodniok, wobec kogo macie być lojalni? Nie wybrałem was dla waszej genialności, Głodniok, tylko dlatego, że taka z was cipa i nie wzbudzacie podejrzeń, a wszyscy inni są mi potrzebni na miejscu. Podczas kiedy wy będziecie zbierać informacje poza Wrocławiem, ja zostanę tutaj. Ktoś musi czuwać i patrzeć na ręce elementom politycznie podejrzanym. Ale wszak wszyscy dokładamy wszystkich sił, każdy po cegiełce, aby zbudować naszą wspólną, lepszą przyszłość. To wszystko, odejść. Tylko nie zapaskudźcie mi dywanu krwią.

Grzegorz z pewną ulgą opuścił gabinet Stadnickiego i przeszedł długim korytarzem do królestwa Renatki, z którego dobiegało miarowe stukanie.


Renatka łupała właśnie w klawiaturę z siłą i pasją kogoś, kto karierę zawodową zaczynał w epoce maszyn do pisania. Gdyby w Sevres umieszczono wzorzec księgowej, byłaby nią właśnie Renata Ludecka. Jej twarz była idealnie pospolita, ani ładna, ani brzydka, za to perfekcyjnie umalowana. Nie ubierała się inaczej niż w garsonki w kolorze ściery do podłogi i białe bluzki, które puentowała jedną ze swoich trzech nieśmiertelnych, niegustownych apaszek. Dzisiaj na tapecie były zielone grochy na żółtym tle.


- Dzień dobry, pani Renato. Chyba nie zdołałem się przywitać, jak mnie wnieśli.
Karolek pod oknem zapalił papierosa. Renata nawet nie rzuciła okiem w jego stronę.
- Nawet niech pan nie próbuje, panie Birula. Firanki mi żółkną od tego paskudztwa.
Birula potulnie zagasił papierosa.
- Przepraszam, pani Renato. To z nerwów...
- Mało mnie to obchodzi.
Birula wytoczył się na zewnątrz jak bokser z ringu po przegranej walce. I tak było zawsze. Wszyscy w fundacji zdawali sobie sprawę, że szef może się zmienić, ale Renata jest niezastąpiona. To ona, perfekcjonistka i tytan pracy, zorganizowała przykrywkę dla fundacji - legalnie działające stowarzyszenie, zajmujące się renowacją starych cmentarzy. To ona wyszarpała od skarbówki pokoik, które miejsce było o tyle istotne, że prowadziło z niego przejście pod cmentarz, gdzie mieścił się Węzeł. To ona załatwiała wszelkie sprawy finansowe.

Na krześle leżała czysta koszula, opakowanie plastrów i butelka wody utlenionej.
- Pan się doprowadzi do porządku, panie Głodniok. Zaraz znajdę dla pana chwilę - i kontynuowała mordowanie klawiatury.

Kiedy tylko odświeżony Grzegorz zasiadł przed jej biurkiem w pozie petenta, Renatka zachowała tworzony dokument i stukając obcasami, przeszła do regału, z którego wyciągnęła teczkę opatrzoną, jakżeby inaczej, nazwiskiem Głodniok, po czym rozpoczęła przekładanie socjalistycznej przemowy Stadnickiego na bardziej ludzki język.


- Panie Głodniok, został pan wybrany jako przedstawiciel naszej fundacji do udziału w projekcie zainicjowanym przez Stefana Oderfelda. Wirtualni Adepci w zeszłym miesiącu odkryli gdzieś we Wrocławiu nowy Węzeł. Projekt zakłada, że grupa młodych magów, wybranych ze znaczących we Wrocławiu tradycji, stworzy na tymże Węźle wspólną fundację. W projekcie uczestniczyć będą:
Marek Różogórski, Syn Eteru z Warszawy, jego obecność przeforsowała szefowa Eterytów z Warszawy Małgorzata Zacharska;
Paweł Rodecki, Syn Eteru z Wrocławia
Stanisław Rocki, Werbena, nie wiemy skąd, pojawił się dość niespodziewanie, nie mamy zdjęcia;
Dagmara O'Sullivan z Porządku Hermesa, ustalam na razie, do której z rozlicznych frakcji należy, możliwe, że do żadnej, jest jeszcze dość młoda.
Krzysztof Bursztyński z Kultu Ekstazy, uczeń Kamila Świeczki. Świeczko rozpoczął niedawno szeroko zakrojone działania, mające na celu umieszczenie w projekcie jeszcze jednej osoby ze swojej tradycji, jest nią niejaka Jolanta Jawornicka...
Renatka rozkładała przed Grzegorzem zdjęcia poszczególnych magów. Nagle za jego plecami wyrósł Karol i złapał za zdjęcie Jawornickiej.
- A niech mnie! Ale dupa! - krzyknął uradowany i klepnął Grzegorza w plecy z taką siłą, że pewnie odbił mu płuca. - Głodniok, załatw mi jej telefon. Ta druga też niezła, jej też, będzie na potem. Głodniok ty farciarzu! - Karolek chyba poczuł się niedoceniony, bo poczłapał w stronę gabinetu Stadnickiego.

- Opiekunem projektu zostanie Magdalena Sośnicka, Wirtualny Adept - Renatka podsunęła Grzegorzowi zdjęcie i z gardła maga dobyło się głuche rzężenie.
Oto bowiem na zdjęciu, mile uśmiechnięta, upozowana na tle białej ściany, półleżała właścicielka zjawiskowych nóg, koleżanka jego siostry, która to obejrzała go dzisiaj, jak w samych gaciach prasował bluzeczki.


- Dobrze się pan czuje, panie Głodniok?
- A tak, tak. Proszę kontynuować.
- Z tego, co ustaliłam, projekt zakłada wyjazd poza Wrocław. Nie wiem niestety, gdzie. Wyjazd odbędzie się w ten piątek. Natomiast w czwartek, o godzinie punkt ósma, odbędzie się spotkanie wszystkich tradycji w siedzibie Wirtualnych Adeptów, związane z tą sprawą. Proszę się tam stawić, i proszę zadbać o odpowiedni strój.
Ponadto szef życzy sobie, aby spróbował pan dowiedzieć się od siostry, gdzie mieści się nowo odkryty Węzeł. To wszystko. Jeśli nie ma pan żadnych pytań.
 
Asenat jest offline