Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2008, 08:57   #2
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Baron Uberto Gervasio Del Sezio

- Baronie? Usłyszał pytanie Markusa dobiegające zza drzwi. Przepraszam, że przeszkadzam, choć miałem tego nie robić. Przybył posłaniec z listem do Pana, zostawiam go pod drzwiami

Przez głowę Uberto przemknęła tylko jedna myśl – LIST! Gwałtownie poderwał się i ruszył do drzwi. Nim służący zdążył odłożyć tacę z listem na podłogę, szybko sięgną po kopertę. Gdyby poświęcił dłuższą chwilę na przyjrzenie się jej, pozbawiłoby go to wszelkich złudzeń. Ale tym razem, podświadomie walczył jeszcze tych klika chwil zanim uzyskał pewność. To nie od nich. To nie matka ani nawet siostra była jego nadawcą. Oddał się lekturze.

Szanowny Panie Baronie…

Alfred Mistol. Baron zastanawiał się czy mógł gdzieś się spotkać z ów Kawalerem. Raczej nie, przynajmniej pamięć mu w tym zakresie nic nie podpowiadała. Po treści listu, raczej trudno było cokolwiek wywnioskować. Na pozór był to, ot tak sklecony na kolanie liścik. Język i forma sprawiały wrażenie jakby były napisane przez kogoś mało obytego ze sztuką korespondencji. Ale z racji tego, iż list ten ma bardziej formę konspiratorskiej wiadomości wyciąganie tak daleko idących wniosków byłoby zbyt pochopne.

Ulica Mostowa. W myślach starał się zlokalizować to miejsce. Jeżeli się nie myli to nie powinno to być daleko. Na tyle blisko, iż nie warto było nawet udawać się tam konno. Tym bardziej, że czas spędzony na świeżym powietrzu pozwoli mu na zebranie myśli. Ale do licha ciężkiego! Dlaczego ta wiadomość krążyła po Półwyspie Pazura przez tak długi czas nim dotarła do adresata od nadawcy zamieszkałego niespełna milę dalej.

W tym momencie zorientował się, że nadal stoi w drzwiach, że Markus czeka na dalsze instrukcje. To było dla niego jak kąpiel w chłodnej rzece. Oprzytomniał. Odzyskał zimną krew. Wracał do siebie. Do stanu, jaki był z nim tożsamy. Przypisany mu i wpajany przez lata. Był zimny i opanowany. Był baronem Uberto Gervasio Del Sezio.

Markus wciąż stał i czekał na słowa jego mocodawcy. Nie znali się od dziś, wiele ich łączyło. Dużo więcej niż powinno łączyć pana z sługą, barona z plebejem. Mimo to szlachcic był jego mocodawcą i etykieta musiał być dotrzymana.

- wychodzę Markusie. Poczyń konieczne przygotowania. A i przygotuj też broń. Nie, pistolet nie będzie mi potrzebny
– odpowiedział Baron na niezadane jeszcze pytanie.

- udaje się Pan na pieszy spacer, czy mam przysposobić też wierzchowca?

- nie, tym razem pieszo. I nie wybieram się na spacer tylko z wizytą
– tu spojrzał raz jeszcze na podpis pod listem – do kawalera Alfreda Mistola.

Po czym wrócił do pokoju i po chwili szykował się do drogi.



Barona Del Sezio spora cześć kobiet zalicza do mężczyzn przystojnych lub co najmniej interesujących. Z wyglądu jawi się na człowieka chodzącego po tym łez padole jakieś cztery dziesiątki lat. Proporcjonalnie zbudowany - wysoki, może nieco szczupły, niezbyt ekspresyjny w ruchach aczkolwiek przejawiający zwinność. Strój jego to mieszanka kolorów - czerni, bieli i czasem czerwieni. Jego ubiór niewątpliwie nie należy do nazbyt tradycyjnych, raczej nie odbiegają dalece od obowiązującej mody. Śniada cera, czarne włosy, równo przystrzyżony wąs i broda. Smukła twarz i te oczy... Tak, niewątpliwie to te ciemne oczy magnetycznie przyciągają kobiety, wyprowadzają z równowagi rozmówców i podkopują pewność siebie konkurentów. Prawie zawsze oczy Uberto stanowią nieodgadnioną głębię, nie zdradzają jego myśli ani uczuć, nie mówią nic. Tylko czasem i tylko niektórzy mogą w nich zobaczyć wielki smutek i melancholię. Lecz dzisiaj już nie ma dla nich miejsca…

Baron poprawił pas z rapierem, nałożył na głowę kapelusz i wyszedł na ulicę. Spojrzał jeszcze na skrawek – wystającego z morza szarych chmur, niebieskiego nieba. Jeszcze kilka chwil i zapadnie zmrok. Szlachcic szedł spokojnie uliczkami Kindle. Wąskie, ciemne i co dziwne opustoszałe. Jedynym towarzyszem jego wędrówki, jak się zdawało był wszechobecny wiatr. Zaskakująco zimny jak na tę porę roku. Był na tyle mocny, że baron zmuszony był przytrzymać swój kapelusz. A i tak pióra, którymi był przyozdobiony wyglądały niczym ptak przygotowujący się do wzbicia w przestworza. Po chwili do wiatru dołączył jego przyjaciel – drobniutki deszcz.



Uberto szedł spokojnie, bez nadmiernego pośpiechu. Nie zaprzątał sobie głowy czy to może nie jest kolejna pułapka. To nie miało już znaczenia. Niedawno, obowiązujące reguły zostały zmienione. Ktoś musi wykonać ruch. Ktoś będzie musiał zapłacić. Ktoś odpowie za…

Właśnie doszedł do celu swojej podróży. Kamienica na ulicy Mostowej sprawiała ponure wrażenie. Jednopiętrowy budynek – bardzo wąski nawet jak na realia tutejszej architektury, z ostro zakończonym dachem. Wyglądała niczym samotny człowiek rzucający wyzwanie Niebu.

Podszedł do drzwi. Odnalazł dłonią kołatkę i zastukał trzykrotnie.
 
baltazar jest offline