Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2008, 13:47   #131
Van der Vill
 
Van der Vill's Avatar
 
Reputacja: 1 Van der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumny
Drzwi magazynu otwarły się z trzaskiem. Schwyciliście za broń, będąc pewnymi, że to czyjś atak - zupełnie niepotrzebnie. W progu, tuż przed zdziwionym Sygrydem, stanął Tileańczyk, biegając oczami w tę i we w tę. Wyglądał na nieźle poturbowanego - koszula wystawała mu ze spodni, płaszcz w paru miejscach był porwany, a włosy rozczochrane. Blady i zziajany, wywrzeszczał głośno "księgi!".

Nie minęło tyle czasu, by słowo doszło do waszych uszu, a przybyły już oglądał się do tyłu. Konie objeżdżały budynek. Ktoś was otaczał. Przez ułamek sekundy wasz zleceniodawca stał w miejscu, a potem puścił się w stronę powozu, którym tu przybył. Konie przy pojeździe tańczyły w miejscu, a woźnica z trudem utrzymywał je w miejscu. Tileańczyk machnął do was ręką, wskazując drogę ucieczki - wnętrze karocy.

Ludzie, którzy was otaczali, byli zakapturzeni i niemal niewidoczni. W mętnym świetle księżyca, wystającego teraz zza ciemnych chmur, dostrzegliście jasne ostrza. Do bramy docierał za to ktoś, kogo świetnie znaliście - Nathaniel, na rączym rumaku rozchlapując błoto na boki. On również dzierżył w dłoni miecz. Czyżby...?

Cała sytuacja trwała może cztery, pięć sekund. Obrazy latały wam przed oczami, nakładały się na siebie i były nad wyraz wyraźne. Możliwe, że zdążycie jeszcze dotrzeć do powozu, a woźnica wyruszy. Kto wie - może nawet przebijecie się klinem przez otaczających was ludzi?
 
Van der Vill jest offline