Baron Uberto Gervasio Del Sezio
Uberto szybkim krokiem zbliżał się pod wyznaczony adres. Nim wyłonił się zza rogu wąskiej uliczki. Do jego uszu dobiegło miarowe stukanie o solidne drzwi.
Puk...Puk...Puk
Zaległa cisza.
Baron zobaczył, iż u celu jego wieczornej wycieczki był już ktoś. Sądząc po zachowaniu nie był to gospodarz. Na oko szlachcic w sile wieku. Smukły, z nieco żołnierską postawą. Obracając się widać było broń u jego pasa – chyba nie rapier. Nieznaczny ruch ręki w stronę rękojeści, postawa, rozstawienie nieco nóg. Wszystko wskazywało, że postać ta jest równie zaskoczona spotkaniem jak on sam.
Spokojnie rozejrzał się dookoła. Nie dostrzegając nic, co mogłoby wzbudzić w nim podejrzenie, iż w mroku czai się niebezpieczeństwo skierował wzrok na nieznajomego. Widząc, iż tamten również nie do końca jest świadomy sytuacji, w której się znalazł przemówił.
- Witaj Waść. Jak mniemam… nie mam przyjemności z panem Alfredem Mistolem. Zatem proszę o wybaczenie, śpieszę się na spotkanie.
Baron umyślnie nie przedstawił się, ani nie zapytał o godność nieznajomego. Nie wiedząc, jakiego typu interesami jego gospodarz się zajmuje, pytanie o nazwiska mogłyby być raczej groźnym wybrykiem. Pomimo, iż baron Del Sezio mówił po cynazyjsku jego akcent nie pozostawał złudzeń – był Ragadańczykiem… a może chciał być za takiego postrzegany, jego akcent był aż nazbyt podkreślany.
W tym momencie dostrzegł, że drzwi są uchylone, a od dłuższej chwili nikt się w nich nie pokazał. Jako, że szlachcic nie wyglądał jakby opuszczał kamienicę, zrodziło to w nim dziwne przeczucie. Dzisiejsza noc może się za szybko nie skończyć.