Kozak zdawał się wahać tylko chwilę, widać coś w głosie
Bończy świadczyło, że zrobi co przyobiecał. Zaporożec przełknął ślinę i ozwał się.
-
Powiem ja co widziałem jakbym przed obrazem Przeczystej w cerkwi stal. Uszli oni za Psioł, ale ja nie był z nimi. Na Spasi chrysta ja przysięgnę. Ja nie czerń, ja Kozak. A guz ja dostał za granie bandurze. Ne ukradł.
- I co waćpaństwo na to powiecie - pan Jacek wyprostował się.
Widzi mi się, że prawdę mówi. Trzeba nam jechać nie mieszkając i ludzi co się nadadzą zbierać.
Pokaż waszeć guza, zwrócił się do
Głodowskiego. Oglądał go chwilę bacznie i obracał w palcach, po czym zwrócił szlachcicowi.
-
Guz jak guz. Nie opalony, dymem nie smierdzi.