- Ale to nie będzie trudne...? - zapytał drżącym głosem Izmir Shayna. - Bo wiesz... czasami legendy przesadzają... mam alergię na wiele rzeczy i dużo szczęścia... i... eee... W ogóle jestem beznadziejny, a ludzie mnie bardziej nienawidzą. No, tak po prostu.-
Sir Archie podrapał się po głowie w zamyśleniu. I dodał.- Udajemy się do ciemnego lasu by uwolnić księżniczkę z rąk krwiożerczych banitów...To chyba będzie troszkę trudne.-
Słowo krwiożerczy nie było chyba najlepszym zwrotem. Izmir Shayna omal nie zemdlał. - No, ale ty tu idziesz jako pomoc, potrzebuję giermka, nie zastępstwa.-dodał pocieszającym tonem głosu sir Archibald, biorąc jego słowa za przejaw skromności. -Więc główne siły wroga uderzą we mnie, nie w ciebie. No i choć wie, że chętnie staniesz z nimi do walki i w ogóle. To wolałbym byś tego nie robił, uwalnianie księżniczek z rąk smoków, to zadanie błędnego rycerza.- dokończył swą wypowiedź sir Archie. - Tto bbędą jakieś smooki?- wyjąkał Izmir. - Nie, raczej nie, tym razem to tylko księżniczka w łapach banitów.- rzekł w odpowiedzi Archibald klepiąc juki konia, z których dobiegło nerwowe gdakanie.- Ale w przyszłości, kto wie?-
Sir Archie wsiadł na konia i rzekł do Izmira.- Czekam maści przy głównej bramie, pół godziny wystarczy ci chyba na zebranie rzeczy swych i pożegnanie z wielbicielkami, co Izmirze Shayno?-
Po czym ruszył, jak na dzielnego bohatera przystało, w stronę zachodzącego słońca...Niestety słońce odmówiło w tej materii współpracy...i nadal znajdowało się na wschodzie.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |