Jerzy Andrzej Głodowski h. Przeginia
Ledwo co od ust manierkę odstawił i z sakwy pętko kiełbasy wyjął. Zobaczył jak to Nuszyk konikiem rozporządzać zaczęła – który koń komu, którego przedać. Prawie jakoby Kreczyńska jej było. Już miał jej proponować aby pode dwór wróciła i o swe nowe dobra zadbała kiedy oni za rezunami w pościg ruszą. Jeno się zastanawiać począł czy pytać co z niebogą Anulą czynić – bo to jak się widzi nie tylko rodzicieli potraciła, nie tylko wianek ale i na majątku już jej się ktoś rozsiadł.
Ale gdy oczy ku niej zwrócił, wyjść z podziwu nie potrafił jak grzecznie z konikiem sobie poczyna. Klaczka okazać swe niezadowolenie chciała. Parskała, wyrywała się, łbem machała ale tatarzynka jak już w siodle siadła nie dała złudzeń zwierzęciu kto tu będzie rządzić.
Z zadumy słowa o kontrybucji i insze jej przytyki go wyrwały.
Już imć Bończa minę skwasił, że to ni pacierza bez żółci nie mogą wytrzymać. Myśląc zapewnie, że Koroniarz odpowie jej i znowu spierać się będą i syczeć na siebie. Ku jego zdziwieniu ten śmiechem wybuchnął tak szczerym a wesoły jakoby najprzedniejszą facecje posłyszał. Ot masz Wilczyco taka insza ode mnie chcesz być a myślisz jako i ja. Jak tu przypiec, jak tu językiem ubodnąć co by drugie poczuło nawet bez wielkiego rozsądku gadając – pomyślał Głodowski.
- Aliena vitia in oculis habemus, a tergo nostra sunt. Dodał po chwili.
Ostatnio edytowane przez baltazar : 16-11-2008 o 23:51.
|