Szlag by trafił karczmę razem z Żydem, a żeby pierun w burzy najbliższej strzechę podpalił, a żeby ci się piwo skwaśniało... - mamrotała pode nosem Tatarzynka. Z siodła prosto w łajno końskie zlazła. Słyszał to kto, żeby pode wejściem samym takowe klejnoty leżały?
But jako tako oczyściwszy, do stajni się udała, by opatrzyć, jako tam wokół Przeora mają staranie. Chłopaczek o twarzy umorusanej jak małe diablątko właśnie rzepy z kudłatej sierści bachmata wybierał, co Przeor znosił z dostojeństwem panującego monarchy... lubo pokorą mnisią właśnie. - Grzeczny konik waćpanny - ozwało się chłopię. - Nie to, co dyaboł tamten... - machnął głową w kierunku pieklącego się Belzebuba. - A grzeczny - zaśmiała się i podała stajennemu grosz z sakiewki dobyty, podrapała Przeora za uchem. - Tedy lepiej dyabołem się pierw zajmij, bo mości Bończa gniewny będzie, jak kufel osuszy, a najdzie go nieoporządzonym.
Obkręciła się na pięcie i już do kompaniji dołączyć miała, gdy nowego cuda dostrzegła. Potężny siwek łeb przez krawędź boksu wystawił i spojrzał na Nuszyk ciemnymi oczami. Tatarzynka wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Cóże, krasawcze? - wyciągnęła dłoń i pogładziła konia po chrapach, co ten skwitował cichym, pełnym ukontentowania z pieszczoty prychaniem. - No, czyj ty, ślicznoto?
Siwek podreptał niespokojnie i łbem ją po boku trącił, gdzie dla Przeora smakołyki trzymała: soli przygarść i owsa. - Ot, bystry ty... i wiesz, co dobre.
Wyłuskała grudełkę soli i podała siwkowi na dłoni. - Ne tykaj panna konia. Pan gniewny bedzie - rozległ się za nią głos głęboki i mocny, z ruska zaciągający.
Nuszyk dłoń ode śliny końskiej o hajdawerki wytarła i obrońcy siwka się przyjrzała bacznie. Kozaczysko oblicze miał ponure a zniszczone ode słońca i wiatru, choć młody był jeszcze, co po posturze znać snadnie było. - Pan w karczmie pije i pożywia się, to i rad by był, że ktoś i konika jego smakołykiem ucieszył - odparła ze śmiechem. - Jak tu przejść mimo takiego krasawca? Jam Nuszyk Achmatowicz, a twój pan kto?
Oblicze Kozaka złagodniało nieco i już się ozwać miał, gdy gwar wielki sprzede karczmy ich dobiegł. Nuszyk zmarszczyła się, bo oto pośród wielu głosów zasłyszała gniewne pokrzykiwania mości Głodowskiego.
Wypadła przede karczmę, z Kozakiem na pięty jej następującym. Mości Głodowski perorował, jakoby na sejmiku nagle się znalazł, i do pojedynku z jakowymś warchołem się sposobił. Nuszyk jęknęła nade gorącą głową koroniarza. Zostaw takiego na chwilę jedną, a już go ręka do szabli zaświerzbi. Wypisz wymaluj Ostap - załamała ręce.
- Zna li ty Natka tych Lachów? - ozwał się Kozak.
- Tego rosłego... - przez chwilę Nuszyk zaprzeć się chciała jako Piotr się zaparł, ale jako że tu towarzysza w potrzebie ostawić. Prawo i obyczaj tatarski zabrania. - Kompanion to mój, niech go szlag nagły trafi - odparła ponuro.
Kozak zaśmiał się krótko, skinął Tatarzynce głową i do karczmy ruszył. |