Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2008, 13:28   #137
Van der Vill
 
Van der Vill's Avatar
 
Reputacja: 1 Van der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumny
Sytuacja wyglądała dziwacznie. Przede wszystkim, nagle, ze wszystkich stron zaatakowały was odgłosy: tętent kopyt koni, tańczących wokół, siąpienie deszczu, klapanie butów, rozrzucających na wszystkie strony błoto. Krzyki i warknięcia. I, na koniec, wystrzał z pistoletu.

Szwadron wybiegł z magazynu, popędzany przez Tileańczyka do powozu. W tym samym czasie, nadjeżdżający napastnicy wyjęli to, czym mogli strzelać i zalali ich gradem strzał oraz bełtów. Zatrzymywanie się było groźne, mogło skończyć się upodobnieniem do leśnego jeża. Zewsząd w waszych uszach rozbrzmiewał krzyk "Zabić! Teraz, już! Na miejscu!".

Nathaniel wykrzyknął słowa rozkazu, ale nikt nie posłuchał. Nic dziwnego - widocznie Ci heretycy wiedzieli, że zrobili coś, za co i tak groził im już stos. Dumny sługa Sigmara wykrzywił twarz ze złości. Jak mógł nie zauważyć ich podstępnych planów? Neumann krzyczał coś o natychmiastowym rozwiązaniu. Wszyscy ludzie, którzy służyli pod nim, jak jeden mąż rzucili się do broni strzeleckiej, przywieszonej przy siodłach. Dziwiło cię, że potrafili utrzymać konie w miejscu bez pomocy rąk. To nie mogli być zwykli zbóje.

Odwrót Abri, osłanianej przez Matthieu, Bugga i Mordimera oraz najbardziej efektowny skok Alexandry przysłonił deszcz bełtów i strzał. Rycerz z Bretonii z trudem zachował zimną krew, gdy strzała przeleciała tuż przed jego nosem, zostawiając na skórze kroplę krwi. Było blisko. Bardzo blisko. Dobrze, że hełm osłaniał większość głowy. Abri, bezpiecznie ukryta za Matthieu, była niemal niesiona jego ramieniem. Błyski metalu i syknięcia bełtów, wbijanych w ziemię oraz uderzających o bruk słychać było wszędzie. Bardzo chciałaś pomóc, ale zdawałaś sobie sprawę, że to nie są warunki dla Ciebie.

Alexandra wjechała na szczyt dyliżansu z obolałym zadkiem. Miecz jednego z pobliskich jeźdźców w trakcie sekundy zamigotał obok. Zdałaś sobie sprawę, że jeśli któryś ze zbójów opanuje odpowiednio konia, możesz być łatwym celem, gdy wóz nagle się zatrząsł, niemal powodując twój upadek. Ktoś warknął i syknął, aż nagle rozebrzmiał wystrzał. Konie tamtych spłoszyły się, zrzucając paru jeźdźców ze swoich grzbietów.

Sygryd ostatni upakował się do wozu. Kątem oka spostrzegłeś Bugga, leżącego na ziemi i trzymającego się za brzuch. Sterczały z nich dwie... może nawet trzy strzały. Przełknąłeś ślinę. Na wojnie zawsze są ofiary. Bo to chyba już jest wojna.

Wystrzał był niecelny, jednak zrobił swoje. Koń inkwizytora stanął dęba, a Neumann legł na bruku, rozchlapując kałuże wokoło. Inne zwierzęta reagowały podobnie. Z trudem własnego uspokoił sam Nathaniel, utrzymując się jednak w siodle. Tamtych padło tylko dwoje - niedokładnie rozróżniałeś, kto. Jednym z nich był chyba człowiek, który na samym początku wyszedł z wozu. Tileańczyk.

Wykorzystując chwilę rozproszenia tamtych, woźnica szarpnął wodze. Dobrze wytresowane konie gwałtownie szarpnęły dyliżansem, tratując dwu ludzi. Gdy tylko wyszli na prostą, na środek ulicy, zwierzaki rozpędzały się coraz bardziej. Woźnica chyba wiedział, co robi. Słudzy inkwizytora stracą chwilę, nim zaczną was gonić. Niemniej, w środku pojazdu nie widać ani Bugga, ani Tileańczyka. Na koźle siedzi jedynie woźnica, niemiłosiernie szarpiąc wodze i kierując się - jak można dostrzec - ku bramom miasta.
 
Van der Vill jest offline