Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2008, 13:41   #315
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Archont przyglądał się jak zahipnotyzowany tańczącej na podwyższeniu dziewczynie. Ortega rzuciła na nią jedynie okiem, trochę zła, że tamta odbiera jej publikę. Była przyzwyczajona, że to ona była zawsze w centrum zainteresowania, podziwiana i adorowana, cała reszta stanowiła jedynie jej otoczenie, widownię.
A tu jakaś śmiertelniczka odbierała jej cały splendor...
Kobieta poruszała się z gracją w rytm muzyki. Istotnie, jej ruchy przyciągały jakąś erotyką i zmysłowością, żywiołowością, ale też naturalnością. Zgromadzeni wokoło mężczyźni dosłownie rozbierali ją wzrokiem, ślinili się, jak pacjenci szpitala psychiatrycznego po ostrej dawce prochów. A Lasalle? Czy on także padł pod jej urokiem? Zapragnął jej tak mocno, że zapomniał nawet o jej, Mercedes, istnieniu?

- Podoba ci się?– zapytała kładąc dłoń na ramieniu Antoine'a, lecz on nawet nie zareagował – Faktycznie... - przyznała z nieskrywaną zazdrością – Pięknie się porusza... Jak na śmiertelniczkę, oczywiście. Może zaprosimy ją do swojej loży i sprawdzimy, czy smakuje równie rozkosznie, jak tańczy? - Ostatnie zdanie wypowiedziała już z jawną złośliwością, by wreszcie zwrócił na nią uwagę.

- Nie wiem, nie próbowałem, ale tańczy naprawdę świetnie - odrzekł zamyślony. - Socrebleu! - Zaklął w swoim rodzimym języku. - Przecież ponoć miała ograniczyć tę robotę. Tańczyła w „Cube”, a teraz jeszcze tutaj? Niech ja ją ... - zdawał się nie widzieć zdenerwowania Mercedes.

- Robisz wrażenie jakbyś doskonale ją znał – Zaplotła ręce na piersi i wbiła w Lasalla zniecierpliwiony wzrok. – Wyjaśnisz mi kim ona dla ciebie jest?

- Żartujesz? Czy co? - Francuz spojrzał na nią spod ściągniętych brwi, jakby wietrzył jakiś podstęp.

Mercedes przyjrzała się uważniej, bo prawdę mówiąc wcześniej omiotła jedynie kobietę zdawkowym spojrzeniem.
- Czy to nie … Elena? Ha! Nie do wiary! Ta twoja przyjaciółka, która towarzyszyła ci podczas przyjęcia, gdy się poznaliśmy? Makijaż, peruka, wyzywający strój. Faktycznie, ciężko ją rozpoznać. Hm... Nie podejrzewałam, że ma w sobie taki potencjał... I tyle odwagi. Wyglądała raczej, jak panienka z dobrego domu. A tu takie zaskoczenie! Nie wiedziałam, że ... - zaśmiała się nieco rozbawiona – zarabia na chleb w taki sposób.

- Niestety - grymas Lasalle'a był chyba rzeczywisty i widocznie taniec erotyczny Eleny naruszał jego konserwatywne gusta. - Ale nie miałem pojęcia, że pracuje także tutaj. Mi nie powiedziała. Może Simonowi? - Nagle zamyślił się głęboko.

- Dlaczego ona tak cię interesuje? Przecież jest tylko człowiekiem, a sprawiasz wrażenie, jakby była dla ciebie kimś ważnym. A Simon? Simon wyjechał na parę dni – odparła wymijająco. Taniec dobiegł końca i dziewczyna zeszła ze sceny znikając prędko za kulisami. Muzyka ucichła, a Mercedes zaczęła iść w kierunku loży dla VIP-ów.

- Dlaczego? Jest moja podopieczną, kimś dla mnie bardzo bliskim. A że jest człowiekiem? Tak – przyznał. - Zazdroszczę jej. Poczekaj na mnie, proszę, w loży - rzucił na odchodnym i chwycił za ramie jakiegoś rosłego kelnera o twarzy przypominającej goryla: - Panna Elena Virkolen. Zawołaj ją, proszę, do mojej loży. Będę czekał. Powiedz, że poznaliśmy się w „Cube” i przedstawił mnie jej mój dziadek. Masz - wręczył mu banknot 50 euro. - Następny dostaniesz, jak przyjdzie Elena.

YouTube - Cold - End Of The World (Acoustic)

Mercedes sunęła przez całą długość klubu zmysłowo kołysząc biodrami. Z głośników znów zaczęła się sączyć muzyka, tym razem jednak wolna i nastrojowa. Świat nagle zwolnił i doznała nieprzyjemnego uczucia na kształt deja vu ... Tekst brzmiał wyjątkowo złowieszczo, jak zwiastun czekającej ich fatalnej przyszłości. Jak spełnienie dawno złożonej obietnicy. Czy może groźby ...

„It's the end of the world...”

Nagle posmutniała. Wszystkie znaki na niebie i ziemi jednoznacznie sugerowały, że nadchodzi Gehenna. Nawet taki detal, jak tekst piosenki. Akurat dziś, gdy chciała się odprężyć i nie myśleć o niczym. Koniec świata ... Czy coś to w ogóle zmienia? Co, jeśli dowiedziałaby się, że zostało im faktycznie kilka dni lub tygodni tej marnej wampirzej egzystencji? Zaczęłaby żyć wyjątkowo żywiołowo? Jakby dotychczas żyła inaczej, dobry żart ... Spędzić tą resztkę czasu na zabawie? Bawiła się bez przerwy przez ostatnie stulecie. Więc co? Próbować szlachetnie zatrzymać ten dramatyczny ciąg wydarzeń? Tylko po co? Czy ten świat zasługiwał w ogóle na ocalenie? Może Marry ma rację? Może świat powinno się oczyścić z wszystkich ludzkich, i nie tylko ludzkich, szumowin, i pozwolić mu zacząć wszystko od nowa? Nie! Na to Mercedes była zbyt dużą egoistką. Nie chciała nadejścia Gehenny. Głównie dlatego, że koniec świata oznaczałby również jej własny koniec. A może ... Może dać szansę czemuś nowemu, czemuś ważnemu? Kątem oka spojrzała na Lasalla, jakby stanowił w tej chwili największą tajemnicę wszechświata.

Antoine dołączył do niej po chwili, a za moment przy stoliku pojawił się jeszcze kelner. Zmierzyła mężczyznę zalotnym spojrzeniem i zamówiła butelkę najdroższego szampana. Oczywiście, nie mogła go skosztować. Przynajmniej nie bezpośrednio, ale lubiła zwyczajnie szastać pieniędzmi. Miała ich mnóstwo i nigdy nie nauczyła się oszczędności. Z drugiej strony, skąpstwa także nie można jej było zarzucić. Wcisnęła kelnerowi spory napiwek i znów zerknęła na Lasalla.
- Masz ochotę się rozerwać? Posmakować francuskiego szampana? Musimy tylko znaleźć sobie odpowiedni „kieliszek”. Osobiście przywiązuję sporą wagę do detali, a ty? Jeśli pić, to z kryształu lub porcelany. Widzisz kogoś kto zasługuje na to miano, mój drogi? - i zaczęła rozglądać się po sali wypatrując potencjalnej ofiary.

- Szampan? Może być, choć wolę herbatę. Jeżeli masz ochotę, to może być w chińskiej porcelanie. Natomiast co do smakołyka, co powiesz na mężczyznę garniturze? Albo kobietę z wielkimi kolczykami?



- Dziewczyna – odparła zdecydowanie Mercedes – Ma w sobie jakąś ... niewinność.

We wzroku wampirzycy czaił się cień zazdrości. Niewinność to coś, co straciła bezpowrotnie dawno temu, i przy całej swojej urodzie, dostojeństwie i klasie, niewinny wygląd zdawał się dla niej nie do osiągnięcia. Bestia od dawna w niej zwyciężała, wypychając jej człowieczeństwo gdzieś w mało istotny kąt martwego serca. Niewinność to także wiarygodność. Ortega wzbudzała raczej podejrzliwość. W jej otoczeniu, czy to ludzie, czy wampiry, zaczynały być bardziej czujnie. Nie znaczyło to oczywiście, że nikt jej nie ulegał. Och, ulegali, i to jak ochoczo! Ale na innej zasadzie. Nie zaufania i wierności. Raczej fascynacji i pożądania.

Kelner przyniósł w kubełku zmrożonego szampana. Znów wcisnęła mu w dłoń banknot i wskazała gestem siedzącą przy barze brunetkę.
- Przekaż proszę tej pani, że chętnie podzielimy się z nią szampanem. Jeśli zaszczyci nas swoim towarzystwem, oczywiście.

Dziewczyna przyszła za moment ściągając bezpruderyjnie kurtkę. Cisnęła odzienie centralnie na stolik, a sama usiadła na krawędzi obitej aksamitem kanapy. W „Blue Velvet” w całym wystroju przeważał ciemno niebieski kolor, i oczywiście ciężki błyszczący aksamit. Od zasłon, po obicia mebli.

Kobieta była ubrana, w mniemaniu Mercedes, zbyt wulgarnie i totalnie niegustownie. Kozaki za kolano, mocny dekolt, krótka spódniczka. Na twarzy gościł wyzywający makijaż, który miał zapewne za zadanie ją postarzyć, bo panienka, zdaniem Ortegi, mogła mieć nie więcej niż siedemnaście, osiemnaście lat.

- Kelner mówił, że państwo chcą mi postawić szampana? Ale jaja, zupełnie za darmo? - Zachichotała. Głos ją demaskował. Nastolatka. Podlotek. Wybornie. - Czy mam za to komuś zrobić dobrze? Bo jeśli chodzi wam o seks, to generalnie wolę gotówkę, choć i szampan może być. W ostateczności – w jej ustach pojawił się na ułamek sekundy duży różowy balon, po czym pękł z hukiem, ukazując bezpretensjonalny uśmiech.

- Seks? Nie, raczej nie - uśmiechnął się promiennie Lasalle uruchamiając sporą dozę swoich wampirzych możliwości [prezencja]. - Jestem konserwatystą i nie lubię uprawiać seksu z kobietami, których nie kocham i które mnie nie kochają. Ale zapraszamy na szampana.

Dziewczyna wpatrywała się w jego usta. Jej wargi się nagle rozchyliły, a pierś uniosła w nagłym, pulsującym oddechu, który swą siłą chciał rozerwać bluzkę.
- Może chcesz za darmo? - Zasugerowała. - Nawet z nią - wskazała na wampirzycę, która napełniała alkoholem pojedynczy kieliszek.
- Zastanowimy się później. Teraz, twoje zdrowie - sam wzniósł filiżankę senshy, która kelner podał wraz z szampanem.

Prostytutka piła zachłannie drogi trunek. Bez opamiętania, nie delektując się nim należycie, na co Ortega tylko pokiwała z dezaprobatą głową. To było niemal, jak profanacja świętości. Pochłaniała duszkiem kieliszek za kieliszkiem, a gdy tylko osuszała go do dna, Mercedes na powrót napełniała go po brzegi. Kiedy krople zaczęły spływać po jej brodzie Ortega wybuchnęła szczerym, niepohamowanym śmiechem. Absurd sytuacji ją nagle dogonił.

- Czy ja powiedziałam, że ona w sobie jakąś niewinność? - Zapytała Antoine'a ignorując absolutnie obecność dziewczyny. - Zabawne. Ekskluzywny, drogi klub, a nam musiała się trafić tania podrzędna dziwka. Los bywa przewrotny - syknęła lekko zdegustowana – Choć z drugiej strony, taka egzotyka też ma swój urok, nie sądzisz?

Dziewczyna łypnęła na nią oburzona:
- Nie jestem głupia, paniusiu. Wiem jak mnie ktoś obraża - i już podniosła się z miejsca, ale Ortega złapała ją za nadgarstek zmuszając, by z powrotem usiadła.
- Skoro już przyszłaś, to zostań – szepnęła uwodzicielsko <prezencja> i ujęła jej dłoń zmuszając, by zajęła miejsce między nią a Lasallem.

- Masz pieką szyję - szepnął Antoine. - Tak smukłą, bladą, jedwabistą. Nie mogę oderwać od niej wzroku. Bardzo pociągająca ... Prawda, kochanie? - Zwrócił się do Mercedes.
- Tak. Ona jest niczym słodki kawałek tortu dla łasucha – znów się zaśmiała z powodu swojego banalnego, ale jakże trafnego, porównania. Przesunęła smukłymi palcami po jej łabędziej szyi leciutko się przy tym oblizując. A później pocałowała ją bezceremonialnie w usta.
Dziewczyna zaczęła oddychać ciężko i poddała się pieszczocie z wyraźnym entuzjazmem. Język Mercedes ześlizgnął się z jej warg wprost na szyję. Kły pojawiły się automatycznie i wbiły w miękką skórę. Lasalle w tym czasie ujął nadgarstek dziewczyny.

W zaciemnionym rogu loży byli praktycznie niewidoczni dla reszty gości. Jedynie jakiś kelner przemykał w okolicy, ale taktownie odwracał głowę, spostrzegając kątem oka trzy sylwetki poddające się miłosnym zabiegom. Bo tak to z pozoru mogło wyglądać, i tak zapewne wyglądało.

Mercedes lubiła ten dreszcz emocji, kiedy ktoś mógł ją przyłapać na czymś zakazanym. Cudowny smak krwi w połączeniu ze świadomością, że otacza ich tłum niczego nieświadomych ludzi podniecał ją jeszcze bardziej. No i Lasalle, dzielący z nią tą chwilę uniesienia. Dla wampira nie ma nic bardziej stymulującego niż vitae. To wokół niej kręci się ich nieżycie. To do niej wszystko się sprowadza i z niej bierze początek. Ortega lubiła alkohol i narkotyki, ale czyż właśnie krew nie była największym nałogiem ich wszystkich? Jej smak tak cudownie odurzał i zniewalał. Można się było w niej zatracić. Dlatego tak ciężko było jej się oderwać od szyi dziewczęcia. Lasalle zrobił to już jakiś czas temu i nagląco poruszył ją za ramię.

- Mercedes, dość – usłyszała jego przytłumiony szept.
Niechętnie przestała zalizując dokładnie otwartą ranę. Dziewczyna jęczała nadal w ekstazie, zupełnie nieświadoma co się z nią dzieje. Mercedes rzuciła jej na dekolt kilka banknotów i powiedziała twardo:
- A teraz zmykaj dziecino. Wracaj do domu. Weź gorącą kąpiel i zrób sobie wolne do końca nocy.

Prostytutka nadal oszołomiona porwała swoją kurtkę i wypadła stamtąd jak oparzona. Ortega skupiła wzrok na Lasallu. W otaczającym ich mroku, bardziej wyczuła niż dostrzegła, ciągle świeżą krew na jego twarzy. Właśnie, krew ... Zawsze niedosyt, nieustanne pragnienie.

Niespodziewanie usiadła na nim okrakiem i przejechała językiem po jego brodzie i ustach. Ciepłych. Słodkich od krwi dziewczyny. Przeszedł ją dreszcz i wydała z siebie cichy pomruk. Znów go polizała, tym razem po policzku, całą wilgotną powierzchnią języka, niby kotka wylizująca swoje futerko. Było w tym spontanicznym akcie coś dzikiego i zwierzęcego. Mercedes prychnęła kilka razy z wciąż wysuniętymi kłami, zbliżając zęby do szyi Lasalla, jakby chciała go kąsać, to znów oddalała się na kilka centymetrów. Chciała skosztować jego krwi, ale wciąż się wahała. Zazwyczaj piła z innych wampirów roztropnie i chłodno oceniając sytuacje. A teraz kipiała od adrenaliny. Trawiła ją gorączka.

Jej ojciec często posługiwał się nią w tym celu. By stworzyła więź z kimś, kto jest mu w danej chwili akurat potrzebny. Jej talent polegał na tym, że brała, a nie dawała nic w zamian. Kainici jedli jej z ręki, żebrali o jej względy, a na niej więź nie wywierała najmniejszego choćby wpływu. Jej ojciec cenił sobie bardzo tą zdolność swojego potomstwa, ale w tej chwili wydało jej się to jakieś niesprawiedliwe i okrutne w stosunku do Lasalle’a. Nie chciała go wykorzystać! Nie chciała też pozbawiać rozsądku i patrzeć jak się zmienia, jak się od niej uzależnia i z kochanka zmienia się w zwyczajnego psa. Bo to by się z nim stało gdyby pozbawiła go jego własnej woli... Nie mogła mu tego zrobić. Szanowała go i lepiej by tak pozostało. Ta myśl ją otrzeźwiła. Kły zniknęły, choć nadal usta miała uchylone, a oczy nie skrywały zdziwienia.

Lasalle chciał przyciągnął ją do siebie, ale nagle usłyszała ruch za plecami. Przy loży stała Ellena i wpatrywała się w ich cienie splątane w gorącym uścisku. Mercedes uśmiechnęła się tylko do Lasalla i ześlizgnęła się z jego kolan poprawiając sukienkę.
- Twoja przyjaciółka już jest. Porozmawiajcie sobie na osobności. Nie będę wam przeszkadzać. Mam coś ważnego do załatwienia – chwyciła futro, lecz Antoine zagrodził jej drogę wyjścia.
- Wychodzisz? Tak po prostu? - Znów dostrzegła rezygnację na jego twarzy. Chyba doszedł do wniosku, że drugi raz popełnił ten sam błąd, że jej zaufał.
- Wybacz Antoine. Muszę. To coś niecierpiącego zwłoki ... – uśmiechnęła się do niego łagodnie, pocałowała w policzek i opuściła klub.

Wsiadła do swojego porsche i ruszyła z piskiem opon. Noc była jeszcze młoda, a ona uśmiechała się przez szybę do jasnej tarczy księżyca. Z radia sączyła się jakaś depresyjna piosenka, jakby puszczona dla niej na zamówienie. Coś ożyło, gdzieś głęboko w jej piersi i chciało się stamtąd wyrwać. Jakiś szamoczący się ptak, uwięziony tam niby w klatce. Trzepotał opętańczo skrzydłami sprawiając, że zastygła otumaniona i złapała się za martwą zimną pierś. Tak wiele się ostatnio działo. Gehenna. Wizja zbliżającego się wielkimi krokami końca wszystkiego. Kamienie. Kuszące swą magią, potencjalnymi możliwościami. Wiedźma. Marry. Jej krzywda, jej ból, jej nienawiść. Shizu. Córka. Jej własne dziecko. To nadal do niej nie docierało. I oczywiście Lasalle. Żądał od niej wiele, ale wiele oferował w zamian. Dlaczego więc nadal zapatrywała się na to wykorzystując zimną kalkulację? Dlaczego nie może się temu zwyczajnie poddać? Dlaczego to było tak potwornie trudne?
Emocje w niej buzowały. Cała plątanina uczuć zlewała się w ten dziwny ucisk w piersi i zapierała dech. Chciała je z siebie wyrzucić.

Ortega sunęła po szosie łamiąc wszelkie znane jej reguły jazdy. Musiała czym prędzej dostać się do swojego domu. Wiedziała jasno i wyraźnie, co pragnie teraz robić. Coś, co zdawało się, porzuciła już na dobre. Marzyła jedynie o tym, by ująć w palce pędzel i dać upust zgromadzonym w niej emocjom. Malować. Tworzyć. Całą noc, aż do świtu. Bez przerwy, jak w transie, nie marnując ani jednej minuty drogocennego czasu.

- Natchnienie... - powiedziała do siebie na głos. – Cudowny przyjacielu, byłam pewna, że opuściłeś mnie już bezpowrotnie ...
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 23-11-2008 o 14:40.
liliel jest offline