Myrtha odprowadza spojrzeniem oddalającego się Raynarda, odpowiadając mu podobnym skinięciem na pożegnanie.
[user=314,532,1055,1153] - No i spłoszyłeś mi Janie towarzysza, a dobrze było by omówić jednak jak sprawę widzimy w tym właśnie, mniejszym gronie. Bo wbrew Twym zapewnieniom nie każdy szanuje mnie za samo urodzenie, nie każdy taki szcunek choćby udaje. - mówi zniechęcona, ale bez specjalnego wyrzutu w głosie. - Teraz muszę liczyć na Twój wrodzony takt i umiejętność delikatnego ukazywania wszystkim dookoła gdzie ich miejsce. - dodaje z lekkim uśmieszkiem, ale szybko przechodzi on w powagę. - Inaczej nigdy pewnie się nie dogadamy z Eidurem i Sarą... Zaczynam żałować, że przygodnie poznanych ludzi dopuściliśmy do swej kompanii. Raynard dał się już poznać podczas przeprawy do Pfeildorfu i o nim wiemy na ile godzien jest zaufania, ale reszta... Na razie dowiedli jedynie, że brak im ogłady i że są bardzo niezdecydowani. Miotają się jak trzciny na wietrze, gotowi kogoś pokochać bądź znienawidzieć w sekundy i zaraz przy najbliższej okazji zmienić zdanie. A i ich maniery zmieniają się nie do poznania zależnie od kompanii. Nie zawsze trafnie, zresztą.-ostatniej uwadze towarzyszy zgryźliwy uśmieszek. - Co o tym wszystkim myślisz, Janie? - spogląda prosto w oczy swojego kamerdynera-nauczyciela oczekując na odpowiedź.
[/user] |