Kristoff Baxter
To wszystko go jednak przerastało... Trzęsące się ręce, ze strachu czy wściekłości, uniemożliwiały nawet tak banalną czynność jak otwarcie drzwi, zimny pot płynął po karku cienką strużką. W końcu, gdy wydostał się ze swojego pokoju zobaczył... kogo? Mordercę? Część grupy szturmowej? Najpierw przyczajony snajper, teraz jakiś uzbrojony skubaniec- co do cholery? "W co myśmy się wpakowali?" Odpowiedź była prosta, choć w tym momencie niedostępna dla skołowanego umysłu Baxtera- oto Łowy wkraczają na nowy, bardziej emocjonujący etap.
I tak, stojąc za przeciwnikiem, mając stuprocentowy cel tuż przed sobą medyk prawdopodobnie nie zrobiłby nic. Po prostu otworzył drzwi, a w jego głowie rozpętała się pustka, która zabiłaby go, gdyby nie szaleńczy atak Haze'a. Krew buchnęła z rozoranego gardła draba, z "arteria carotis communis - głównego naczynia tętniczego, zaopatrującego... po prawej stronie przechodzi z pnia ramienno-głowowego... w górnym biegu wytwarza zatokę tętnicy szyjnej... " Takie rzeczy bez problemu potrafił sobie przypomnieć, zapomniał tylko, jak się unosi rękę.
- Kurwa, co się dzieje, Raagnak?- wrócił wreszcie między żywych i przytomnych- Alice... cholera, ona... tam... rozwalili ją, jakiś pieprzony snajper...
Chwila- wdech, wydech, bracie- jedna sekunda, góra dwie. Wdech, wydech, no dalej, jesteś dużym chłopcem!
- Co robimy, panie generale? Tam na zewnątrz chyba postanowili się wstępnie dogadać w sprawie podziału Tornado. Mają jakieś działa Nawarony, jedno pieprznięcie i tej budy nie będzie na mapie miasta. Spieprzamy do swoich czy utrzymujemy pozycję? Słabo umocnioną pozycję, biorąc pod uwagę arsenał przeciwnika, jeśli chcesz znać moje prywatne, tchórzliwe zdanie.
Było lepiej- zaczął gadać, czyli krew krąży i dociera do mózgu. W międzyczasie pospiesznie włożył ciuchy i odbezpieczył broń. Ustawił się też daleko od okien, celując w główne drzwi mieszkania, skąd w każdym momencie mogli wypaść następni przeciwnicy. I, Bóg mu świadkiem, tym razem się nie zawaha przed strzałem. |