Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2008, 10:03   #16
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Zimno i ciemno, najgorsza kombinacja. Marek szedł przez jakąś wieś, a może małe miasto? Prawa ręką trzymała obrzyn. Niektórzy używają magnum 44, broni, która jednym strzałem urwie głowę przy jajach. Jednak Magnum był ciężki i jak z każdego pistoletu można było z niego spudłować. Kostrzewski wolał obrzyna z niego nie szło spudłować a do tego urywał głowę przy kostkach. Po prostu ściągało się oba spusty a dowolna istota przed Tobą przestawała być istotą.
Marek z ulgą przywitał widok świątyni, bezpiecznego schronienia, już z mniejszą ulgą przywitał widok świateł. Światła oznaczały ludzi a ludzie byli najgorsi. Zombi były mało inteligentne a demony zabijały ludzi bo są ich wrogami, ludzie zabijali ludzi dla ubrania, naboi czy pożywienia albo dla czystej radochy. Mimo to chłopak postanowił zapukać. Rozpiął kurtkę i ukrył pod nią rękę z obrzynem, drugą zaczął walić drzwi, szybko skrzyżował ją z drugą. Nic.
-Otwórzcie kurwa, zanim jakiś zombi mnie wpieprzy!!!
Znowu nic, Marek znów zaczął walić w drzwi..
-KURWA OTWIERAJCIE!!
Ktoś zaczął majstrować przy drzwiach, Marek odsunął się od nich jakby ktoś chciał go przywitać serią. Drzwi otworzył mu wysoki czarnowłosy mężczyzna z karabinem ale nie zastrzelił go na miejscu. Marek postanowił odwdzięczyć się tym samym.
-Dzięki.
Szybko przecisnął się do środka. Wszyscy obecni mogli mu się przypatrzeć. Przeciętnego wzrostu, dobrze zbudowany jakby codziennie ćwiczył blond włosy mężczyzna. Włosy z tyłu nosił obcięte na wysokości szczęki a z przodu grzywka mogła sięgać do brwi gdyby nie byla zaczesana na prawo. Miał koło dwudziestu pięciu lat. Chodził ubrany w jeansy, adidasy i aktualnie rozpiętą kurtkę z logiem campusa. Pod kurtką miał granatowy polar. Przy prawym boku miał kaburę z pistoletem i dwoma magazynkami. W opuszczonej prawej ręce trzymał obrzyna, na znak pokojowych zamiarów złamał go, odsłaniając dwa naboje tkwiące w lufie.
Mężczyzna ogarnął wzrokiem sytuacje. Oprócz człowieka, który mu otworzył byl jeszcze jeden żołnierz mierzący do jakiegoś naelektryzowanego kolesia. Jakaś paniusia kleła na czym świat stoi z powodu złamanego obcasa, druga kobieta kucała w kącie. Mała dziewczynka patrzyła na wszystkich przestraszonym wzrokiem, była przytulona do trzeciej kobiety najpewniej matki. Kolejny mężczyzna leżał na kocu i się trząsł, chory lub śmiertelnie ranny. No i był jeszcze punk, jak Marek nienawidził tego ścierwa niszczącego jego kraj. Wszyscy chwilowo patrzyli na niego, dobrym znakiem było, że nikt nie strzelił.
-Ja nie w porę?
Wyszczerzył zęby w głupawym uśmiechu.
-Porucznik Marek Kostrzewski melduje się. Misja spieprzanie przed zombiakami wykonana, nic mnie nie pogryzło więc bez strachu nie zjem Was. No, chyba nie zjem. W sumie to z reguły nie zjadam ludzi.
Miał nadzieje, że ten głupi tekst trochę rozluźni napiętą atmosfere.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline