Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2008, 18:33   #113
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Datum // Zeit : 29 VIII 2213 // 16:01

# Tanja Hahn – Axel Heintz
Działo grawitacyjne zostało zabrane, a cała instrukcja, dzięki której można było je złożyć – dane techniczne, statystyki i liczby.
Musieli przeszukać magazyn i inne pomieszczenia z powodu dokumentacji portalowej. Znaleźli ją w biurze Buchty – zakurzonym pokoiku zaraz koło generatora.
(Jak widać, hologram Buchty musiał być nagrany bardzo dawno).Były to dwa opasłe segregatory, które pomimo tego, że zawierały często nawiązania do różnych odnośników, których nie było nigdzie w starym magazynie broni, dawały sporo informacji o samym urządzeniu do portali, i nie tylko.
Tanja, próbując się przebić przez zawiły język Buchty(i niewątpliwie zawiłe pismo), dowiedziała się paru rzeczy związanych z tym. Po pierwsze, pomimo tego, że była fizyczką specjalizującą się w teleportacji korpuskularnej, to nomenklatura zajmująca się fizyką czasoprzestrzenną nie była taka znowu odmienna. Bywały pojęcia, które stanowiły jakoby ukute projekty podczas eksperymentów z portalami a przez to nie mogły być zrozumiałe dla nikogo, kto wcześniej nie zajmował się portalami. Jednak instrukcje, jak uruchomić ZRZT, znalazła bez trudu – Buchta zadał sobie trud, by zapisać wszystkie komendy i hasła do GOS-u wyraźnie. Problem otworzenia portalu zmalał więc wyraźnie do znikomego stopnia – tak małego, że wystarczyło, aby Tanja wcisnęła kryształy w odpowiednie miejsce i rozpoczęła procedurę tunelowania.
Buchta wyraźnie stwierdzał w dokumentach, że stacja na Ziemi ma połączenie z Externusem, gdzie swojego czasu założył stację badawczą. Ostatnie notatki potwierdzały wyniesienie pewnych materiałów na zewnętrzną stację i zerwanie połączenia, dwuznacznie twierdzi jednak, że być może udałoby się nawiązać ponowne połączenie.
„Jest to ważne – stwierdza. - Teleportacja czasoprzestrzenna nie jest po prostu przeniesieniem się z punktu A do punktu B. Trójwymiarowość przestrzeni stwarza miliardy punktów. Co gorsza, nie dbając o stabilny transfer, można doprowadzić do rozszczepienia obiektu. Dzięki niebiosom, że nasz sprzęt ma dużo energii. Może on teleportować dwie osoby na godzinę(tyle właśnie czasu potrzebuje, by schłodzić emitery pola). Co do stacji – aktywowanie jej pozwoli podróż na o wiele większe odległości, nawet do głębokiego Externusa. Trzeba bowiem zaznaczyć, że sam Externus nigdy nie był – jak potwierdzają nasze badania – światem stricte przeznaczonym dla jakiegoś konkretnego celu. Istnieje wiele teorii, ale moja ulubiona to taka, że Externus jest czymś w rodzaju kosmicznego skrzyżowania: Wiedzie on do innych światów, ale sam także bywa siedliskiem innych gatunków, mniej lub bardziej powiązanych z psychoplazmą.
Dlatego też, jeśli czyta to jakiś docent – wiedz, że jedyny możliwy kierunek maszyny to stacja, którą założyliśmy na Externusie. Parę miesięcy temu wysłaliśmy tam ekipę zwiadowczą, jednak na Externusie czas płynie inaczej. Jest płynny i zmienny, czasami jedna sekunda tutaj, tam równa się godzinie i vice versa. Sądzimy, że są to normalne aberracje czasoprzestrzeni, do rozwiązania w najbliższym czasie. Ekipa badawcza pilnuje wszystkich materiałów, które tam zgromadziliśmy. Nie mogą wpaść w łapy ani Korporacji, ani Kombinatu".

Gdy przejeżdżali obok jednego z jeepów Kombinatu, ten wydał z siebie kolejną krótką, urywaną syrenę – podobne słyszeli przy dojeżdżaniu do magazynu broni Buchty.
Ku swojemu zaskoczeniu Axel stwierdził, że do radia, które miał przyciśnięte do swojego ucha, dolatują pewne trzaski – była to częstotliwość jednostek patrolowych. Wyregulowawszy radioodbiornik, usłyszał:
-...Siódemka, przechodzimy do sektoru czwartego.
-Dzięki, Biskup. Dawaliście sygnały bazie?

-Tak jest. Pytanie, Siedem, czemu dzisiaj nie dostaliśmy wyraźnych rozkazów?
Chwilowa cisza po drugiej stronie.
-Przełącz na połączenie bezpośrednie.
Trzask w słuchawkach Axela. Tym razem jednak Tanja usłyszała trzask w swoich. Chwilowa cisza. Nie na długo.
-Posłuchaj, Biskup, jeśli mnie zdradzisz z tym, co ci teraz mówię, to znajdę...
-Dobra, dobra, Siedem.
-Okazuje się, że ktoś odwala krecią robotę, a nasza częstotliwość jest wykrywalna. Dlatego mało kto rozmawia przez radio.
-Kto odwala?
-Nie wiem, kurwa. Od czasu, kiedy na zachodzie przy szpitalu zjawili się ci nowi, zaczęły się dziać dziwne rzeczy.
-Ci od Schweigerkrankenhaus?
-Taa... Kombinat wyraźnie czegoś od nich chce. Faktycznie nigdy byśmy o nich nie wiedzieli, gdyby informacja nie wyciekła do sztabu. Ktoś musiał o nich powiedzieć.
-Wiesz, kto?
-Nie wiem. Mówią, że to jeden z nas. Nie zdziwiłbym się, gdyby to był Syf...
-Syf? Syfek?
-To ten, co raz wsypał niektórych z batalionu. Gnojek i szumowina, ale potrafi się wykręcić. Dla pieniędzy, oczywiście. I informacji udziela za pieniądze. Umie się cenić.
-A te syreny?
-Nie mogę ci zdradzić kodu, ale to dlatego, że ausschritery zbliżają się do Frankfurta od południa. To tyle. Idę na objazd.
- Bóg z tobą.
-Bóg z tobą.

Kolejny trzask w słuchawkach mówił o definitywnym zerwaniu połączenia.

*

Dojechali pod umówione miejsce, to jest pod Haus des Leides, Dom Bólu. Axela przywitały tłumy prostytutek, korzystających ze święta, Tanję odprowadzili wzrokiem dilerzy Leidu, otoczeni przez właśnie te tłumy. Zeszli po schodach, mijając różowy neon, który palił się dwadzieścia cztery godziny na dobę, w mrocznym zejściu.
Pomimo tego, że w samym środku nie było niebezpiecznie lub jakkolwiek źle, to korytarz wiodący do głównej sali był usłany strzykawkami i prezerwatywami niby ślubny kobierzec różami; gdzieniegdzie też w kącie leżał ćpun albo żebrak, gaworzący do siebie niby dziecko – ściany były popisane markerami, zawierającymi – między innymi – poezję, reklamy, hasła antykorporacyjne, hasła przeciwko Kombinatowi, wreszcie hasła przeciwko samym hasłom(„SKOŃCZCIE PIERDOLIĆ I WEŹCIE SIĘ DO ROBOTY”...); ktoś, wiedziony odwiecznym prawem natury, narysował motywy falliczne; podpisów typu „Tu byłem” była za to cała masa i stanowiły bez mała jedną trzecią całego galimatiasu; jakiś żartowniś przykleił do ściany plakat przedstawiający, być może jakąś scenę erotyczną – tego nie dowiedział się już nikt, bo pozostała tylko twarz kobiety wykrzywiona w ekstazie(ktoś dorysował aureolę i wąsy) – reszta była oderwana. Dawna natura tego miejsca także była widoczna – dziury po kulach znaczyły ściany pęknięciami, a nieudolnie starte plamy krwi czerniały i rudziały na posadzce. Z głównej sączyła się lekka mgiełka. Weszli.
W ciemności postacie tańczących pulsowały jak duchy, to pojawiając się, to znikając, mesmerycznie przyciągając wzrok. Zauważyli Finneasa już z daleka – machał przesadnie rękoma, a wokół niego byli – Hans Schlaufen i John Saint. Naprzeciwko nich siedziało trzech ludzi – jeden wyglądał na zwykłego zbira, drugi na mózg, a trzeci na doradcę. Wyglądało na to, że nie siedzieli tutaj długo, choć Lange – wnioskując z jego czerwonego nosa – zaczął się alkoholizować na długo przed Domem Bólu. Mimo to okazało się, że miał mocną głowę.
-Aaa, Hans! – wyszczerzył do niego zęby spod krzaczastego wąsa. – Powitać, powitać, nie mamy chleba i soli, za to sporo przedwojennej wódy z Polski. Doprawiana Leidengeistem dla smaku, hie, hie.
-Dość – uciął Saint. – Wprowadź ich w szczegóły, Buchta.
Buchta parsknął, jakby słysząc coś nazbyt oczywistego. Nalał wszystkim lekko zielonkawego alkoholu i zaczął tłumaczyć Axelowi, a także Tanji.
(Jego pijany wzrok ślizgał się to z Axela, to na Tanję; sama Tanja miała dziwne przeczucie, że to wszystko jakaś cholerna maskarada, bo pomimo tego, że jego morda była zapuchnięta od wódki, a głos od czasu do czasu się chybotał, to oczy pozostały zimne i kalkulujące).
-Macie mój dowód, że jestem szczery, bo się schlałem jak ta świnia. Ten tutaj pan jest przedstawicielem Lichtenschweigera. Sam Lichte nie chciał się stawić, a dla nas to wielka szkoda... Co nie, Saint? – Buchta uśmiechnął się złośliwie w stronę Johna, który wywrócił oczyma w stronę sufitu. – No, ale my z panem Lichtem sobie jeszcze porozmawiamy. Wiesz, Kloss, ja cię lubię, bo ty moja morda jesteś i pomyślałem, gdy cię spotkałem, łebski chłopak. W każdym razie nasze porachunki z Lichtenschweigerem to kompletnie nie wasza sprawa. O ile sobie kalkuluję, wy po prostu chcecie przedostać się przez Odrę i uciec z tej cholernej dziury.
-Aano – włączył się człowiek Lichtenschweigera. – Macie trochę pecha, że chcecie to zrobić akurat teraz. Chodzi o to, że dostaliśmy cynk od obozu, że w stronę miasta zbliżają się bioboty Korporacji. To naprawdę jebany pech, bo tamci na górze stają się nieufni. A jak stają się nieufni, to i warty się nasilają. A jak się warty nasilają, to trudniej się przedostać.
-Mieliśmy was ładnie przeszmuglować przez lukę w Polach Śmierci.
-Leichenfelder.
-O, właśnie. To był jedyny odcinek, gdzie woda Odry nie jest tak zasyfiona, że mosty, które budujemy na niej, nie zaczynają się rozłazić.
-Budujemy mosty pontonowe na tym właśnie odcinku. W pobliżu Leichenfelder rzeka jest zasrana jakimś błotem, niewiadomo czym. W każdym razie jest tam na tyle płytko, żeby wywinąć prędko most i przeprawić się. To standardowa procedura, robiliśmy tak wiele razy. Tym bardziej, że mamy znajomości na posterunku na Polach Śmierci. Ale od kiedy ausschrittery zaczęły iść w stronę Frankfurta, jakieś Polaczki wlazły nam do posterunku. Straszna chujnia.
-To więcej kosztuje. Normalnie nie wyciągaliby dup ze swoich nor, ale...
-Hamuj się, Finneas...
-Ale to prawda. Co prawda mamy wiele długów u Finneasa, ale one nie sięgają tak daleko, żeby posyłać naszych ludzi na pewną śmierć.
-Och, daj spokój, jaka pewna...
-To jest ryzykowne –
uciął tamten. – A nikt nie lubi tracić dobrych ludzi. Dlatego też... Kloss, tak? Powiedzmy, że nasza oferta jest i tak sporym ukłonem w stronę Buchty. Chcemy, abyście coś dla nas zrobili.
-Oferta, Hans. Tyle u nich wytargowałem.
-Chodzi o to, Kloss, że pomimo tego, że wygląda na to, że ktoś was lubi w obozie, to dla nas nie jesteście tacy znajomi. Przysługa za przysługę. Uwiniecie się prędko.
-Co takiego im wymyśliliście, a?
-Może kojarzycie południowy Frankfurt? O, świetnie. To może kojarzycie coś jeszcze – tak kompleks fabryk niedaleko Odry? Stink –
tu zwrócił się do zbira po swojej prawicy. – Jak się to znowu nazywało?
-Fabryki szerszeni, he.
-O. Nie mam pierdolonego pojęcia, czemu się to nazywa fabrykami szerszeni, zresztą kto o to dba. Chodzi o to, że szukaliśmy tam czegoś, co pozostawiła tam Korporacja. Nie sposób tego przeoczyć.
-Chodzi o to...
-Dobra, Finneas, lepiej ja to dokończę, ty jesteś pijany. Pod kompleksem fabryk w południowym Frankfurcie znajdują się tunele, które wybudowała Korporacja. Może o nich słyszeliście. W każdym razie są tam laboratoria, które nadal są zasilane wewnętrzną energią.
-To było laboratorium genetyczne...
-O masz, zamknij się, Buchta! Chcemy tylko, żebyście przynieśli nam coś z głównego laboratorium. Serum przeciwko pewnemu wirusowi. Znajduje się ono w pewnej zapieczętowanej walizce oznaczonej kodem 4TR1UM. Prosta sprawa: Wy tam idziecie i dowodzicie, że jesteście godni naszego zaufania, a my wam zapewniamy transport.
-Oczywiście nie musicie –
włączył się „doradca”. – Możecie przedzierać się przez Odrę na własną rękę, ale sami rozumiecie... Bioboty.
-Właśnie, Hans
– ostatni raz włączył się Buchta. – To wy decydujecie. A tak przy okazji, zamierzam wam towarzyszyć w tej misji. A ty Saint? Schlaufen? Chłopaki?
- Piszę się na to.
- Ja też.
- To co, Kloss? A ty, Kowalska? Co prawda przydałby się nam biolog, ale...
To jak będzie, kochani?


* * *

# Frank Malak – Nicolas Neumann
Malak celował; wreszcie wystrzelił, a kula przebiła krtań Misztalskiej. Wypluła dużo krwi i obnażyła swoje zęby – jak Frank zauważył, jeden z nich był spiłowany w szpic.
Być może Malak nigdy nie wierzył w komunikację telepatyczną – jednak Katja spojrzała w jego stronę i to, czego doświadczył, prawdopodobnie było czymś bardzo zbliżonym do telepatii. Katja zasłoniła się trupem, który właściwie przypominał ochłap krwawego mięsa.

"Dlaczego dostałam w kark i jeszcze żyję? ZABIĆ WSZYSTKICH KREW ZA KREW ZABIJĘ Nie pamiętam niektórych rzeczy... Uch, telepatia, uch-och, przecież to przeklęty produkt ZABIĆ NIE WYCOFAĆ SIĘ zaraz zaraz czy to jest tak, że to pojawia się tylko wtedy, gdy mam krew KREW KREW KREW na swoich rękach? Mmm... AUGHLUR NAKARH Trzeba to niewątpliwie zbadać w przyszłości a teraz jednak celem naszego przeżycia WYCOFAĆ SIĘ ZEMSTA ZAGWARANTOWANA"

Frank był dobrym strzelcem i posłał parę kolenych strzałów w jej stronę. Raz trafił w głowę.

"UMYSŁ NIE ZNAJDUJE SIĘ TYLKO W GŁOWIE TY SUKINSYNU"

...rozbrzmiało w głowie Malaka. To było nieprawdopodobne, ale Katja spoglądała w jego stronę pełnym nienawiści wzrokiem – sprawiało to dziwne wrażenie, gdy się uzmysłowiło, że nad jej oczyma ziała okrągła dziura po kuli. Splunęła krwią i zaczęła wycofywać się w stronę muru otaczającego szpital, schodząc z linii strzału Malaka.
Tamtych dwóch niespecjalnie zajmowało się tym, co stało się z Misztalską – fakt, że przed chwilą Malak trafił w jej głowę nie zwróciło ich uwagi. Strzelali dalej, dopóki nie umarli.
Malak zauważył jakiegoś człowieka, który próbował się przecisnąć przez mur.

Tymczasem Neumann minął tamtych, którzy strzelali. Zbliżył się do muru i stwierdził, że strzały z bramy ucichły. Minął jakiś kształt, który wyłonił się zza wyłamanego muru.
“Dobry” – mruknął męsko głos, który roześmiał się chwilę później. Neumann stwierdził, że była to ta sama kobieta, którą spotkał w zaułku zmierzając do Haus des Leides. Co dziwniejsze, miał wrażenie, że przywidziało mu się, że miała dziurę w głowie. Krwawiła, zostawiając za sobą ślad posoki. A potem Nicolas Neumann natrafił na zwłoki.
Neumann nie mógł wiedzieć, że na kawał krwi i kości, który natrafił, był ongiś Olegiem Hassem; nie zmieniało to faktu, że trup śmierdział jak tusza wyciągnięta z rzeźni. Zauważył, że tamci zbliżają się w jego stronę...

Do Franka Malaka podeszła Selene Stieffenhauer. Jak widać, Yseult nie upilnowała małej.
-Cokolwiek się zaczyna, musi się skończyć – zaczęła. – Ale ona nie ma ani końca, ani początku, to jej najgorsza udręka. Przybyła znikąd i jej forma nie ma początku, więc nie może też znaleźć końca. Zabij, zwiążesz się, odrodzi się tysiąc razy w innych formach.
Malak może pomyślał wtedy, że Selene nie mówi jak Selene, a coś przez nią przemawia.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 02-02-2009 o 11:05.
Irrlicht jest offline