Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2008, 11:40   #100
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
- Jeśli chcesz, odwdzięczysz się inaczej.
Żart może nie był wymyślny. W pewnych okolicznościach mógł nawet ujść za niegrzeczny. Staszek nie dbał o to. Zamiast tego przyjrzał się Dagmarze. Owszem. Mogła by. Posłał Jej nieco figlarny uśmiech, poczym dodał – asekuracyjnie.
- Choćby wieczorną kawą.

Taksówka przybyła na miejsce nie każąc na siebie czekać. Szczęśliwie wcześniej pojawiła się i pomoc drogowa, z polecanego warsztatu. Samochód wypożyczony od Kultysty z niesmakiem powędrował na lawetę. A Staszek pozbywszy się kluczy i dokumentów, zawierzył że ten epizod nie będzie go już interesował.

I z tym przemyślenie, w towarzystwie Dagmary pomknęli zielonym Oplem w stronę Wrocławia.

---

Odetchnął tak naprawdę dopiero kiedy dotarł do mieszkania Bohatyrewicza. Nie było to nic nadzwyczajnego. Co przyjął z całkiem uzasadnionym zadowoleniem. Bo przecież jak o porządnym werbenie, świadczyło by mieszkanie o bogatym wyposażeniu, pewnie jeszcze naszpikowane elektroniką i modą zawartą w podświetlanej podłodze i luksferach tu i tam? Milszym jego sercu były stare obrazy, poczynione ręką nikomu nie znanego mistrza, użyteczne przedmioty, kameralne wnętrze i cisza. Czasem tylko zakłócana przez tramwaj sunący za oknem, czy próbę wykorzystania samochodu z silnikiem 1,4 16V jako pojazdu sportowego. Ot pewnie kolejny gówniarz, któremu żadna nie chce dać…

A jednak wizyta w mieszkaniu była dla Staszka chwila relaksu. Ułożył się wygodnie na sofie i oddał rozmyślaniom. O nowo poznanych osobach i „misji” jaka to pewnie niebawem się przed nimi wyklaruje. Nowy węzeł był czymś niemożliwym do zignorowania. Staszkowi nie obcy był szacunek i nabożna cześć wobec miejsc mocy. Z drugiej strony wręcz namacalna polityka i walki o jak najlepszy kawałek ciasta. Nie miał najmniejszej ochoty w tym uczestniczyć. Wolał by wrócić do Ślęży. Znów skosztować gościnności starej chaty. Porąbać drwa, naprawić drzwi, nabrać wody. Może tak naprawdę nie nadawał się do niczego innego? Może to owe życie było mu pisane? Zwłaszcza że nie czuł się z tym wcale gorszy od innych. Kolegów lekarzy, osób żyjących w splendorze miasta.

Leżąc na kanapie rozkoszował się wygodą i brakiem zobowiązań. Spokojna niemoc obmywała jego ciało. Przepełniając błogą pustką. Przez parę chwil świadomie ustępował wszystkim prostym pobudką, których doświadczał. Nie walczył z tym. Ustępował. Błogo.

Nie mogło to jednak trwać wiecznie. Zwłaszcza że bierność dość szybko doprowadzała go do pasji. Zaczął od uporządkowania mieszkania. Rozpakowania swych rzeczy, a w szczególności kuchennych wiktuałów. Wzbogacił zapasy Starki, szybkimi zakupami w sklepie obok. A kiedy wszystko było już na miejscu, nie pozostało nic innego jak szybki prysznic i…

---

Pasaż Niepolda przywitał wcześniej niż o umówionej porze. Właściwie to opuścił domowe zacisze ze sporym wyprzedzeniem, wykorzystując czas na przechadzkę po mieście. Pięknym, lecz i obcym. Zatłoczone uliczki. Gwar samochodów, wiecznie gdzieś spieszących. Dym, smog, zaduch. A jednak Wrocław miał w sobie pewną magię. Spokój, godność i szacunek, którego można by odmówić Katowicom, tak lepiej znanym Staszkowi.

Katowicom, które zdecydował się opuścić nie z uwagi na niechęć wobec miasta. Ale raczej wobec doświadczeń o których wolał nie pamiętać.

I jakby dla potwierdzenia owej nie pamięci pojawiła się Dagmara.
- Witaj. Ciężki dzień? – zagadnął.
- Witaj. Tak jakby. Jak Ci się podoba? - zagadnęła omiatając ręką plac. A mimowolnie kierują się w stronę lokalu, o którym nie mówiąc ani słowa ruszyli. Szukając wolnego miejsca, dla wolnego wieczoru.
- Sympatyczny. Wrocław to chyba ładne miasto.
- Tak, można tak powiedzieć. Na długo przyjechałeś?

Zastanowiło go pytanie. Czy było możliwe aby gdziekolwiek był dłużej lub krócej? A może to nie czas definiował jego pobyt w danym miejscu? Szybko jednak odparował:
- Chyba nie. Choć pod Wrocławiem zatrzymam się na dłużej. Jednak do tej pory nie wiedziałem że aspektem mojego pobytu może być spędzanie czasu w samym mieście. Ale to różnie bywa. Sama wiesz... polityka, układy, rozmowy i inne takie bzdury.
- Polityka polityką, ale czas na odrobinę przyjemności
- rzuciła sentencjonalnie – Napijemy się czegoś?
- Mhm... tak, może bacardi. Ale pozwól że zamówię. Czego sobie życzysz?
- Sama nie wiem – powiedziała z uśmiechem. – Może jakieś wino na dobry początek znajomości?
- Poszukam
- Staszek uśmiechnął się i wstał. Nie minęło parę chwil kiedy wrócił. – Podobno wystarczy poznać jakie wino pija druga osoba, aby wiedzieć o niej wszystko. Można to też odwrócić. I zaproponować własny wybór.
Do końca nie wierzył we własne słowa. Ale empirycznie przekonał się że inne zwykły wierzyć wręcz z cudownym tego stanu rzeczy konsekwencjami.
Chwilę później przeciętna kelnerka przyniosła kieliszek różowego wina oraz rum.
- I cóż to takiego?
- Akt desperacji. Różowe Carlo Rossi. Cichy dowód na to że nie mają dużego wyboru win.
- No cóż... Stali weekendowi bywalcy okolicznych lokali nie słyną z dobrego gustu do win. Zdecydowanie wolą piwo.

Staszek niemo wzruszył ramionami.
- Chyba Rodecki nie przypadł tobie do gustu. - zaśmiał się jakby na wspomnienie niedawnych wydarzeń
- Nie da się ukryć. Dobija mnie jego oderwanie od rzeczywistości - stwierdziła sucho
- Naprawdę? Myślałem że uznasz to za coś najwyżej zabawnego.
- Mogłabym to uznać za coś komicznego, gdybym nie musiała z jednego końca Wrocławia jechać na drugi po chłopaka, a następnie jeszcze na trzeci odwozić go do domu tego ignoranta –
powiedziała zupełnie spokojnie.

Staszek skrzywił się pod nosem w pół uśmiechu, poczym pociągnął solenny łyk rumu przypatrując się rozmówczyni.
- Myślałem że dystans to domena twego zawodu Dagmaro.
- No i nie pomyliłeś się.
- A zatem kiedy obrał bym Panią prawnik z formalnej, zawodowej sytuacji, co bym znalazł?
- Zależy co byś chciał znaleźć. Wiele cech zależy tylko i wyłącznie od patrzącego. To się fachowo bodaj "interpretacja" nazywa.
- Nigdy nie byłem dobry w interpretowaniu. Jestem dość prostolinijnym w swej naturze)
- Ma to swoje zalety –
powiedziała kobieta z uśmiechem po czym upiła łyk różowego trunku - Dobre! Nie jest to może Nobile di Montepulciano, ale i tak całkiem niezłe.

- Zapewne tak – przyznał nie kryjąc swej niewiedzy – Zostawmy tę interpretację. Bo chyba prawdą jest że każdy do czegoś dąży. Chce kimś być. Coś zrobić. Świadczyć o sobie.
- To naturalne –
zauważyła. – Walka o przetrwanie jest rzeczą powszechną.
- Walka o przetrwanie? Z kim walczysz Dagmaro?
- Obecnie głównie ze skarbówką.
- Głównie?
- Znalazło by się jeszcze paru antagonistów.
- Tak sądziłem. Wojownicza z Ciebie kobieta. Nie byłem tego pewien i jak ryzykowałem spotykając się z Tobą.
- Ale dość o mnie. Chciałabym się dowiedzieć wreszcie czegoś o Tobie.
- O mnie? –
wzruszył ramionami – A co o mnie wiedzieć byś chciała? Poza tym że jestem człowiekiem który nie wpada w panikę kiedy ktoś o magii mówi
-Im więcej tym lepiej. Zawsze jakaś informacja się może przydać.
- Ach to tak! Dagmaro nie przejmuj się. Jak już powiedziałem dość prostolinijny jestem. Jeśli będziesz potrzebowała jakiś informacji, ja Tobie wnet wyjawię wszystko. Mam skłonność do szczerości i pięknych kobiet.
- Miło mi to słyszeć.
- Co? Że łatwo ci będzie mną powodować? –
zaśmiał się Staszek i wygodniej rozsiadł, wyraźnie kontent.
- Możesz nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, kiedy zacznę wykorzystywać twoje słabości - powiedziała z tajemniczym uśmiechem, po czym roześmiała się
- Liczę na to
- Może coś zjemy?
- zagadnęła prawniczka wyraźnie zadowolona z odpowiedzi swego towarzysza.
- Jasne - odparł entuzjastycznie - Tutaj?
- A po co się przenosić? Jest miło i przyjemnie więc nie należy tego zmieniać. Ostrzegam tylko, że nie uświadczysz tutaj schabiku w sosie śliwkowym. Prędzej pizza. Może być?
- Oczywiście. Ani przez chwilę nie myślałem źle o kuchni tego lokalu.
- A co do schabików w sosie śliwkowym czy lepiej borowikowym, to nie chwaląc się dobrze radzę sobie w kuchni.
- rozłożył ręce jakby wyjawił właśnie jakąś wielką prawdę
- No to będziesz kiedyś musiał wpaść do mnie i popisać się swoim talentem.

Na chwilę się zatrzymał. Był nieco zły na siebie. Z indolencji jaką wykazywał w dialogu. Wciąż próbował spojrzeć na Dagmarę jak na zwyczajną dziewczynę. Ale przez obraz prawniczki, nie stroniącej od pizzy przebijał się wyraz magini. A może to gdzie indziej leżał problem? Może to Staszek w ciągu ostatnich lat tak bardzo się zmienił? Nie potrafiąc już swobodnie porozmawiać z kobietą. Wciąż wracając do gór, rzek, Ślęży…
Postanowił zaryzykować.

- Którym talentem? - spytał jakby na sekundę zgubił watek.
- Póki co była mowa tylko o kulinarnym - zaśmiała się
- Faktycznie, wybacz. Zamyśliłem się
- Myślenie dobrze o tobie świadczy.
- O! Wielce łaskawa opinia. Aż nie wiem czy zasłużyłem.
- Miejmy nadzieję, że jednak zasłużyłeś –
powiedziała z uśmiechem
- Miejmy... Lubisz oceniać ludzi. To daleko idące zainteresowanie?
- Raczej zboczenie zawodowe.
- Zboczenia to również mi bliski temat. Choć może nie na płaszczyźnie zawodowej. Ulubione?
-Ulubione zboczenie?
- Mhm –
przytaknął lustrując Dagmarę z nie skrywaną ciekawością.
- Chyba moje koty: Tequila i Whisky.
- Mój typ był inny. Ale mniejsza o to. Dla Teqili zawsze miałem szacunek.
- Szacunek to podstawa
- powiedziała poważnie. - A Twoje?
- Ulubione? Właściwie nie traktuje to jako zboczenia. Wręcz przeciwnie, ale odpowiadając na pytanie. Ciało.
- No proszę! Ale w jakim sensie? Jakaś rzeźba, czy malarstwo, albo fotografowanie? Czy zwyczajnie lubisz patrzeć?

Staszek zaśmiał się swobodnie. Co miał odpowiedzieć? Prawdę?
- A jak myślisz?
- Myślę, że to ostatnie przede wszystkim, ale nie wykluczałabym jednego z wcześniejszych.
- Nie wykluczaj! –
Staszek zdawał się wyraźnie w dobrym nastroju. Nachylił się w stronę Dagmary i stwierdził: - Tak naprawdę fascynuje mnie fotografia. A całe to spotkanie służy temu aby namówić Ciebie na sesję...
- Rozbieraną? –
zażartowała
- Oczywiście - przytaknął niezwykle poważnie.
- Nie wiem, czy tak wypada poważnej pani mecenas - powiedziała ze słabo udawaną troską
- Jeśli było by to pytanie... powiedział bym że wypada.
- W takim razie pomyślę
- obiecała. W tym momencie nadszedł kelner niosąc dymiący, przecudnie pachnący i pokaźnych gabarytów placek.

Swobodna rozmowa z lekka przeplatała się z konsumpcją. A im później, tym jaśniejsze się stawało że tematy trywialnej magii nie były dziś na wokandzie. Zamiast tego królowała prosta swoboda, rozpusta i magia wzbogacana kolejnymi bacardi w towarzystwie wina…
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline