Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2008, 20:28   #102
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Grzesiu czuł się trochę nieswojo w nowym stroju. Matka nauczyła go że trzeba być ubranym zawsze elegancko i schludnie. Ciężko było osiągnąć ten efekt będąc odzianym zasadniczo w ciemnogranatowe ogrodniczki. Efekt całościowy nieco ratowała obszerna kurtka, niemalże nowa torba przerzucona przez ramię, oraz bezsprzecznie fakt że uniform był świeżo wyprany. Na głowie Grzesiu miał firmową czapeczkę od ojca, z logiem ich zakładu i emblematami serwisowanych marek. Trochę bał się kurtki, ale rozsądnie nie wziął tej z logiem Creative, gdyż ta mogła by sugerować panom pokroju tych ostatnio spotkanych, że posiada przy sobie jakieś cenne fanty. Na jej miejsce zabierając niebieską, z dumnie brzmiącym OSRAM wyszytym na plecach. Podróż środkami komunikacji miejskiej zawsze był dla Grześka stresujący, dla tego też skorzystał z niego tylko w niezbędnym do tego zakresie. Resztę trasy pokonał, jak zwykle zresztą, pieszo. Żałował że nie miał ze sobą żadnej emetrójki, nawet w telefonie, gdyż bezsprzecznie skróciłoby mu to czas wędrówki...

Po dłuższym czasie udało mu się dotrzeć ponownie na ulicę, na której kilka godzin wcześniej został pobity przez bandę wyrostków. Specjalnie unikał dopuszczenia do świadomości faktu że poboli go wtedy SS-mani, gdyż owi łysi panowie mogliby się jeszcze dzięki temu poczuć jakoś nobilitowani. Pomijając fakt, że raczej bez użycia przy tym siekiery lub innego podobnego narzędzia nie mogli by dostać się do wnętrza głowy Grześka by się o tym dowiedzieć i tak poczuć, nie przekonywało go zbytnio.

Brama którą widział w trakcie swojego przymusowego seansu kina wojennego, nie różniła się w zasadzie wiele od jej wersji z lat czterdziestych. Prawdę mówiąc, wyglądała tak, jakby od tamtego okresu pomalowano ją co najwyżej raz. Pomijając oczywiście pojawiające się sporadycznie tu i ówdzie graffiti i inne objawy "sztuki ulicznej".



Grzegorz rozpoczął przygotowania do operacji "Dzięcioł". Najpierw kilkakrotnie obszedł okolicę bramy, bacznie przyglądając się szczegółom. A to porównał treść pustej kartki z listą na domofonach przy jednych drzwiach, a to zanotował na niej oznakowanie skrzynki rozdzielczej w głębi ulicy. Po kilku minutach takiej szopki podszedł wreszcie do miejsca, w którym jak był pewien, mężczyzna schował przed kilkudziesięcioma laty tajemniczy pakunek. Bezceremonialnie już teraz, wyjął z torby narzędzia. Szybko zabrał się do pracy, dzierżąc w swych dłoniach dłuto i młotek. Kilka kolejnych chwil później, zadowolony z siebie, z tajemniczym zawiniątkiem, oraz znalezioną obok w skryte zasuszoną larwą jakiegoś motyla w torbie, czmychał już w kierunku swojego domu...

***

Kiedy wrócił do mieszkania, do jego uszu dobiegł chóralny chichot, dobiegający z pokoju siostry. Na oko, a raczej na ucho, dało się ocenić że siostra spędziła sobie tak ze trzy lub cztery koleżanki. W ciszy, przed przekroczeniem progu, Grzesiu pomodlił się do Mamusi -swojej, dla niego to była instancja najwyższa zaraz po Bogu-o wstawiennictwo, żeby to nie były koleżanki z tej jej "wirtualnej" bandy...

Jakimś cudem udało mu się przemknąć do swojego pokoju, pozostając niezauważonym. Kochał swoją siostrę, ale w towarzystwie jej koleżanek, jak każda nastolatka stawała się nieznośna do granic wytrzymałości. Skromny gabinecik Grzegorza wypełniały regały zajęte książkami i rozbebeszonymi, walającymi się wszędzie częściami komputerów i innych urządzeń elektronicznych. To było jego sanktuarium! Pracownia alchemika, której nie imały się żadne prawa fizyki, a te biologii i chemii wchodziły tylko za jego pozwoleniem, żeby mogły w ciszy przyglądać się pracy Mistrza! Mówiąc w skrócie, było to miejsce którego Grzesiu w przeciwieństwie do reszty domu niemal nigdy nie sprzątał. Tylko wrodzona kultura bycia nie spowodowała że miejsce to stało się zagrożeniem biochemicznym dla najbliższej okolicy...

Grzesiu odłożył na półkę czytane niedawno książki.

Neil Gaiman - Nigdziebądź..
.
Hmm...

Waldemar Łysiak - Flet z Mandragory...

Hmmmmmmmmmmm...

Baudelaire Charles - Kwiaty Zła

... może jednak w tym bredzeniu siostry o negatywnej, mrocznej energii zbierającej się w jego podświadomości było ziarno prawdy...

Terry Pratchett - Carpe Jugulum... eeee nieeeeee, głupie gadanie...

Książki wylądowały grzecznie na stosownej półce. Wyraz matki Grzesia, spoglądającej na pokój z zdjęcia stojącego obok, przybrał jakby bardziej srogiego wyrazu... Elektroniczne szpargały i narzędzia zamaszystym ruchem zostały zepchnięte pod ścianę za biurkiem, co część z nich wysłało na podłogę. Grzesiek położył na blacie pozyskany tego popołudnia pakunek.

Chwilę później, siedział już przed nim, przebrany w bardziej stosowny z jego punktu widzenia strój. Krótkie oględziny znaleziska pozwoliły na zauważenie że list nie był podpisany, brakowało na nim też znaczka. Odbiorcą miał być...

Laurentius Karl Baade, Heinrich Hoffmann Anstalt für Irre und Epileptische, Leubus.

Wyszperanym gdzieś ostrzem od skalpela, Grzesiek rozpieczętował wreszcie kopertę...

No tak, po niemiecku...Mamo! Za co?!- Grzesiek nienawidził tego języka. Nauczenie się jego postaw wymuszono na nim w podstawówce. Teraz, czekało go najwyraźniej odświeżenie dawno niewykorzystywanych umiejętności...

Po kilku kolejnych chwilach krzątania się, przygotował sobie stanowisko bojowe. Laptop już rozpaczliwie starał się nawiązać połączenie z routerem w pokoju siostry. Łącze, jak szybkie by nie było, zapewne będzie obciążone przez siostrę i jej koleżanki... Słownik z gramatyką języka niemieckiego leżały obok. Podobnie butelka Pepsi i firmowy kubek. Na spodku na którym stał leżały też obowiązkowe witaminki Grzesia.

Grzesiu zażył je, popił odrdzewiaczem i nim wziął się do pracy postanowił wprawić się w stosowny nastrój. YouTube, szybkie poszukiwania i oto na ekranie laptopa ukazał się fragment jego ulubionego serialu...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=V8LIgd4IT04[/media]No to walimy - rzekł Grzesiu, zamykając okienko i skupiając się na liście.

...

7.6 sekundy później zaczął rytmicznie uderzać czołem w blat stołu i jęczeć. Jedyne co udało mu się zauważyć to że zawartość była pisana innym niż podpis na kopercie stylem pisma. Tylko nie niemiecki, litości... Jako że udanie się po prośbie do wszechstronnie uzdolnionej siostry nie było teraz możliwe i za razem było poniżej godności Grześka, sprawa wymagała brutalniejszego podejścia. Grzesiek łyknął kolejną dawkę multiwitamin i skupił się jeszcze bardziej na czytanym z olbrzymim trudem tekście...

Leubus, 1 czerwca 1941

Drogi mój przyjacielu,
List Twój ostatni, wysłany w marcu, dotarł do mnie ledwie parę dni temu i poruszył mię do głębi. Zdanie moje odnośnie takich działań, jakie miały miejsce w Gomadingen i Alkoven dobrze znasz. Otrzymałem już listy, straszne listy i chcę, byś ty, który byłeś mi mistrzem w naszej trudnej sztuce i jesteś mi oddanym przyjacielem, wiedział, że nie zezwolę na takie działania w moim szpitalu. Wysłałem już protest, czekam na odpowiedź, choć nie ukrywam, że w ostatnich dniach ogarnęły mnie złe przeczucia i dusi mnie niepokój. W miejscowej jednostce mam dobre imię, żona komendanta przebywała krótki czas u nas i liczę na jego pomoc.

Martwi mnie też Twoja sytuacja, drogi przyjacielu. Proszę Cię, błagam na kolanach: przyjeżdżajcie z Odette do nas. Znajdzie się dla was miejsce, a będzie tu znacznie bezpieczniej niż we Wrocławiu.

Chciałbym mieć Cię przy sobie z jeszcze jednego względu. Choć od lat mi powtarzasz, że nauczyłeś mnie wszystkiego, co sam potrafisz, potrzebuję Twej porady i trzeźwego osądu w jednym przypadku. Jeden z moich pacjentów, pamiętasz jego sprawę, gdyż obydwaj byliśmy konsultantami na jego procesie. Twierdziłeś wówczas, że żadne leczenie nie jest możliwe, a wręcz jest niewskazane, i wiele krwi między nami zepsuł ten proces.
Dziś, po latach, muszę przyznać Ci rację.
Pacjent budzi strach wśród innych, a nawet personelu. Jedna z moich najzdolniejszych pielęgniarek, młoda dziewczyna, odeszła. W dość histerycznej rozmowie jako wyjaśnienie podała mi, że pacjent ów regularnie nawiedza ją we śnie i katuje wymyślnymi torturami. Moi pacjenci traktują go jako kogoś w rodzaju mistrza, który jednym dotknięciem, cudownie, odpędzi od nich męczące ich wizje, co jest oczywistą bzdurą, bo taką siłę ma tylko medycyna.
Sam pacjent jest spokojny i bez sprzeciwu poddaje się zabiegom, choć często prosi o leki nasenne, za wyjaśnienie podając problemy z zaśnięciem. Nie był przyczyną żadnych awantur, zajmuje się książkami, które prosił, aby mu sprowadzić, jak nie śpi, to pisze. Załączam na osobnej kartce kopię jednego z jego rysunków.
Jego zachowanie nie odstaje od normy, nie przejawia objawów poprzednich skłonności, i gdyby nie nakaz sądowy, byłbym gotów go zwolnić, gdyż postrzegam go jako człowieka zdrowego. Niemniej niepokoi mnie atmosfera, jaka - paradoksalnie bez jego czynnego udziału - go otacza w mojej placówce.
Liczę na Twoją szybką odpowiedź i nalegam raz jeszcze, ażebyś razem z żoną schronił się u nas.

Twój
Laurentiu
s


Na odwrocie charakterem pisma, którym opisano kopertę, wyraźnie w pośpiechu nabazgrane było jeszcze:

Natychmiast odizoluj od innych pacjentów i trzymaj pod kluczem. Wstrzymaj podawanie leków nasennych. ZABIERZ MU KSIĄŻKI I WSZYSTKIE NOTATKI. Jadę do ciebie. Aron

Pepsi okazała się niewystarczająca. Nawet dwie kawy nie pomogły. Grzesiek skończył tłumaczenie dopiero w środku nocy. Siostra wjechała do brata taranując drzwi swoim wózkiem około 21szej, kiedy poszły jej koleżanki, ale widząc brak kontaktu z bratem, spasowała. Prawdopodobnie zeskanowała jego umysł i wyczuła że pracuje na najwyższych obrotach, wprowadzony na nie za pomocą zabójczej mieszanki kofeiny i magiji, tak więc dla jego dobra nie przeszkadzała mu więcej. Ojcu, który wrócił do domu późnym wieczorem również nie udało się nawiązać z pracującym jak w transie synem żadnego kontaktu. Kiedy Grzesiek wreszcie przetarł oczy i spojrzał na zegarek, dochodziła godzina trzecia. Przeczytał swoje tytaniczne dzieło. Całość pracy podsumował ziewnięciem i udał się pod prysznic.

Ojciec spał jak zwykle przed telewizorem, ale przez szparę w drzwiach pokoju siostry przebijała się delikatna poświata bijąca z ekranu jej komputera. Rytmiczne odgłosy uderzania w klawiaturę zdradzały że jak zwykle nie położyła się i oddawała się sobie tylko zrozumiałemu życiu Virtualnego Adepta. Grzesiek miał chwilę żeby pomyśleć nad treścią listu, relaksując się pod prysznicem. Zastukał delikatnie.

-Wejdź. Ale mogę ci poświęcić tylko część swojej uwagi. -powiedziała, uśmiechając się do ekranu przed jej twarzą. Jednego z dwoch monitorów stojących przed nią. Lewą ręką obsługiwała klawiaturę, prawą zaś myszkę. Problem polagał na tym że obie były podłączone do różnych komputerów.

-Tylko część? - Grzesiek rozsiadł się na jej łużku. Nawet nie starał się zrozumieć co dzieje się na monitorach.

-Uczyłam cię jak dzielić percepcję i umysł. Oczywiście, nie pomyślałeś o tym żeby to zrobić zanim naszprycujesz się kofeiną i lekami? Kwadrans do ciebie perorowałam bezowocnie cholera! To teraz się nie czepiaj, nie mam czasu, więc mów oco chodzi.

-Laurentius Karl Baade.

-Szfab jakiś. No i? -Halinka tylko wzruszyła ramionami.

-Byłabyś tak miła i znalazła mi co się da o tym typie na sieci?
Dla ciebie to pikuś, Haluś?
- pierwsze podejście.

-Najpierw mi powiesz oco chodzi. Dawno nie widziałam ciebie tak zaaferowanego. Niestety, znowu nie chodzi o żadną laskę... wręcz przeciwnie. Braciszku, czy ty czasem nie jesteś coś ten tego ą ę przez bibułkę? -na twarz siostry zagościł szyderczy uśmieszek.

-Niema w domu zapasowych korków, wiesz. Ojciec ma wolne więc do południa nie wstaje, a je pewnie zaspię do roboty... -drugie, tym razem brutalniejsze. Grzesiu jechał po bandzie.

-No i? - Halinka w lot zrozumiała chamską zagrywkę braciszka.

-Skrzynka jest wysko wiesz?

-Jak możesz, co na to by powiedziała Mamusia co?!

-Naszą świętej pamięci Mamusią się nie zasłaniaj. Kocham Cię siostrzyczko, będę wdzęczny jak pomożesz mi jaknajszybciej, bo za pare dni wyjężdzam... - Grzesiek wstał, poklepał siostrę po ramieniu i wyszedł.

-Pewnie w góry z chłopakiem - odburknęła Halinka...

***

Budzik wyrwał Grześka ze snu o godzinie 6.30. Do pracy nie miał daleko. Zjadł szybki baueressen -nienawidził tej nazwy, zwłaszcza po wczorajszym wieczorze-i popił go kawą. Łyknął też obowiązkowe tabletki. Pamiętając radę siostry, podzielił swój umysł za pomocą technik przez nią nauczonych. Dodatkowy "Grzesiu" momentalnie powiedział Dobranoc, prosze mnie obudzić w stosownym czasie i poszedł spać. Taki mały trik ułatwiający Przebudzonym utrzymać pracę przy burzliwym trybie życia...

Na lodówce miał przypięty wydruk od siostry. Odręczny dopisek brzmiał "Kup toner". Grześka interesowała jednak część zasadnicza...

Laurentius Karl Baade - (1895-1941) - urodzony w Kamenz (Kamieniec Ząbkowicki), studiował w Heidelbergu i Halle. Doktor psychiatrii, tłumacz z greki i łaciny. W latach 1935-1941 dyrektor szpitala psychiatrycznego im. Heinricha Hoffmanna w Lubiążu. Od dzieciństwa ciężko chorował (prawdopodobnie wrodzona niewydolność nerek), pomimo tego ukończył studia i rzucił się w wir pracy zawodowej. On i jego przyjaciel, Aron Lenckner (wrocławski psychiatra pochodzenia żydowskiego) odeszli w prowadzonych przez siebie placówkach od części praktyk stosowanych w leczeniu psychiatrycznym. Poza pracą zawodową tłumacz dzieł klasyków. Człowiek światły i wykształcony, obdarzony niezwykłym umysłem i niepospolitą siłą woli, która pozwoliła mu z dobrymi wynikami prowadzić szpital, pomimo własnej ciężkiej choroby. Zginął 29 czerwca 1941, zastrzelony podczas przeprowadzania akcji T4 w prowadzonym przez siebie szpitalu, podczas obrony pacjentów. Personel placówki został rozstrzelany w niewyjaśnionych okolicznościach. Ocalała 1 pielęgniarka, której udało się zbiec z dwójką dzieci.

Grzesiu dopił kawkę czytając informacje które zdobyła dla niego siostra.
Praca nie zajmie mu dziś całego czasu który w niej spędzi, będzie więc mógł trochę pomyśleć na temat całe tej historii. Wieczorem za to, czekał go najprawdopodobniej arcyciekawy seans kina dokumentalnego...
 
Ratkin jest offline