Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2008, 23:48   #105
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Krzysztof Bursztyński i Jolanta Jawornicka

Zamek na wodzie w Wojnowicach, niedzielny poranek

Drzwi uchyliły się i Kamil tyłem wkroczył do pokoju. Na plastykowej tacy w kształcie jabłka niósł nie tylko dzbanek z parującą herbatą, ale również ciastka i kefir. A także wielką, secesyjną popielniczkę. Przymknął drzwi łokciem i postawił tacę na stoliku przed Jolą.
- Proszę, częstujcie się.
Usiadł w fotelu naprzeciwko Joli, czubkami złożonych w słupek dłoni dotknął ust. Musnął palcem długą szramę po paznokciu Arletty i milczał.

Krzysiek był skonfudowany. Zawsze postrzegał swego mentora jako skałę pośrodku wzburzonego morza, niezawodnego przewodnika. Cokolwiek by się nie wydarzyło, Kamil zawsze wiedział co zrobić i co powiedzieć, reagował spokojnie, ale błyskawicznie. Nic nie było w stanie podkopać jego wiary w siebie. Nigdy się nie wahał. A teraz wyraźnie starszym magiem targał niepokój. Uwadze Krzyśka nie umknął fakt, że Kamil nie patrzył w miejsce, na którym w sposób naturalny ogniskowały się spojrzenia mężczyzn, gdy Jola pojawiała się w zasięgu wzroku - na głębokim dekolcie kobiety. Kamil unikał wzroku Joli, co też było dziwne. I milczał.

Kłąb dymu wyprysnął z ust Joli, zakrywając całkowicie jej twarz. Milczenie coraz bardziej jej ciążyło, i wyraźny niepokój Kamila zaczął się jej udzielać. To nie mogła być kwestia Arletty, bo Kamil potrafił w razie potrzeby spacyfikować swą niesforną pociechę i skrócić jej smycz.
Kamil patrzył w okno, za którym z mozołem wschodziło słońce.
Któż może poznać myśli przywódcy? Kogoś, kto prowadzi innych, kto rezygnuje z siebie na rzecz grupy, kto nie ma na kim się oprzeć?
Jola wsypała sobie hojne, czubate łyżeczki cukru do filiżanki. Pokrywka cukiernicy brzęknęła w ciszy nienaturalnie głośno. Kamil drgnął i na chwilę spojrzał w jej oczy, zanim ponownie uciekł wzrokiem. Ale chwila trwała dość długo, by Jolka zdążyła zobaczyć i nazwać to jedno uczucie.

Strach.

Strach o innych.
Bo ci, którzy stają na czele, czy to z woli Boga, jak kiedyś sądzono, czy demokratycznym trafem, czy dzięki własnemu samozaparciu, zawsze biorą odpowiedzialność za losy tych, którym przewodzą.

Strach przed innymi.
Czy zrozumieją? Czy ich zaufanie nagle się nie wyczerpie? Czy dalej pójdą za każdym słowem, czy też odejdą po niepopularnej decyzji? Czy własna tradycja nie odwróci się nagle plecami?

Strach o siebie.
Tak, znał i strach o siebie. Jola obserwowała od dawna poczynania przywódcy, i choć nie rozumiała celu większości z nich, przez skórę czuła, na jak cienkiej linie tańczy Kamil.


Mag nalał sobie wina i wypił duszkiem. On, który zawsze medytował nad każdym kieliszkiem, obracał go w dłoniach, grzejąc ciepłem własnego ciała, doszukując się kolejnych woni i smaków. A teraz po prostu rąbnął kielicha na odwagę.
- Nie będę ukrywał, że jest źle. Jest nawet bardzo źle. Proszę, abyście zachowali wszystko, co teraz powiem, dla siebie, niezależnie od decyzji, jakie podejmiecie. Przy oczyszczaniu pałacu Hatzfeldów po wojnie popełniono wiele błędów. Jednym z nich jest sfera wokół pałacu... sami zresztą wiecie. Pogorzelisko magii. Nic tam nie może się udać. Ta sfera zaczęła się rozrastać. Powstrzymałem to razem z Michałem Kosteckim, ale nie wiemy, na jak długo. Ucierpiał nasz Węzeł w Kalamburze. Sądzę, że to tylko przyspieszyło wydarzenia, bo Węzeł wygasał od dawna i nic nie mogliśmy z tym zrobić. A teraz... sądzę, że to już kwestia tygodni, jeśli nie dni. Zostaniemy bez Węzła we Wrocławiu.
Kamil odkaszlnął, przez moment badał wzrokiem twarze młodych magów i ciągnął dalej:
- Jak z nieba spadło nam odkrycie nowego Węzła przez Wirtualnych Adeptów. Stefan Oderfeld na szczęście postanowił, na fali swoich pomysłów zjednoczenia i współpracy międzytradycjnej, nie zachowywać tego odkrycia dla siebie, ale utworzyć na Węźle fundację z młodych magów różnych tradycji. Chcę, abyście to wy reprezentowali Kult w tym przedsięwzięciu. Otrzymałem jedno miejsce, natomiast ostatecznie byłaby was dwójka. Przywódcy innych tradycji nie mogli się oprzeć urokowi Joli...

Chyba twojemu. Jola zapaliła kolejnego papierosa, kac zniknął jak sen jaki złoty i umysł kultystki podjął wreszcie pracę na normalnych obrotach. Kilka pozornie irracjonalnych zachowań Kamila z ostatnich tygodni zaczęło nabierać sensu. Jola nie miała jeszcze wizji całości, ale już pomału zaczynała się domyślać.
Chris wsunął dłoń do kieszeni. Już podjął decyzję, ale wieść o wygasaniu Węzła huknęła w niego jak grom. Był zżyty z lekko zapyziałym, ale zawsze gościnnym Kalamburem. I teraz co? Koniec? To przecież nie tylko Węzeł. To miejsce. Nasze miejsce we Wrocławiu. Tymczasem oglądał nogi Joli, obute w wysokie szpilki.
Nie te. Nie ten obcas. Ale pewnie ma takich całą szafę.

- Zatem wy obydwoje zajęlibyście miejsce w nowej fundacji, która początkowo byłaby międzytradycyjna, natomiast docelowo nasza, ponieważ wasi towarzysze szybko się wykruszą. Jednym z nich będzie niejaki Stanisław Rocki, podopieczny mojego przyjaciela Grzegorza. Poznałem go już, jest tak solidny, jak solidne potrafią być tylko Werbeny. Z jego strony nie musicie się obawiać żadnych problemów...

Ponieważ po prostu sobie odejdzie na Ślężę, bo ma w dupie Wrocław z całym dobrodziejstwem inwentarza. Jola już miała wizję całości. Bawiło ją szalenie, jak Kamil krąży wokół tematu, ale nie zamierzała pozwolić na zbycie się półsłówkami. Nikomu. Nawet jemu.

- Dobrze, Kamil, ale skąd pewność, że oni się wykruszą? Znaczy, mówisz tak, ale...
Jola parsknęła i weszła Chrisowi w słowo:
- No proszę cię. Pewność stąd, że nasz uroczy przywódca wybrał nie tylko nas do tej fundacji. Wybrał też innych, może i wszystkich. Urządził proszone obiadki, pogawędził z przywódcami, posłużył radą. Wybraliby jako reprezentanta
gościa spod budki z piwem, gdyby we właściwym momencie Kamil wskazał go dystyngowanym gestem.


Jola zawinęła dłonią w parodii rzeczonego gestu. Dym z papierosa utworzył dryfujący w powietrzu okrąg, w centrum którego dla Joli znalazła się twarz Kamila. Kultysta nawet nie wyglądał na zaskoczonego. W jego oczach wreszcie zobaczyła to, co chciała widzieć. Zachwyt. Porażający zachwyt jej osobą.
A potem po prostu się uśmiechnął, dzięki czemu Jola upewniła się ostatecznie, że trafiła w sam środek tarczy.
- No, Kamil? Czego brakuje naszym ewentualnym towarzyszom fundacyjnych zmagań? Werbena szybko się znudzi, plunie na Wrocław gęstą śliną i odejdzie. Dla nich wszystkie Węzły Wrocławia nic nie znaczą. Dla nich zawsze liczyła się tylko Ślęża. A pozostali?
- Werbena faktycznie odejdzie. Z Eterytów mamy geniusza o osobowości dziecka, który ma tak nikły kontakt z rzeczywistością, że żyje prawie całkowicie we własnym świecie. Zapomina o wszystkim. I nie wierzy, że jest magiem. Stadnicki wybrał chłopaka, który ledwie radzi sobie ze sobą, zdruzgotany po śmierci matki. Jako człowiek - otwarta rana, we której można grzebać do woli. Jako mag - zupełnie do niczego. Z Porządku Hermesa będzie kobieta, prawniczka, o naturze tak konfliktowej, że nie starcza jej czasu na nic poza tym.
Niestety, do całej sprawy wmieszała się wysoko postawiona Eterytka z Warszawy, Małgorzata Zacharska, i wepchnęła do projektu swojego ucznia. To młody chłopak, i jak znam Zacharską, zapewne całkowicie od niej uzależniony. Cóż. Nie można przewidzieć wszystkiego. Profesor Zacharską się nie przejmujcie. To nie jest gracz na wasze siły. Sądzę, że niebawem będziemy mieli przyjemność goszczenia jej we Wrocławiu, a wtedy zamienię z nią kilka słów. Zawsze lubiłem Małgorzatę. Jest tak odświeżająco... warszawska.
Tymczasem - jakie jest wasze zdanie? Wybrałem was, bo w moim mniemaniu poradzicie sobie i będziecie w stanie doprowadzić całe przedsięwzięcie do momentu, w którym grupa się rozsypie i będziemy mogli przejąć Węzeł.
 
Asenat jest offline