Poszło zadziwiająco łatwo. Nie mieliście pojęcia, dlaczego, ale inkwizycja zatrzymała się przy magazynie. Czy tak bardzo zależało im na zbadaniu tego miejsca, czy naiwnie ufali, że księgi pozostały w środku? Jednak wśród domysłów przebijał się jeden z bardziej realnych poglądów na sprawę: dostrzegliście, że jeden z lepiej ubranych oprawców zleciał z konia. Byc może to dowódca, który, choćby na chwilę pozbawiony przytomności, sparaliżował cały oddział.
Wasze zadziwienie własnym losem trwało dobrą chwilę. Nie było z wami Bugga ani Tileańczyka - czyżby zginęli, czy aresztowała ich inkwizycja? Coś wam mówiło, że tego już się nie dowiecie. Patrzyliście na wasze mokre, przerażone twarze i nie odzywaliście się do siebie ani słowem. Zagrożenie minęło, ale coś w was wciąż trwało w szoku.
Z obecności woźnicy na koźle zdaliście sobie sprawę dopiero, gdy krzyknął coś do strażników, przysypiających przy jednej z bram. Ku waszemu zaskoczeniu, czwórka pokornych sług prawa prędko uwinęła się z otwarciem wrót, nie robiąc przy tym żadnego problemu waszemu powozowi. Nie zadawali żadnych pytań.
[media]http://www.musicuploader.org/MUSIC/9606781228723955.mp3[/media]
Przed wami, w samym środku nocy, zamajaczyła droga z Middenheim na Altdorf. Woźnica trzasnął wodzami. Parę kolejnych kwadransów trwała cisza, cisza i cisza. Milczenie przerwał znowuż brodaty przewoźnik, rzucając parę słów w stronę siedzącej na dachu Alexandry. Bezdźwięczny las pozwolił wam usłyszeć każde wyraźnie.
-
I jak się czujecie, droga pani? Czy wszystko w porządku? - zapytał mocno podenerwowanym głosem czarnobrody, nie odrywając wzroku od drogi.