Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2008, 22:17   #112
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Robiło się późno. Pub powoli wyludniał się, co było dość dziwne jak na to miasto i ten dzień tygodnia. Wakacje – pomyślała Dagmara i od razu wszystko stało się jasne. Studenci stanowiący niejako duszę Wrocławia dawno wrócili do domów, by choć przez kilka tygodni móc się nacieszyć maminymi obiadkami, regularnie pranymi skarpetkami i wyprasowanymi podkoszulkami. Kobieta z rozrzewnieniem przypomniała sobie swoje studenckie lata i aż łezka jej się zakręciła w oku. Szybko jednak powróciła do rzeczywistości. Staś właśnie opowiadał coś z uśmiechem na ustach, ona jednak nie słyszała. Uśmiechnęła się również i przytaknęła mu, żeby nie wyszło na jaw, że buja w obłokach.
- Może się przejdziemy? – zaproponowała, a Staszek jakoś nie oponował.

Niebawem znaleźli się na dość zaludnionym jak na tą porę Rynku. Brukowanymi deptakami przechadzali się wrocławianie zarówno młodzi jak i starzy.
Nieopodal jakaś para całowała się namiętnie w pobliżu szklanej fontanny. Dagmara uśmiechnęła się i spojrzała na swego towarzysza.
- Chcesz zobaczyć Wrocław nocą? – zapytała jakby od niechcenia.
- Czemu nie? – odpowiedział mężczyzna wzruszając ramionami.

Spacerem ruszyli w kierunku Ostrowa Tumskiego. Dagmara – z wrodzonym duchem przywódcy – prowadziła Staszka do najstarszej i chyba najpiękniejszej części miasta. Po drodze minęli oświetlony dziesiątkiem lamp główny gmach Uniwersytetu i jeden z ponad 100 wrocławskich mostów – Most Piaskowy. Zaraz za nim skręcili w lewo i niebawem otoczyły ich całkowite ciemności. Gdzieś w oddali majaczyły dwie wierze archikatedry oświetlone żółtawymi snopami światła.
- Nienaruszone piękno natury to to nie jest, ale chyba warte zobaczenia – zażartowała kobieta.
- Nie przeczę. Widok faktycznie niezwykły.

Dagmara uśmiechnęła się z satysfakcją. Wrocław był piękny, Jej miasto było piękne. Lubiła je, zdecydowanie je lubiła. Chociaż nie wychowała się tutaj, a jedyna rodzina - jaką miała - mieszkała tysiące kilometrów stąd, to jednak Wrocław był jedynym domem, jaki miała.

- I co teraz? – Staszek wyrwał ją z zamyślenia. – Jakieś propozycje?
- Wracać do restauracji nie ma już sensu – odparła z powagą. – Może pojedziemy do mnie? Mam jakieś wino, paluszki, ser, może nawet oliwki gdzieś zachomikowałam. A jak będziemy mieli trochę szczęścia, to nawet jakieś ciastka się znajdą.
***
Mieszkanie Dagmary znajdowało się – jak zdążyła poinformować Staszka – na Krzykach. Były to już właściwie obrzeża miasta, cicha i spokojna dzielnica nowego budownictwa. Apartament mieścił się na drugim piętrze dużego budynku z własnym portierem i oszkloną windą. Całość sprawiała wrażenie luksusu i rozmachu.

Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, a światło rozświetliło ciemne wnętrze, dopadły ich dwa małe miauczące futrzaki.
-Whisky i Tequila - wyjaśniła Dagmara wskazując kolejno na białego i czarnego kota.
Zwierzaki z wyraźnym zainteresowaniem obwąchiwały przez chwilę Staszka, po czym bez wielkich ceregieli zaczęły się do niego łasić, a gdy tylko usadowił się na wygodnej kanapie, usiłowały wpakować mu się na kolana domagając się pieszczot.

Apartament był przestronny. Przedpokój połączony z salonem i kuchnią komponował się w miłą dla oka całość.

Dagmara pozostawiła na chwilę gościa na pastwę kotów i zajęła się przygotowaniem poczęstunku. I faktycznie mieli szczęście, bo nawet ciastka się znalazły. Już niebawem oboje siedzieli na wygodnej skórzanej kanapie racząc się półsłodkim winem i pochłaniając kolejne porcje sera, oliwek, czy też ciastek i paluszków.

Uwagę Staszka przykuła jedna z pomalowanych na beżowo ścian salonu. Cała obwieszona była starymi, rodzinnymi fotografiami. Dominowały wśród nich zdjęcia przedstawiające młodziutką Dagmarę samą,
ewentualnie w towarzystwie najprawdopodobniej dziadków,
lub też ojca.
Zdjęć z matką właściwie nie było. Wydało mu się to dość zaskakujące, jednak zanim zdążył się nad tym głębiej zastanowić, Dagmara wróciła niosąc posiłek.

Wieczór ( a właściwie noc) mijał bardzo powoli. Staszek coraz wygodniej sadowił się w skórzanych fotelach, Whisky i Tequila nie miały już żadnych oporów przed władowaniem mu się na kolana i ostentacyjnym domaganiem się zainteresowania i pieszczot, a Dagmara z uroczym uśmiechem na ustach kontynuowała niezobowiązującą konwersację co jakiś czas wmuszając w gościa kolejną porcję kupnych ciastek, czy też nakłaniając do wypicia kolejnej lampki wina
- Za tę noc – zaproponowała kolejny toast – oby była niezapomniana.

Staszek uśmiechnął się i przytaknął skinieniem. Toast był niezły, trochę zabawny, a trochę intrygujący. Dagmara dobra była w te klocki. Co jakiś czas wymyślała kolejny niezwykły toast wywołując tym samym uśmiech zadowolenia na twarzy swego towarzysza. Miała gadane – wiadomo, prawnik.

Upili kolejny łyk. Wino przyjemnie zaszumiało w głowie, choć nie można powiedzieć, by Dagmara była pijana. Znała umiar, choć nigdy przesadnie nie stroniła od alkoholu. Na policzki Staszka wypełzł płomienny rumieniec. Mężczyzna westchnął ciężko i rozpiął najwyższy guzik w koszuli.
- Ciepło tu o ciebie – powiedział z figlarnym uśmiechem.
- To chyba dobrze – odparła rozsiadając się tuż obok niego.

Zmrużyła oczy ze zmęczenia, a może z zadowolenia i przeciągnęła się zupełnie nieskrępowana obecnością mężczyzny. Puściła do niego oko i pogłaskała Tequilę leżącego na jego kolanach. Nachyliła się, by sprawiedliwie obdarzyć pieszczotami również drugiego pupila.

Przez krótką chwilę Staszek miał okazję poczuć przyjemny zapach wanilii, piżma i goździków. Łagodna woń otaczająca Dagmarę wniknęła do jego płuc, delikatnie podrażniła zmysły i nie pozwalała ani na moment o sobie zapomnieć.

Wracając do siedzącej pozycji Dagmara straciła równowagę i niby przypadkiem oparła się dłonią na kolanie Staszka. Spojrzała na niego z tajemniczym uśmiechem, uniosła figlarnie brew. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć jej pełne, przyjemnie ciepłe i wilgotne usta musnęły jego wargi.

Spostrzegł jeszcze, że koty ewakuowały się z kanapy – tak jakby przeczuwały co ma się zaraz stać – a potem była już tylko gra. Grali, grali długo i zawzięcie, z pasją, pobudzani przez ogień trawiący gdzieś w środku. Grali w grę, która – jak to powiedział kiedyś pewien mądry człowiek – „ jest z gier ruchowych stosunkowo najłatwiejsza”.
***
Dagmara obudziła się wcześnie. Wąska smuga słonecznego światła, wdzierająca się do sypialni przez szparę między zasłonami, nieprzyjemnie raziła w oczy. Wczorajsze wino wciąż jeszcze szumiało jej w głowie i przyjemnie ciążyło w całym ciele. Ostrożnie wygramoliła się z łóżka, by nie zbudzić swego towarzysza. Staszek wciąż jeszcze smacznie spał zawinięty w śliski materiał jedwabnej pościeli.

Kobieta rozejrzała się po pomieszczeniu. Na beżowych ścianach wisiały plakaty z podobiznami Marilyn Monroe, boskiego Elvisa, Audrey Hepburn, czy jej ulubiony – kabaretu Le Chat Nor, autorstwa Théophile Alexandre Steinlen.

Czarny kot spoglądał na nią swoimi wielkimi żółtymi oczyma, gdy zupełnie naga człapała po drewnianej podłodze zbierając swoje porozrzucane ubrania. Uśmiechnęła się tylko i narzuciła na siebie długą koszulkę.

Powędrowała do łazienki. Tam, z idealnie czarnych ścian, zerkały na nią podobizny gwiazd kina lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Wszyscy uśmiechnięci, piękni i młodzi, jak bogowie.
“Obecność” gwiazd jakoś jej nie peszyła. Zdążyła się już przyzwyczaić do ich niemego pobytu i pustego wzroku.

Wzięła gorący prysznic, owinęła się ręcznikiem i wyszła do kuchni. W samotności zjadła śniadanie i wypiła mocną kawę. Dopiero wtedy przypomniała sobie o reszcie otaczającego świata. „O choler!” – pomyślała. – „Od dawna powinnam być w biurze” – przyznała patrząc na zegarem. – „A pieprzyć to! Mnie też się raz w życiu należy dzień wolnego.”

Chwyciła za słuchawkę telefonu i wykręciła odpowiedni numer. Przez chwilę brzmiał jednostajny sygnał połączenia, po czym w słuchawce odezwał się przyjemny głos sekretarki.
-Basia? – zapytała machinalnie, choć przecież niedorzecznością było, by w jej własnym biurze telefony mógł odbierać ktoś poza jej własną asystentką. – Tak, wiem, że się spóźniłam... Nie, nie przyjdę dzisiaj do pracy… Odwołaj wszystkie spotkania… A któż miałby pytać? – zdziwiła się. – No dobrze, powiedz, że…

Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Spojrzała w stronę sypialni. Drzwi do pokoju były uchylone i wyraźnie widać było łóżko, a w nim śpiącego Staszka. Tuż obok niego, na poduszce leżały Whisky i Tequila i z zadowoleniem wyciągały się w miękkiej pościeli.

-… ważne sprawy rodzinne – rzuciła i uśmiechnęła się pod nosem. – No i co z tego, że moja rodzina siedzi w Irlandii?! Chyba mam prawo raz w życiu mieć ważne sprawy rodzinne?! – krzyknęła rozjuszona. – Do zobaczenia. Ach, jeszcze jedno! Trzeba załatwić coś w Skarbówce. Zadzwonili do mnie w sobotę i kazali natychmiast się zgłosić, ale miałam co innego do roboty – westchnęła na wspomnienie szaleńczej jazdy na dworzec po młodego Eterytę. – Papiery podrzucę ci niedługo… Oj, Basia! Dobra, załatwisz co trzeba i masz wolne, niech będzie moja strata – powiedziała bez cienia żalu, a sekretarka chyba przystała na ten układ, bo pożegnały się i Dagmara odłożyła słuchawkę.

Chwilę jeszcze krzątała się po domu, po czym założyła czarną spódnicę do kolan, krwistoczerwoną koszulę, a do tego niezawodne szpilki. Chwyciła torebkę, w której nigdy nic nie można było znaleźć, komórkę i kluczyki od zastępczego samochodu, które pan Janek (mechanik) przekazał panu Leszkowi (portierowi), a ten z kolei oddał jej, gdy wróciła ze Staszkiem do mieszkania, po czym wyszła. Po drodze spisała jeszcze krótką wiadomość dla Staszka i powiesiła ją na lodówce. „Co jak co, ale śniadanie, to facet zje na pewno” – pomyślała przymocowując małą karteczkę do lodówki za pomocą magnesu. Na kawałku papieru było napisane:

Staszku!

Dziękuję za miły wieczór i noc. Przepraszam, że nie zaczekałam, aż się obudzisz, ale mam dużo spraw do załatwienia. Czuj się jak u siebie w domu. W łazience są ręczniki, w lodówce coś do jedzenia. Gdy będziesz wychodził zamknij mieszkanie ( klucze leżą na stole w kuchni) i oddaj klucze portierowi. Do zobaczenia.

Dagmara

***
Dagmara pojechała najpierw do kancelarii, by oddać Basi niezbędne pisma i tym samym przekazać asystentce przynajmniej jeden z obowiązków.
Następnie skierowała się do archiwum, gdzie – jak polecił jej Dr. Ryszard Całkowski – miała szukać informacji o Breslauerze.

*Przebieg zdarzeń skonsultowany z Juniorem
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 19-12-2008 o 20:08.
echidna jest offline