Słowo eksperyment zdążyła znienawidzić w ciągu tych paru dni, tej wieczności, która minęła od najazdu na Berlin.
- Ale wiesz, że eksperymenty się monitoruje? – zapytała Buchtę ze słodkim uśmiechem - inaczej są one tylko zabawą dyletanta. I tym, co najwyżej jesteśmy. Bark to nieuk, który nie umie przeprowadzić solidnych badań, więc wypchnął spod swej władzy to, co miał ciekawego, licząc na to, że się samo przeanalizuje. A tak nie będzie. Także ostrożnie z fałszywą nomenklaturą. Można przez nią odnieść wrażenie, że Bark jest kompetentny.
- Chociaż dobrze byłoby wiedzieć, czego ten truteń się po nas spodziewa. Czegoś równie niezwykłego jak u Selene?
- I jeszcze intryguje mnie,- odwróciła się do Buchty - komu byś przehandlował wirusa gdybyś go miał? Wiecie chwilami mam wrażenie, że zaraz dostąpię religijnego oświecenia. Może Bóg naprawdę się w to wtrącił i jego wolą jest rozpieprzyć nas w drobny mak naszymi własnymi rękoma. Nie rozerwał planety na strzępy jedynie dlatego, że chciał dać szansę sympatyczniejszym gatunkom – muchom, szczurom i karaluchom.
Potem zaalarmowani przez Franka pędzili do szpitala. Tanja bezskutecznie wywoływała Yseult.
Powinna być przygotowana na krwawą jatkę przed szpitalem, ale tak nie było. I kiedy jeden z partyzantów zaczął ciągnąć krwawe szczątki Hassa, (Meier?, czy zacznę ich zapamiętywać dopiero jak poginą?) tylko dzięki temu, że niewiele tego dnia jadła, udało jej się powstrzymać mdłości. Axel skierował się w stronę trzymanego przez Malaka na muszce faceta o twarzy proszącej się o wyrok.
A ona krwawym śladem, za partyzantami, tym żywym i tym już nie, weszła do szpitala. Zobaczyła je wszystkie trzy i poczuła ulgę, która po chwili zmieniła się przerażenie.
- Sama to sobie zrobiła – mimo rzeczowej informacji, głos Helgi też zdradzał panikę.
Yseult beznamiętnie patrzyła na swą popaloną dłoń. Pozwoliła posadzić się na stołku i obandażować ranę, nawet powiedziała Tanji, czym ta ma zmasakrowaną dłoń posmarować. Musiało ją przeraźliwie boleć, ale nie płakała. Zażyła tylko kolejną porcję swoich prochów.
- Schodzimy na dół dziewczyny. Najwyższa pora się stąd wynieść. – Taka była obowiązująca konwencja i Tanja na nią przystała. Mówiły tonem chłodnym i obojętnym udając, że nic się nie stało. Zmutowana Katja nie zabiła właśnie Hassa, Ys nie dokonała samookaleczenia. Wszystko gra, nie można zranić naprawdę stalowych ciał i dusz.
Yseult siedziała otępiała. One pakowały rozłożone rzeczy. Tanja jednocześnie starała się trzymać blisko czarnowłosej kobiety, wyglądającej teraz, mimo rozmazanego makijażu i ostrego światła jarzeniówki jak kilkunastoletnie zagubione dziecko. Gdyby lekarka była w stanie się rozpłakać płakałyby razem. Niestety Ys siedziała w skorupie z leków.
- I co się stało? – w końcu Tanja nie wytrzymała, zadała to pytanie – Dlaczego Yseult sobie to zrobiła?
„Czy już ulegam paranoi, czy to pytanie wynika z moich podświadomych podejrzeń, nie mogę bać się wszystkich, bać się dziecka.”
- Helga, umieścimy ciebie i Selene w jakimś hoteliku, byle miał dostęp do sieci, żebyśmy zawsze mogli się skontaktować. Jakie Ty masz plany? Jeśli będziemy stąd wyjeżdżać, chcesz jechać z nami? Obojętnie, w jakim kierunku? Bo szczerze wątpię, żebym dobrowolnie wybrała się do Świebodzina albo Warszawy.
Wyszły przed budynek. Kończyła się rozmowa z więźniem i nie wyglądało na to, żeby ktoś zamierzał kogoś zabić.
- Jedźmy już stąd. Możemy? |