Na dźwięk przydomka „Szorstki” skupiła całą uwagę na starszym mężczyźnie. Nie musiał jej przekonywać, dotychczasowe życie w tej sekundzie pozostawiła za sobą. Czy była zainteresowana? Jeszcze jak. -Nie wiem doprawdy szlachetny panie w jaki sposób pomocną być mogę, jednak zawsze mnie uczono, że wierzyć i słuchać starszych należy, tedy i ja swój akces do sprawy składam. Jestem Blaithin - Uścisnęła po męsku dłoń szlachcica.- Choć na posłuch na twoim miejscu zbyt długo bym nie liczyła – dodała uśmiechając się.
Mimo uszu puściła słowa pożegnania jakimi obdarzył ją wuj. Tych ludzi miała już serdecznie dość i zupełnie jej nie obchodziło co myślą ani co czują, już nie.
Zapoznawanie z dziwną kompaniją przerwało wejście strażników. "Diabli ich tu nadali". Przysłuchując się rozmowie stróżów porządku z karczmarzem zrozumiała, że trzeba działać błyskawicznie, inaczej spawy przybiorą dość niekorzystny, łagodnie mówiąc, obrót.
Szybkie postanowienie i reakcja. Słodka mina, uśmiech numer dwadzieścia cztery. Akcja. - Ależ drogi panie sierżancie, ja panu wszystko wytłumaczę. -Podeszła do niego i bezceremonialnie biorąc go pod rękę, podprowadziła do drzwi. - No proszę spojrzeć, stare, połatane, a te zawiasy? Przecież gdyby komuś spadły na głowę? Gdyby tędy przechodził ... pański syn na przykład... - Ja nie mam syna, córkę mam – sprostował szybko. - No właśnie gdyby tędy przechodziła pańska córka... - Ona jeszcze nie umie chodzić... - No to gdyby tędy przechodziła pańska matka - Matka nie żyje od.. -No więc gdyby tędy ktoś przechodził i te drzwi spadłyby mu na głowę? To by dopiero była katastrofa. Rozumie pan, prawda?
Kiwnął głową wcale nic nie rozumiejąc.
Podprowadziła go do okna. - A te błony? Nie nadawały się. Goście się skarżyli na przeciągi. Rozumie pan? My tu remont szykujemy właśnie. Generalny! - krzyknęła. Ja panu sierżantowi zaraz opiszę co i jak! Pociągnęła go w stronę kuchni . Tu zrobimy półki...Tam... zaraz co tam miao być? A nie pamiętam już. Tutaj wymienimy podłogę... A o stolarz jeden obiecał nam takie stoły, że hoho.
Ciągała go po całej karczmie zalewając potokiem słów. Po chwili miał dość. - No już dobrze, rozumiem. Remont. A nie można było tak od razu?
Zrobiła niewinną minkę. - No przecież mówiłam. A i jeszcze pana sierżanta zapraszamy na uroczyste otwarcie. Za miesiąc. Przyjdzie pan? Z mat.. żoną znaczy. Nie odmówi nam pan? To zaszczyt wielki. - No zobaczę czy nie będę miał służby – mruknął.
Już miał wołać ludzi do wyjścia, kiedy przypomniał sobie o reszcie towarzystwa, które zwróciło wcześniej jego uwagę. - A wy kim jesteście? I dlaczego Szorstkiego szukacie.
Wypaliła bez zastanowienia:
- A to jest mój wuj – wskazała na starszego szlachcia – i szuka Szorstkiego, bo ...
__________________ A quoi ça sert d'être sur la terre? |