Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2008, 12:00   #122
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Tanja Hahn | 1
- Ale wiesz, że eksperymenty się monitoruje? – zapytała Buchtę ze słodkim uśmiechem - inaczej są one tylko zabawą dyletanta. I tym, co najwyżej jesteśmy. Bark to nieuk, który nie umie przeprowadzić solidnych badań, więc wypchnął spod swej władzy to, co miał ciekawego, licząc na to, że się samo przeanalizuje. A tak nie będzie. Także ostrożnie z fałszywą nomenklaturą. Można przez nią odnieść wrażenie, że Bark jest kompetentny.
Buchta wzruszył ramionami.
- Z tego, co wiem, ten cały Bark to może być po prostu marionetka, którą ktoś mądrzejszy obsadził na stołku. Z drugiej strony, widziałem czasami zanadto rozwiniętych idiotów, żeby kompletnie wykluczyć możliwość, że bycie wykorzystywanym to mogłaby być część jego planu. Nie wiem do końca. To wszystko, co mogę powiedzieć. Jeśli byście się zakręcili koło niego, pewnie dowiedzielibyście się więcej.
- I jeszcze intryguje mnie, komu byś przehandlował wirusa gdybyś go miał? Wiecie chwilami mam wrażenie, że zaraz dostąpię religijnego oświecenia. Może Bóg naprawdę się w to wtrącił i jego wolą jest rozpieprzyć nas w drobny mak naszymi własnymi rękoma. Nie rozerwał planety na strzępy jedynie dlatego, że chciał dać szansę sympatyczniejszym gatunkom – muchom, szczurom i karaluchom.
Tym razem Buchta uśmiechnął się słodko.
- Zawsze ktoś się znajdzie do handlowania.
Zmarszczył brwi, gdy mijali kolejny patrol Kombinatu.

*

Laptop Axela wydał sygnał. Nadchodziła transmisja. Adres IP był kompletnie inny od tych z Frankfurta, dlatego system przepuścił go w ogóle przez firewall blokujący setki adresów ze stronami porno. Plik wideo nosił nazwę: DO TANJI HAAHN. Literówka lub pomyłka w nazwisku Tanji.
Otworzywszy plik, ukazał się film. Jak było widać, był on nagrany kamerą kiepskiej jakości, przez około pół minuty wszystko śnieżyło, a w tle było słychać trzaski i parę głosów, które niknęły w szumie. Nagle, jeden z głosów, który Tanja niewątpliwie rozpoznałaby jako głos jej brata, powiedział wyraźnie:
„Może podłączysz tutaj ten kabel? Do diabła, z takim sprzętem...”
Trzask! Pomimo tego, że obraz nadal był złej jakości i czasem zachodził śniegiem, a gdzieniegdzie był przebarwiony, to dało się rozróżnić sylwetkę stojącą pomiędzy kamieniami, zaś za nią znajdowały się drzewa; Tanja przejeżdżała tamtymi terenami, jeszcze z Syfkiem i wtedy, gdy Oleg Hass żył. Był to Klosterwald, na zachód od Frankfurta centralnego, obok dawnej sieci trakcyjnej.
Był to Konrad Hahn; pomimo tego, że uciekł z bunkra Barka, wyglądał niespodziewanie dobrze. Dziwna zmiana w jego sposobie ubrania uderzała: Nie był już więcej w swoim laboranckim kitlu, raczej w ciemnej kurtce. Na jego szyi spoczywały, zawieszone na gumce, gogle. Gdzieś z daleka po lewej widniało coś jakby kawałek jeepa. Rozglądał się nerwowo; w prawej ręce miał broń – wskazał bronią w stronę oka kamery:
- To działa? – rzekł zniecierpliwionym głosem.
- Aaa – odparł głos, który był na odmianę znudzony. – Chyba zadziała. – Tanja rozpoznała głos Heinza Hardta, jej dawnego znajomego. – Jak tak trzymać będę, to...
Obraz rozpłynął się na chwilę w śniegu. Pobzyczał i znowu wrócił do normalności.
- ... ale chyba długo nie wytrzyma.
- Niech będzie. To osiągnie jego IP?
- Na pewno.
- No, to cześć Tanja –
Konrad pozwolił sobie na pokazanie zębów i obnażenie dziąseł. – Słyszałem, że jesteś z tym... Heintzem. Przekaż mu, że to dobrze się składa, bo właśnie jestem tutaj z jego siostrą. Agatha! Możesz się pokazać?
Pokazała się; w istocie była to Agatha Heintz; gdy wyszła na wizję, akurat paliła papierosa. Założyła ręce na pierś i uśmiechała się lekko.
- Mam nadzieję, że nam pomożecie – tu znowu nibyuśmiech. – Ścigają nas, to pewne, ale jakby zwolnili, kiedy okazało się, że jesteśmy we Frankfurcie. Opowiemy wam, co z tą ucieczką, kiedy znajdziemy się już poza posterunkami... Około 19 będziemy na Karl-Liebknecht Straße. Jeśli chcecie nas spotkać, oczywiście. Poza tym, uważajcie na...
Obraz znowu zaśnieżył, tym razem na dobre. Chrzęst podobny do skręconego karku. I ciemność. Transmisja się skończyła.

*


- Helga, umieścimy ciebie i Selene w jakimś hoteliku, byle miał dostęp do sieci, żebyśmy zawsze mogli się skontaktować. Jakie Ty masz plany? Jeśli będziemy stąd wyjeżdżać, chcesz jechać z nami? Obojętnie, w jakim kierunku? Bo szczerze wątpię, żebym dobrowolnie wybrała się do Świebodzina albo Warszawy.
Helga wzruszyła ramionami.
- Szczerze mówiąc, chcę wyjechać jak najdalej stąd. Tak samo Selene, chociaż ona... Czasami mi mówi, że chce jechać do Świebodzina. Ale wiesz, mała jak mała. My w każdym razie zaczęłyśmy się pakować, jak usłyszałyśmy strzały. Yseult nam powiedziała, żebyśmy zaczęły, a dla nas to było jasne. Jeszcze nie wiem, dokąd chcę właściwie pojechać. Słyszałam, że na jakiejś wyspie na Morzu Północnym jest jakiś obóz dla uchodźców. Może tam.
Zamilkła na chwilę.
- Wiesz, Tanja, mam dziwne wrażenie, że dokąd byśmy nie poszli, tam znajdziemy tylko zniszczenie i zło. Właściwie to... – zagryzła wargi. – Właściwie to mam ochotę wrócić do Neoberlina i przyczynić się, choć trochę, żeby... Żeby zajebać wreszcie i Kombinat i Korporację, a potem Barka! – wykrzyknęła niespodziewanie; Selene odsunęła się od niej. Wyglądało na to, że Heldze powoli zaczynają puszczać nerwy, mimo że przez większość podróży była spokojna. – Moim zdaniem... Moim zdaniem, możemy, do diabła, zmienić bieg tej pieprzonej historii! Myślisz, że coś zyskamy tym, jeśli będziemy uciekać!? Cholerne gówno! Zawsze tam, gdzie idziemy, znajdujemy tylko śmierć i zniszczenie! Myślisz, że mnie to nie rusza!? Nie zamierzam siedzieć spokojnie i czekać na śmierć, kiedy tam rozgrywają się losy tej części Europy!
Syknęła przez zaciśnięte zęby; odetchnęła po chwili – wyglądało na to, że to właśnie musiała z siebie wyrzucić. Po chwili wróciła ta normalna, spokojna i opanowana Helga.
- Przepraszam. Ty wiesz, o co chodzi. Możecie zabrać ze sobą Selene, jeśli sądzicie, że uda wam się przeżyć razem z nią. To ona zresztą powinna zadecydować, co zrobi...
Spojrzała na nią. Selene milczała.
- W każdym razie, Tanja, chcę, żebyście wiedzieli, że poza moją siostrą nie mam już nikogo, więc zależy mi tylko na niej. Chcę, żeby była bezpieczna i myślę, że z wami właśnie będzie. Z drugiej strony, ona może stwarzać zagrożenie dla was.
Spojrzała na Tanję raźno.
- Co do Yseult, jej samej się zapytaj. Może coś ci powie.

*
Yseult, spytana, dlaczego popaliła sobie dłoń, wyjaśniła sprawy rzeczowo i prosto. Być może byłaby się rozpłakała, ale była na środkach uspokajających, więc wszystko relacjonowała głosem spokojnym i statecznym, niemal mechanicznym.
Opowiedziała o tym, co powiedziała Helga; zastanawiała się nad tym, czy w istocie Helga ma całkowitą rację, że szuka mężczyzny i dziecka, którzy zastąpiliby jej umarłe dziecko i umarłego męża. Stwierdziła, że co prawda obie były „bardzo wzburzone” i padło parę słów, które być może paść nie musiały, to jednak wyglądało na to, że Helga, znawczyni duszy Yseult(tu pozwoliła sobie na ironiczny uśmiech), miała sporo racji w tym, że chciała zrobić z Selene swoją własną córkę. Co do Axela, już tyle racji nie miała, choć wszystko to zrzuciła na karb ostatnich wydarzeń i nie ma żalu do Helgi, ani tym bardziej Selene, ani, co dziwne, do Axela. Niebezpośrednio również przyznała, że „co prawda teraz jest na prochach, ale później nie wie, co może robić, bo chwilowo traci sens życia”. Jeszcze chwilę później zastanawiała się nad tym, czy rzeczywiście jest z nią tak źle – z pewnym zadowoleniem przyznała, że nie jest, co sprawia jej pewien komfort psychiczny. Wreszcie westchnęła i zapewniła Tanję, żeby się przypadkiem nie martwiła o nią i żeby dała jej trochę czasu, zanim się nie pozbiera.

* * *

# Totengräber
Zabandażowany człowiek poczęstował się orzeszkami, które leżały na stole. Maskarada, którą przyrządził dla niego jego wspólnik, była tak perfekcyjna, że nawet zęby wyglądały, jakby były zwęglone. Schrupał garść, zezując przez okulary to na nowo poznanego wspólnika, to na okno zasunięte żaluzjami. Grubas siedzący na obitym fotelu skrzywił się nieszczęśliwie, gdy zobaczył jego zęby. Roześmiałby się, gdyby nie fakt, że za jego plecami stało dwóch goryli; irytowało go to, chociaż mógł przekonać jeszcze inaczej.
Ten facet, którego poznał, nazywał się Armin Kühn. Chyba prawdziwe nazwisko. Mimo że rządził całą dzielnicą, nie wyglądał na bardzo rozgarniętego.
- Hmph! - parsknął coś; jego stan uzębienia też nie powalał na kolana. - Więc mówisz, że szukacie faceta, który był od Lichta? Hmmmph!
Zamyślił się. Myślenie sprawiało mu trudność; to, że myślał w ogóle, pewnie wyniosło go na szczyty szczurowatej dzielnicy. Może sądził, że to również szczyt jego kariery?
- Nie chcemy mieć do czynienia z Lichtenschweigerem za dużo. To prawda, to jego dzielnica, ale nie lubimy, gdy włazi nam w dupy. Więc... Więc... Co mam zrobić? Nie kłamiesz?
Uśmiechnął się swoim zwęglonym uśmiechem po raz trzeci i pokazał mu parę papierów. Gruby podniósł brwi. Może nie umiał czytać. Dał mu parę zdjęć, zgarnął papiery z biurka. Może jest ślepy? Ale nie, pokiwał parę razy główką, która zanurzała się w tłustym karku w jakiejś kaczej imitacji. Chciał zyskać na czasie. Nie, zgodził się. Jest mój, pomyślał Tot. Powstał, a tamci naprężyli mięśnie.
- Dość, chłopaki – protekcjonalnym tonem powiedział tamten. Tot patrzył przez pordzewiałe żaluzje.
Ostatecznie teren szpitala był całkiem dobrze widoczny z tego miejsca. Nikt nie kręcił się przed nim... Zaraz! Czy to nie krew na chodniku? Słyszał strzały, ale, do diabła, w tym cholernym mieście strzały słychać co pół godziny. Co się stało z tym, którego poleciła mu Schimmel? Jeep... Jacyś ludzie idą za mur... Kurwa! Pewnie dał się złapać. O ile już nie zabili. A może dowiedział się czegoś od nich na temat tego faceta?
Kurwa, nie cierpię nowych – pomyślał. - Zawsze z nimi jest tak samo. Trzeba odkręcać.
Odwrócił się.
- Potrzebuję paru twoich ludzi.
- Zrobi się.
- Ale nie takich
– wskazał brodą na goryli. - Mądrzejszych.
- Mądrzejszych? -
podrapał się po łysiejącej głowie.
- Szybszych – zrezygnował Tot.
- Mhm. Szybsi się znajdą.
- Czterech mi wystarczy. Jakbyś miał z tego jakie straty, wiesz, gdzie masz iść.
- Do Lichta.
- Do Lichtenschweigera.

Minął goryli, za jego plecami usłyszał pstryknięcie. Zszedł na podwórze, czekając. Dopiero wtedy odetchnął.

* * *

# Frank Malak – Nicolas Neumann
Szczęście Neumanna zaczęło się przenosić na innych.
Najpierw usłyszeli krótki sygnał syreny jednego z patrolów Kombinatu. Później pod szpital zajechał jeden z nich. Pewnie byłby przejechał, gdyby ktoś nie zoczył krwi u bramy szpitala.
Była to jedna z tych – konsekwentnie likwidowanych przez dowództwo – jednostek. Stara typ jednostki i wszystko w niej wydawało się to potwierdzać: Stara marka jeepa, stary kapral(gruby i ciągle gdakający przez radio) i żołnierze ubrani – po staremu. Stanęli dokładnie przed bramą, gdzie była krew tamtych dwóch, którzy strzelali.
- Zabezpieczyć teren! - zawołał kapral, a z jeepa wysypała się reszta trzech uzbrojonych żołnierzy. Mimo tego, że byli wyposażeni w broń pulsową, na ich twarzach malowała się niepewność. Kapral kontynuował: - Baza! Do diabła, co z tym cholernym radiem? Bazaaa! - wrzasnął do radia. - Te sukinsyny robią to specjalnie. Hej, wy tam! - zawołał w stronę Axela. Zacmokał. - Nnnooo.... Co my tu mamy? Wiecie, co zamierzam z wami zrobić? Do mamra wsadzę! Z broni mierzą? Pfch! Nie w tym mieście i nie na oficera naszej przenajświętszej matki Kombinatu! Radzę wam gadać, co tu robicie, albo – popukał pulchną dłonią w radio – zaraz zjawi się w tym szpitalu tyle żołdaków, ile macie włosów na dupach. Co to za krew, ha? Lepiej gadajcie prawdę, cwaniaczki.
Tymczasem z pobliskiej uliczki – co zauważył Neumann – wychynęło pięciu krzepkich ludzi, wśród których był jeden w płaszczu, okularach i obandażowaną twarzą. Żaden z nich nie miał widocznej broni, jednak oczywiste było dla Nicolasa, że mieli ją w istocie(we Frankfurcie broń miały czasem dziesięcioletnie dzieci...).
Buchta też zauważył zbliżających się pięciu ludzi – zerknął w tamtą stronę.
Uśmiechnął się pod wąsem. Szturchnął Axela i pokazał mu ukradkiem.

* * *

# Tanja Hahn | 2
- Jest coś jeszcze, co muszę ci powiedzieć, Tanja – powiedziała Yseult, z wolna dryfując ku normalności. - Ta Joanna Humbl... Czy jak tam się naprawdę nazywa. Wiesz, ta dawna od Axela. Powiedziała, że jeżeli ten temat wystąpi... To znaczy, jeśli zaczniemy mówić na temat Axela, powiedziała mi, że ona tak naprawdę nic już do niego nie ma. Tak to powiedziała: „Może teraz jeszcze do niego coś mam, ale kiedy mnie już tutaj nie będzie, to Axel będzie mi zwisać i powiewać”. Ostatecznie to nastolatka, więc dlatego tak powiedziała. Mówiła, że jeśli Axel faktycznie chce być szczęśliwy, to może sprawdzić coś. Mówiła, że zostawi coś w sieci Kombinatu na adresie, którego żaden z nich nie zna, bo jest opuszczony i nikt już na tą stronę nie zagląda. Mówiła, że jest tam jakaś mapa, która prowadzi do miejsca, które jest na pewno bezpieczne. Ta kryjówka jest podobno gdzieś w Czechach... To wszystko, co powiedziała. IP wyskrobała podobno na ścianie przy łóżku, gdy jeszcze tutaj mieszkała.
Wzruszyła ramionami.
- To wszystko, co chciała ci przekazać.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 
Irrlicht jest offline