Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2008, 11:11   #2
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Szedł przez las.
Śpiew ptaków niósł się w powietrzu, mieszając się z szumem wiatru przemykającego się między gałęziami wysokich drzew. Dzień zbudził się niezbyt dawno.


Na liściach drzew i gęsto rosnących paproci lśniła rosa, której krople, strącane powiewem wiatru lub nieostrożnym ruchem, spływały na niego chłodnymi bryzgami.


Zapach, jaki dotarł do niego, sprawił, że zmienił kierunek. Zapach palącego się drewna mógł oznaczać tylko jedno - ktoś niedaleko rozpalił ognisko. Ktoś... Przyjaciel? Wróg? Trzeba było sprawdzić. Zawsze trzeba było wiedzieć, kto znajduje się w pobliżu.


Dym snuł się nad wodą, nadpływając nie wiadomo skąd. Idący zatrzymał się na moment, zdezorientowany. Nie bardzo wiedział, jakim cudem nie zauważył tak dużego jeziora. Głębokiego. Mimo wysiłków nie zdołał dopłynąć do dna. Wielkooka ryba pojawiła się tuż przed nim.


Jej wielobarwne płetwy falowały, z pyszczka wydobywały się bąbelki.
Trzeba było wypłynąć, zanim zabraknie mu tlenu. A potem do brzegu...


Szedł już jakiś czas. Brzeg został daleko z tyłu, a przed nim rozciągało się morze. Bezkresne morze piasków. Słońce paliło niemiłosiernie, na niebie nie było nawet najmniejszego obłoczka.


Gdzieś daleko, na horyzoncie, zamajaczył cień. Zielony. Oaza. Przyspieszył kroku, nie zważając na ściekający z czoła pot i uciekającą z organizmu bezcenną wilgoć.
Chociaż szedł coraz szybciej i szybciej oaza nie przybliżała się, a promienie słoneczne żgały go bezlitosnymi igłami żaru.


Nagle zsunął się w dół i zatrzymał na zimnej posadzce. Z niewielkiego pomieszczenia prowadziło tylko jedno wyjście. Mroczny, wilgotny korytarz, prowadzący nie wiadomo dokąd.


Ruszył przed siebie. Przeciskał się przez wąskie przejścia, pochylał, czołgał, omijał zawaliska, przeskakiwał nad rozpadlinami.



Nagłe szarpnięcie zatrzymało go w pół kroku.
Otworzył oczy.


Stale był w lochu.
Brudną podłogę pokrywała wilgotna, na wpół zgniła słoma. Nagły ruch na podłodze i pisk. Mimo półmroku nie było wątpliwości. Szczur.
Przykute kajdanami do ściany ręce uniemożliwiały opuszczenie pomieszczenia.
Ekwipunek zniknął. Dobrze, że zostały chociaż spodnie i buty... Co było nieco dziwne... Ale skoro miał buty, to istniała pewna nadzieja...

- Obudziłeś się wreszcie? Nic Ci nie jest przyjacielu?

Mężczyzna, podobnie jak on przykuty do ściany, miał czarną skórę. I był łysy. Vidar był pewien, że nigdy wcześniej go nie widział. Podobnie jak tego więzienia.

Pamięć wróciła gwałtowanie.
Biała Wieś. Gospoda "Pod Dzikiem". I napad na wioskę...

- W zasadzie czuję się całkiem nieźle, jak na te warunki - odparł, potrząsając równocześnie kajdanami.

Ponownie rozejrzał się dokoła.
Nie byli tu sami, ale reszta najwyraźniej spała.

- Nie spytam - kontynuował wypowiedź - gdzie jestem, bo sam widzę, że w jakimś więzieniu... Czy możesz za to mi powiedzieć, kto mnie tu wsadził? I jakie plany wobec nas mają owi ktosie? I czy tu w ogóle dają coś do jedzenia, czy też mamy polować na szczury? Czuję się głodny...

To, że siedział w więzieniu nie oznaczało, że miał ochotę umrzeć z głodu.
Nie podobało mu się tu na tyle, by planował dłuższy pobyt. A żeby stąd wyjść, musiał mieć wiele siły...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 20-12-2008 o 15:35.
Kerm jest offline