Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2008, 12:47   #398
Tevery Best
 
Tevery Best's Avatar
 
Reputacja: 1 Tevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie coś
Dom
Napastnik właśnie miał się obrócić, kiedy Haze chciał do niego strzelić. Ale jak zwykle okazało się, że życie to suka - w chwilę po naciśnięciu spustu przez żołnierza w broni coś zgrzytnęło, kliknęło i przeskoczyło, a zamek odskoczył do przodu, lądując między nogami gościa z dubeltówką. Ten jednak ponownie popełnił błąd, uśmiechając się głupio - wojak dopadł do niego i przygwoździł do ziemi w ułamku sekundy. Zanim jeszcze idiota przestał się śmiać, miał już rozerwane nożem gardło. Haze wstał, obryzgany krwią. Całą twarz i tors miał czerwone od juchy. Natychmiast przyskoczył do niego Kristoff i zaczął biadolić, ale on nie zwracał na to uwagi. Patrzył w drzwi, gdzie dopiero co strzelał frajer, którego przed chwilą zabił. Bo tam, w tym progu, leżało rozwleczone, rozorane śrutem, zbryzgane posoką martwe ciało. Ciało Christine, która próbowała go uratować.

Gdzie indziej
Nick otarł pot z czoła. Sytuacja robiła się gorąca. W całym mieście wybuchły zamieszki. Cholera, to nie tak miało być! Co gorsza, do tamtych dwóch chyba biegli właśnie koledzy. Westchnął i poprawił położenie lufy. Od tego siedzenia bolały go nogi. Przymierzył dokładnie w głowę tego starego. To chyba szef. Nagle poczuł szarpnięcie w okolicy ramion i wyleciał z budynku na głowę. Nie było wysoko, ale nie miał szans przeżycia. Głównie dlatego, że po chwili dostał w łeb cegłą.

Ulica
Na komendę "Dziadka" wszyscy ruszyli naprzód, nie zwracając uwagi na szalejące otoczenie. Serie powybijały w barze szyby i uderzyły w ściany supermarketu po drugiej stronie ulicy. Z okna piwiarni wychylił się gość i przymierzył w uciekającego Meksa, po czym uziemił go paroma strzałami z AK. Kolejne poleciały już w waszym kierunku, o włos mijając głowę Stana. Przeskakując od osłony do osłony słyszeliście tylko własny puls. Adrenalina kurczyła wasze naczynia krwionośne, co nadawało wam blady, nieco trupi wygląd, wstrzymywała wydzielanie śliny, co powodowało suchość w gardle, ale jednocześnie dawała wam siłę i pchała do przodu. Jeszcze jeden skok, jeszcze tylko chwila, jeszcze żyjecie. Nawet nie zwróciliście uwagi na wystrzał z armaty, który przeorał górne piętro baru i wybuchł, wyrzucając gościa z kałaszem niemal na drugą stronę pasa ruchu. Ważne było to, że do domu dziewczyn, gdzie siedzieli Haze i Baxter, zabrakło tylko kilku metrów. Tyle że te były w polu rażenia snajpera. Który właśnie wypadł z okna i skręcił kark.
 
__________________
"When life gives you crap, make Crap Golems"

Ostatnio edytowane przez Tevery Best : 25-12-2008 o 20:31.
Tevery Best jest offline