Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2008, 21:15   #114
Mical von Mivalsten
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
- A jeb się. - Mruknął cicho Marek, wciskając na uszy słuchawki odtwarzacza. Dym papierosowy lekko drapał go po podniebieniu, gdy mijał kolejne słupki przy drodze. Zawsze lubił chodzić, to go uspokajało. Jak zwykle bezbłędny tryb shuffle włączył mu Tenacious D.

Friendship is rare,
Do you know what I'm sayin' to you?
Friendship is rare.
My derriere,
When you find out much later
That they don't really care.
It's rare to me, can't you see?
It's rare to me, can't you see?


Może faktycznie trochę przesadził, strofując Rodeckiego? Ale nie był pierwszym, który w tej rozmowie przegiął. Sugerować, ze pani profesor była złodziejką i materialistką, to przecież się w pale nie mieściło. Tak. Właściwie, to Pawłowi mimo wszystko się należało. Markowi chwilę chodziło po głowie, czy to aby nie jego awatar próbował mu tą piosenką czegoś przekazać.

Telefon na biurku Damiana Korzucha zadzwonił w momencie, gdy ten wychodził właśnie z toalety. Dopinając spodnie i klnąc na czym świat stoi dwudziestosześcioletni eteryta wpadł do pokoju i złapał za aparat.
- Damian Korzuch, słucham?
- Dzień dobry, Marek Różogórski z tej strony. Jestem nowym studentem fundacji, tutaj, we Wrocławiu.
- Tym z Warszawki?
- Taaa...
- Po co dzwonisz?
- Pan Berner dał mi numer do pana, powiedział, że w razie czego będzie mi pan mógł pomóc.
- Pan Berner mówisz? No, skoro on twierdzi, ze będę mógł, to nie mi się z tym spierać. Czego potrzebujesz?
Właściwie, to muszę się dostać w jedno miejsce we Wrocławiu. Wczoraj miałem... wizję która nasuwa mi podejrzenia, że niedawno bądź niedługo ktoś może, tego, zostać zabity.
- Ahaaaa. No dobra, a gdzie jesteś?
- A żebym ja to wiedział? Gdzieś w okolicy domu Pawła Rodeckiego. Może podyktuję panu koordynaty GPS?
- Ta, i co jeszcze? Cholerny zgniły zachód. Ulicę mi podaj, to przyjadę.[/i] - Damian Korzuch był z natury człowiekiem bardzo bezpośrednim, co przysporzyło mu paru przyjaciół i masę wrogów. Marek uporał się w końcu ze znalezieniem adresu i po 40 minutach siedział już w samochodzie swojego przewodnika.
- Wiesz coś o Wrocławiu?
- Właściwie, to nie. Liczy się, że wiem jak na niego mówią niemce?
- Nie. I nie kozakuj, młody. Gdzie chcesz jechać właściwie? I o co chodzi z tą wizją?
- Sielska, 17 albo 19. Dokładniej się nie dało namierzyć.
- A wizja?
- Przyśniła mi sie jakaś młoda kobieta, krzycząca z bólu. To znaczy, przyśniło mi się, że do mnie dzwoni. A potem zadzwoniła naprawdę i też krzyczała.
- I tyle?
- No, w sumie tak. Jeszcze żydowskie dzieci z obozu koncentracyjnego chciały grać ze mną w piłkę, ale to chyba mniej ważne.
- Zobaczymy, młody.
- Pytałeś o to, co wiem o Wrocławiu. Może mnie trochę douczysz?
- E, ja też nie stąd. Przez te parę lat co tu mieszkam, to nauczyłem się, że cyganie są nietykalni, bo pijawy ich pilnują. A o futrzakach nie słyszałem nic, odkąd tu mieszkam. Po nocy nie łaź sam, bo w zęby najprędzej dostaniesz, kręci się tutaj tałatajstwa tyle, że szok. Ale ty z warszawki jesteś, to pewnieś przyzwyczajony.
- Warszawa jest spokojna, wbrew pozorom.
- Policja twierdzi co innego, ale Ty na pewno znasz się lepiej, nie? - Na takiej, niezbyt poważnej dyskusji upłynęła im podróż na Sielską.

- Właściwie, co masz zamiar tam zrobić?
- Nie wiem. Myślałem o tym, żeby zapukać i podać się za świadka jehowy.
- A Biblię masz?
- W sumie...
- No to nikt normalny tego nie kupi. Ale masz szczęście, że chociaż ja tu myślę. Jestem Darek Korzuch, monter telekomunikacji polskiej.
- O, fart.
- Ano, fart. Wyłaź. I weź torbę z bagażnika. - Marek posłusznie wrzucił na ramię granatową torbę z narzędziami i razem z Darkiem udali się do pierwszego budynku. Tabliczka informowała, że była to Sielska 17. Zadzwonił dzwonek przy furtce.
 
Mical von Mivalsten jest offline