Drow stał i słuchał. Z kolejnymi zdaniami, jego oczy wychodziły coraz bardziej na wierzch, z czystego podziwu dla tego głupka. Poświęcać tak wspaniałe niziołki, gdy można zrobić coś po męsku i zabawić się. No głupek, istny głupol. Ith'ilian z pogardą obrócił się na pięcie i siadł przy stole. Jeszcze drugi niziołek omamiony wielkimi pieniędzmi zgodził się na ten jakże niecny i samobójczy plan.
Rozmowy o 'interesach', których najemnicy nigdy nie ujrzą zapłaty zaczęła się powoli kończyć. Na polecenie burmistrza przyleciało dwóch chłopków-roztropków, w tym jeden dosyć śmieszny, bo bawiący się w rycerza. W wielkim poświęceniu i gniewie chcący wojować tutaj. W sumie elf nie miałby nic przeciwko. Jeden człowiek na śniadanie, jeszcze ten dzień nie byłby taki najgorszy. Jednak po raz kolejny burmistrz musiał przerwać dobrze zapowiadającą się zabawę. - Dość! Jeszcze nam się tu zaraz na miecze potniecie i dywan mój krwią gotowiście splamić. Lancelocie.Po wypowiedzeniu tych słów, najważniejsza osoba w miasteczku rzuciła krótkie 'do widzenia' i wyszła szybkim krokiem. Drow widział wyjście, które może jeszcze odmienić ten poranek. -Lancelocie. phhhhh - wykrzywił twarz w podłym chichocie.
Gdy drugi z przybyłych sprzeciwił się rycerzykowi i zaproponował wstąpienie do karczmy, Ith'ilian musiał go poprzeć, by móc porwać wiernego sługę w śmiertelnym tańcu. Lekko obrócił głowę, wsparł ją na ręce i niedbale rzekł: -Właśnie..Lancelocie - na twarzy zagościł wielki uśmiech - łachmyta dobrze prawi.. idziemy do karczmy.Drow wstał i powoli kierował się w stronę karczmy, przechodząc obok sługi nie omieszkał go dalej prowokować. - Prowadź wtem do karczmy, wielki rycerzu... Lancelocie..
Ostatnio edytowane przez Maciekafc : 25-12-2008 o 23:37.
|