Stan Hamilton
Biedny, dobry Stan nie chciał pakować się w sam środek wojny na ulicach Sacramento. Ale nikt go o zdanie nie pytał i, jak to ostatnio miała w zwyczaju, zupełnie przez przypadek wybuchła dookoła apokalipsa. Zewsząd słychać były serie z karabinów, tupot ludzi z wielkimi spluwami w rękach, ktoś spadał z dachu... Stan nie wiedział, co dzieje się naprawdę, a co jest tylko jego straszliwym snem. Przytulił się do najbliższej ściany i ruszył dalej, podążając za resztą grupy. Musieli w tym całym zamieszaniu znaleźć jakiś cel. Chemik widział dwa - przeżyć i uratować towarzyszy.
Hamilton zacisnął dłonie na ciężkim Desercie i przystanął, by przyjrzeć się atakowanemu budynkowi, w którym na ich nieszczęście oddawali się miłości Kristoff i Haze... Dom znajdował się kilkanaście metrów od nich, a za zwalonymi ścianami widać było straszne obrazki. Nie czekając dłużej, Stan podbiegł w kierunku drzwi, otworzył je i wrzasnął:
- Szybko chłopaki! Uciekajcie, już im życia nie zwrócicie! |