Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2008, 14:56   #116
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Staszek poczuł falę zmęczenia. Która przetoczyła się przez każdy centymetr jego ciała, nie pozostawiając chyba nic. Wciąż przed oczyma żywej wyobraźni wibrowały obrazy, wspomnienia, wnioski, wizje, myśli i wspomnienia. Nawarstwiały się, zmieniały, obchodziły, pojawiały. Czuł potworne zmęczenie i żal. I nawet to że nieświadomie przekroczył granicę Dwu Światów nie robiło specjalnego znaczenia. Wobec tego co tam ujrzał, poczuł, doświadczył.

Kilkanaście minut później, wspierając się szybką szklanką bouronu, odzyskiwał wszystkie zmysły. Długo chciał wrócić w zaświaty. Przekroczyć barierę i znaleźć odpowiedź. Szalone? Dla większości laików takim właśnie się zdało. Lecz prawdą jest że Tamten świat rządzi się prawami, regułami, zasadami i pokrętną logiką, którą wystarczy poznać. A wówczas zawsze istnieje sposób aby odnaleźć miejsce, czas lub byt który będzie wstanie odpowiedzieć na pytanie.

Zbytecznie. Te same reguły, wskazywały że jeśli coś miał zobaczyć, to już zobaczył. Jeśli miał usłyszeć to już usłyszał. Pozostawało jedynie to zrozumieć…

Ubrał się do końca i był gotowy do wyjścia. Przez parę chwil wahał się czy nie nakreślić paru słów do Dagmary. Nie lubił tego. Wypowiadanie rzeczy trywialnych to strata czasu. Natomiast o rzeczach istotnych, można mówić jedynie twarzą w twarz. A w tym wypadku mogło to być konieczne.

Staszek nie uznawał antykoncepcji. Był Werbeną. Życie było w nim, a on był życiem. Potrafił nad sobą panować doskonale. Jeśli nie chciał począć dziecka, było pewne że nie pocznie. Dagmara jakoś pogodziła się z tym tłumaczeniem. Kolejna kwestią – która Staszek zachował dla siebie – było to że nie widział żadnych przeciwwskazań aby się hamować lub kontrolować. Właściwie dawanie życia było czynem nie tylko wzniosłym, ale jak najbardziej właściwym. A Dagmara fizycznie była doskonałą matką…

Kwestia ta jednak nie była najwłaściwsza aby nanieść ją na skrawek papieru. Poza tym nie lubił tego. Chwycił wiec kurtkę i wyszedł.

***

Autobus mknął w iście żółwim tempie. A z każdym kolejnym kilometrem, jedynie narastały obawy Staszka. Gdy tylko pojazd zatrzymał się na docelowym przystanku, ten wyskoczył i ruszył biegiem. Co się stało? Czy komuś coś zagraża? A może dopiero się stanie?

Zwolnił.

Przecież to była wizja. A każda wizja dopiero wieszczy nadejście pewnych zdarzeń. Prawda?

Znów ruszył biegiem.

Na podwórze wbiegł zdyszany i spocony. Przywitał go niezbyt żywiołowo Burek. A także Augustyna. Zdziwiona, lecz i zadowolona niespodziewanym się pojawieniem. Rzuciła nieśmiałe „Cześć”.

Staszek wciąż czujny, jakby z za winkla miał wychynąć rusek z karabinem, wszedł do sieni. A dalej skierował się do izby w której toczyło się większość życia. Tak jak i dziś. Beata właśnie kroiła czosnek. Obok stała wielka misa z ogórkami, słoiki…
Starka uśmiechnęła się i z miejsca rzekła.
- Nareszcie jesteś. Chyba nie bedem sama nosić tego do spiżarni? – to mówiąc wskazała na przygotowane już przetwory. Staszek przytaknął wciąż szukając czegoś. Gdzie z głębi dochodził głos wzburzonej Ruty. Zapewne rozmawiała z kimś przez telefon, a temat nie był jej miły. Normalnie, spokojnie, zwyczajnie…

Staszek nie dowierzając wyszedł na zewnątrz. Dwa razy obszedł całe gospodarstwo. Nie dostrzegł nic. Ale poczuł. W powietrzu zdawało się czuć jakieś oczekiwanie. Jakby coś miało się wydarzyć, zmienić, zadziać. Dziś? Teraz? Poczucie to nie dawało spokoju. Chciał z początku zagłębić się w tę sprawę. Udać się na Górę. Znaleźć Bohatyrewicza, na którego był wcale wściekły, z okazji jego wielkiej nieobecności.

W pierwszej kolejności okoniem stanęły ogórki. Później Augustyna wielce przejęta doniosła że coś nie tak dzieje się z Burkiem. Pozostawało jeszcze naprawić kran w kuchni. Posprzątać w zagrodzie i zrobiło się zbyt późno.

A kiedy było późno jak gdyby nigdy nic zjawił się Bohatyrewicz. Wmaszerował na podwórze wielce zamyślony tak że był już koło drzwi, gdy dostrzegł Augustynę, Burka i Staszka. W tej kolejności.

- Co ty tu robisz? Nie powinieneś aby być we Wrocławiu? Staszku, chyba wyraźnie powiedziałem co masz robić. No więc? Niby co się stało? A w ogóle to mógłbyś odbierać czasem telefon, a nie włóczyć się na dupy. Czasami dzieje się coś ważnego. Dasz wiarę? Muszę się z Tobą skontaktować czasem. A tak co? Nie można w ogóle na tobie polegać. Ogarnij się chłopie. Gdzie ty żyjesz?

Staszek nie przerywał. Również gdy Starszy przestał mówić, Staszek milczał. Przez parę długich chwil przyglądał się rozmówcy.

- Musiałem się zjawić. Coś niedobrego się dzieje. Lecz najpierw coś wyjaśnijmy. Będę chodził na dupy kiedy tylko mi się zachce. Ok? A co do…
- … odbierania telefonów to będziesz je odbierał i wykonywał moje polecenia jak każę. Zrozumiano?
- Kurwa. Ja przynajmniej jestem tutaj jak jestem potrzebny! Czujesz? A nie urządzam sobie wycieczek zapominając o najważniejszym…
– oczy Bohatyrewicza zalśniły niebezpiecznym blaskiem – … o obowiązkach najważniejszych. Masz jakiś problem? Zamykasz się w sobie jak kubeł śmieci! A ja muszę po Tobie konia podkuć, naprawić, sprzątnąć. Być. Rozumiesz? Być! Masz problem wieku średniego? Za późno!

Tym razem to Starszy Werbena z początku nic nie odpowiedział. Milczał, patrząc na zasapanego monologiem Staszka.

- Po pierwsze nie tym tonem. Dobrze? A po drugie, to ja tu jestem starszy. I z tego płynie prosta rzecz. Ja decyduje co jest dla nas najlepsze. Ty się mnie słuchasz…
- Nie wiem co ci się stało. Ale chyba w ogóle zapomniałeś o tym co chciałeś mi przekazać. Opiekujesz się jeszcze tym miejscem czy masz je w dupie?


Bohatyrewicz się nie odezwał. Zamiast tego rzucił się na Staszka uderzając go mocnym sierpowym. Ten zawinął się i upadł „siadając” na grabiach, które to z jękiem pękły. Niewiele się tym przejmując poderwał się z ziemi i rzucił na swego mentora. Przez chwilę siłowali się niczym dwa niedźwiedzie, poczym z łoskotem zwalili się na drewnianą budę Burka. Która nie doczekawszy się remontu od dwu sezonów, rozpadła się z wdziękiem. Ale to był dopiero początek…

***

Augustyna siedziała w koncie izby cicho popłakując. Na środku, przy dużym stole siedziało dwu Obrońców Ślęzy. Cierpliwie znosząc zabiegi Ruty i Beaty. Słychać było jedynie ręczniki wykręcane w miskach z czerwienią oraz pochlipywanie Augustyny. Żaden z Gladiatorów nie dawał nawet znaku bólu. Wyglądali już gorzej. Bohatyrewicz miał złamany nos i ułamaną trójkę. Staszek wyglądał gorzej. Obficie krwawił z rozbitego łuku brwiowego i nie domagał prawą ręką. Ucierpiała również buda Burka, drzwi zostały wyłamane z zawiasów, rozbite trzy kamienne garnki, a na koniec Staszek wyleciał przez nie otworzone okno. Co wcale nie przeszkadzało mu czuć się zwycięzcą.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline